„Elementy humanitaryzmu”. Wciąż jesteśmy zakładnikami populistów

8 miesięcy temu

Kolejne wypowiedzi Macieja Duszczyka dowodzą, iż moje obawy o cel jego obecności w rządzie były słuszne. Miał on być tym „elementem humanitaryzmu”, o którym w exposé mówił Donald Tusk – figowym listkiem zasłaniającym brutalność w projekcie bezpieczeństwa polskich granic. Teraz już wiadomo, iż będzie ją nie tyle zasłaniał, ile tłumaczył.

Dwa dni po tym, jak organizacje prawnoczłowiecze wystosowały petycję do premiera Donalda Tuska o zaprzestanie wywózek, Maciej Duszczyk, wiceminister MSWiA, udzielił wywiadu Agnieszce Lichnerowicz. Powtórzył w nim wielokrotnie słowo klucz „bezpieczeństwo”, nie wydaje mi się jednak, żebyśmy mogli czuć się bezpieczni, dopóki polityka migracyjna będzie zakładniczką populistycznych haseł.

Co usłyszeliśmy w rozmowie? „Mur oczywiście zostaje, mur trzeba wzmocnić”, „nie wiadomo, kim są migranci”, „szlak migracyjny przez Białoruś nie jest naturalny”, „nie przyjmiemy żadnego migranta z paktu migracyjnego”, i najlepszy z cytatów z wiceministra Duszczyka: „No, o ile sądy będą orzekać, iż Polska nie może chronić własnych granic, to nie jestem w stanie tego zrozumieć”. Przyjrzyjmy się tym cytatom z bliska.

„Mur oczywiście zostaje, mur trzeba wzmocnić”. Maciej Duszczyk tłumaczył już, iż mur nie jest skuteczny, bo stoi zbyt blisko linii granicy i białoruskie służby mogą pomagać migrantom w jego przekraczaniu. jeżeli ktoś miał nadzieję, iż z granicy zniknie choć concertina, która kaleczy i zabija ludzi i zwierzęta, ukrywana w krzakach, a choćby w sitowiu i pod wodą – będzie zawiedziony. Zwoje concertiny zostają, ale po naradach z przyrodnikami mają być dodatkowo otoczone siatkami, tak, by zwierzęta nie wpadały w nią bezpośrednio.

Rozbudowany ma też zostać system perymetryczny. Perymetria, czyli system czujników ruchu, pozwala śledzić i zatrzymywać osoby, które przedostały się przez granicę, ale i informować o tych, które się do niej zbliżają i je odstraszać. „Migranci odchodzą na widok straży” – mówił prof. Duszczyk, który uważa, iż to bardzo dobre rozwiązanie, gdyż „nie wiadomo, kim są migranci”.

Co zresztą jest prawdą. Ponieważ przejścia graniczne są zamknięte, choćby osoby wysadzane przez służby białoruskie w lesie i szukające legalnego punktu przekroczenia granicy nie mogą z niego skorzystać. A prawdopodobnie migranci chcieliby móc jak ludzie przejść przez granicę, gdyby tylko dać im taką szansę. Niestety, legalne przejścia są zamknięte, a choćby jeśliby byłyby otwarte, to paszporty migrantów okazują się niewystarczające.

Nieco dziwi też satysfakcja, z jaką osoba zajmująca się polityką migracyjną mówi o strachu, jaki wzbudzają polscy funkcjonariusze. Miałam nadzieję, iż wraz ze zmianą władzy nastąpi zwrot w podejściu do służb mundurowych. Od 2021 roku funkcjonariusze odbywają na polsko-białoruskiej granicy swoisty trening łamania praw człowieka, „Afganistan”, jak mówił Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a do tego szkolenie z bezduszności – stosując wywózki, upokarzając ludzi, śmiejąc się, kiedy migranci zaplączą się w zwoje drutu, przechodząc przez płot, rozdzielając rodziny, urządzając polowania, lekceważąc życie i zdrowie ludzi, którzy znajdują się na polskiej ziemi, i którym zgodnie z prawem należy się ochrona.

Te same służby po odbyciu treningu wracają do pracy w Gorzowie, Grodzisku czy Poznaniu i jak myślicie? – zapomną, czego się nauczyły na granicy, kiedy trafią na ulice własnych miast? prawdopodobnie nie. A może liczycie na łagodniejsze traktowanie z przesłanki rasistowskiej i „dobry wygląd”?

Oczywiście, jeżeli nie przyjmujemy wniosków, to nie wiemy, kto do nas przychodzi. Czy to jednak daje nam prawo by sądzić, iż te osoby zagrażają bezpieczeństwu państwa? Prof. Duszczyk zdaje się uważać, iż tak, a w związku z tym mamy prawo bronić się przed nimi wszelkimi sposobami. Zdaje się też dosłownie interpretować „zagrożenie granicy” jako zagrożenie infrastruktury granicznej. Niszczenie jej, zdaniem profesora, może uzasadniać wywózki, na co ma wskazywać art. 33 ust. 1 konwencji genewskiej z 1951 roku.

Prawniczka Marta Górczyńska zwraca jednak uwagę, iż dopóki wywózki są praktykowane, nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy w przypadku konkretnej osoby zasadę non-refoulement, czyli zakaz zawracania osoby do kraju niebezpiecznego, a za taki trzeba uznać Białoruś, można zawiesić, bo nie wiemy, czy rzeczywiście stanowi dla państwa zagrożenie.

