Jarosław Kaczyński przez niemal dwie dekady rządził sceną polityczną Polski niemal absolutnie, z pozycji nieformalnego, ale niekwestionowanego władcy.
Jego strategia opierała się na centralizacji władzy w partii, kontroli nad mediami publicznymi i kreowaniu strachu społecznego wobec rzekomych zagrożeń zewnętrznych i wewnętrznych. Dziś jednak widać wyraźnie, iż ta era dobiega końca. Nie jest to dramatyczny upadek – jest to powolny proces osłabiania wpływów, który odsłania głębokie strukturalne słabości PiS.
Już od kilku lat pojawiają się symptomy kryzysu przywództwa. Kaczyński stracił instynkt polityczny, który kiedyś pozwalał mu przewidywać ruchy przeciwników i zaskakiwać konkurencję. Jego ostatnie decyzje – od nieudolnych prób utrzymania kontroli nad sądownictwem, przez politykę zagraniczną w pełnym chaosie, po permanentne konflikty z własnymi koalicjantami – odsłaniają lidera, który reaguje, zamiast inicjować. Efekt jest jednoznaczny: PiS staje się partią reaktywną, z trudem utrzymującą władzę, która jeszcze kilka lat temu wydawała się nie do ruszenia.
Wewnętrzne napięcia w PiS przestają być tajemnicą. Politycy, którzy jeszcze niedawno deklarowali bezwarunkową lojalność wobec Kaczyńskiego, coraz otwarciej kwestionują jego decyzje lub zaczynają planować własne kariery poza orbitą prezesa. Wielu z nich, widząc spadające poparcie społeczne, szuka nowego lidera, który zagwarantuje im przetrwanie polityczne. To nie są heroiczne kalkulacje, ale zimna, pragmatyczna polityka: przetrwać i utrzymać wpływy. Partia, która przez lata opierała się na lojalności wobec jednej osoby, teraz walczy z własnym rozpadem.
Ten kryzys władzy nie jest jedynie kwestią wizerunku – ma wymiar instytucjonalny. Kaczyński nie przygotował planu sukcesji, a struktura PiS w dużej mierze funkcjonuje dzięki jego osobistemu autorytetowi. Kiedy w grę wchodzi przyszłość polityczna, dawni protegowani prezesa zaczynają szukać alternatywnych ścieżek awansu. Niektórzy aktywnie wspierają wewnętrznych rywali, inni w milczeniu wycofują swoje zaangażowanie w najważniejsze decyzje. W praktyce oznacza to, iż PiS przestaje być jednolitą maszyną polityczną – staje się kolektywem interesów i negocjacji, w którym centralna postać traci kontrolę nad bieżącymi procesami.
Ostatnie miesiące tylko potwierdzają ten trend. Przykłady nieudanych legislacyjnych inicjatyw, otwarte konflikty w koalicji rządowej czy lawinowe spadki w sondażach pokazują, iż strategia „wszystko pod kontrolą” Kaczyńskiego przestaje działać. Partia, która jeszcze niedawno mobilizowała wyborców strachem i emocjami narodowymi, dziś walczy z rzeczywistością: brak spójnej wizji, rosnące wewnętrzne tarcia i widoczna erozja autorytetu lidera.
Dla obserwatora spoza obozu PiS kryzys ten jest zrozumiały. Każdy system oparty na wodzu, bez przygotowanego mechanizmu sukcesji, prędzej czy później staje wobec podobnych problemów. Kaczyński stworzył partię, w której lojalność była celem samym w sobie, a nie instrumentem budowania trwałych struktur. Teraz politycy, którzy kiedyś szli za jego wizją, starają się znaleźć nowego patrona lub przynajmniej sposób, by nie zostać w tyle, kiedy partia zmieni kierunek.
Schyłek Kaczyńskiego nie jest dramatyczny ani spektakularny. Jest powolny, cichy i niemal niezauważalny dla tych, którzy jeszcze kilka lat temu byli przekonani o jego niezastąpioności. Ale jest nieodwracalny. Partia, która opierała się na jednej osobie, staje w obliczu nie tylko kryzysu wizerunkowego, ale przede wszystkim strukturalnego. PiS czeka przetasowanie wewnętrzne – a politycy, którzy kiedyś byli bezwzględnymi sojusznikami prezesa, dziś redefiniują jego dziedzictwo, kierując partię w nową, niepewną przyszłość.