Z dużym rozczarowaniem wysłuchałam dzisiaj rozmowy @MaciekDuszczyk z red. Lichnerowicz w @Radio_TOK_FM. W wypowiedzi wiceministra znalazło się powielanie błędnych tez dotyczących stanu prawnego na granicy. Krótki wątek poniżej https://t.co/mIjpkxAt6M

— Marta Górczyńska (@MarGorczynska) January 12, 2024

Na pytanie Agnieszki Lichnerowicz o to, co będzie, jeżeli sądy będą orzekać nielegalność wywózek i spadnie to na karb nowego rządu, Maciej Duszczyk odpowiedział: „No, o ile sądy będą orzekać, iż Polska nie może chronić własnych granic, to nie jestem w stanie tego zrozumieć”. Czyli bezpieczeństwo polskich granic nie oznacza bezpieczeństwa w polskich granicach. Jesteśmy bardzo humanitarni, ale lepiej do nas nie podchodź. Nie prowokuj.

Kiedy skończą się wywózki?

Jak długo wiceminister dopuszcza stosowanie wywózek? Aż zamknie się szlak migracyjny, który wiceminister uznaje za „nienaturalny”. interesująca jestem, jaki szlak uznawany jest przez prof. Duszczyka za „naturalny”, skoro żyjemy w świecie zglobalizowanym, latają samoloty i trwa handel choćby z krajami, które swoim obywatelom nie są w stanie wydać skutecznego paszportu. „Nienaturalność” tego szlaku jest podobnego kalibru jak „nienaturalność” faktu, iż migranci mogą mieć markowe ciuchy, walizki na kółkach czy dobre telefony. Rozumiem, iż „naturalna migracja” to taka, kiedy idzie człowiek goły i bosy na piechotę.

Oczywiście, szlak spopularyzował Łukaszenko, sprzedając wizy i kłamiąc, iż wystarczy przejść przez las, by znaleźć się w Niemczech, ale ten szlak istniał także wcześniej i nie da się go w łatwy sposób zamknąć. Tym bardziej iż – umówmy się – politykom nie będzie teraz wcale na tym zależało.

Pakt migracyjny ma wejść w życie dopiero w 2027 roku. Donald Tusk, na co powołał się Maciej Duszczyk, obiecał, iż Polska nie przyjmie w ramach relokacji ani jednego migranta. Naszymi najsilniejszymi argumentami są wojna w Ukrainie i uchodźstwo stamtąd oraz właśnie presja na granicę polsko-białoruską. Czyli w negocjacjach paktu presja na granicę choćby nam służy. Może dlatego wciąż brakuje nacisków ekonomicznych i innych sankcji na reżim białoruski? Może dlatego wciąż nie ma punktu, w którym będąc migrantem, można zgłosić się z prośbą o azyl, z wizą, z uzasadnieniem?

„Orzecznictwo sądów krajowych, rekomendacje Komisarz Praw Człowieka Rady Europy, Dunji Mijatović, oraz specjalnego sprawozdawcy ONZ ds. praw człowieka, Felipe Gonzáleza Moralesa, a także wielokrotne wystąpienia Rzecznika Praw Obywatelskich wskazują na sprzeczność powyższych regulacji [wywózek – przyp. red] z prawem krajowym, unijnym oraz międzynarodowym, […] Naruszają również konstytucyjną gwarancję dostępu do procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce oraz gwarancje proceduralne dotyczące postępowań administracyjnych” – piszą w apelu do premiera Donalda Tuska organizacje humanitarne.

Odpowiedź na razie jest tak samo populistyczna jak kampania wyborcza, w której migracją straszył PiS, ale straszyła też KO. Nie ma innego pomysłu na migrację, niż wykorzystać ją do bieżącej polityki wewnętrznej oraz wewnątrzunijnej. Niestety, wraz z objęciem urzędu przez prof. Duszczyka nie nastąpiła żadna zmiana, choćby na poziomie języka, jakim mówi się o migracji.

Terror praworządności

Być może warto zobaczyć tę sprawę właśnie w kontekście bieżącej polityki. Ogromną siłą wyborczą okazały się środowiska domagające się zmiany i powrotu praworządności, czyli organizacje kobiece i prawnoczłowiecze. I właśnie postulaty tych środowisk wciąż nie są spełniane. Nadal, żeby cieszyć się pełnią praw człowieka, trzeba być w Polsce białym mężczyzną. Ani kobiety, zwłaszcza w wieku rozrodczym, ani ludzie o niebiałym kolorze skóry czy niepolskim pochodzeniu etnicznym nie mogą być pewni, iż ich bezpieczeństwo, prawo do życia i zdrowia czy bezpieczeństwo ekonomiczne będą chronione przez państwo.

Ich prawa stają się zakładnikami innej poważnej grupy wyborczej – Polaków cynicznych, elektoratu, który może od PiS odchodzić, a który jest konserwatywny, dość ksenofobiczny, wystawiany na antymigrancką propagandę oraz treści Kościoła i organizacji okołokościelnych w rodzaju Ordo Iuris.

Czy w razie prawdopodobnych wcześniejszych wyborów, w sytuacji prób sparaliżowania władzy przez PiS i prezydenta Dudę, niespełnianie oczekiwań prawnoczłowieczych może się przydać Koalicji 15 października? Obawiam się, iż politycy mogą w ten sposób myśleć. To gra przywilejem. Na kołku zawieszono nie obietnice ekonomiczne czy rozliczenia nadużyć władzy wobec instytucji, tylko prawa grup najsłabszych. Znów przypomina się ballada Wojciecha Młynarskiego o dwóch koniach, z których jeden był posłuszny, a drugi nie, ale baty dostawał ten posłuszny, na postrach temu, którego woźnica w istocie obawiał się bardziej:

„Ten woźnica bat swój brał,
Brał go tęgo w dłonie obie
I grzecznego konia prał.

A do niegrzecznego mawiał,
Strojąc głos na srogi ton:
Jak się będziesz, draniu, stawiał,
To oberwiesz tak jak on!”.

Idź do oryginalnego materiału