- PGE Polska Grupa Energetyczna i Polskie Sieci Elektroenergetyczne uzgodniły nowy harmonogram eksploatacji bloków węglowych w elektrowniach konwencjonalnych Grupy PGE. Zgodnie z ustaleniami (...) czas pracy bloków w Elektrowni Rybnik został wydłużony do 2027 r. - poinformowały dosyć niespodziewanie PGE oraz Ministerstwo Aktywów Państwowych w komunikatach, które opublikowano w czwartek (5 grudnia) wieczorem.
O rosnących emocjach związanych z wygaszeniem bloków węglowych w Rybniku, a także Elektrowni Dolna Odra w Nowym Czarnowie koło Gryfina, pisaliśmy w pierwszej połowie września.
Zaczęło się od tej drugiej, gdyż tam lokalne władze podniosły alarm, iż wyłączenie bloków ma nastąpić znacznie szybciej niż wcześniej zapowiadano, a dodatkowo miasto może mieć z tego powodu problemy z dostawami ciepła. Następnie podobny scenariusz zaczął materializować się w Rybniku, choć tam główny akcent skupił się na skutkach społecznych i pracowniczych dla miasta. Po szczegóły, dotyczące początków tej sprawy, odsyłamy do artykułu pt. PGE podgrzała atmosferę w Dolnej Odrze, a co czeka Rybnik?
W Dolnej Odrze w tym roku oddano do użytku dwa bloki gazowo-parowe o łącznej mocy ponad 1,3 GW. Natomiast w Rybniku jest budowana jednostka gazowa o mocy niemal 800 MW, a jej oddanie do użytku jest planowane na przełomie 2026 i 2027 r. W obu elektrowniach pracują jeszcze po cztery bloki klasy 200 MW. Łącznie na każdą z elektrowni przypada po około 900 MW mocy w leciwych "dwusetkach", które do użytku oddano w latach 70. ubiegłego wieku.
Zgodnie z czwartkowym komunikatem, dwa bloki w Rybniku, z w tej chwili działających czterech, będą wykorzystywane do końca czerwca 2026 r., a dwa kolejne będą również w 2027 r.
- Dzięki tej decyzji uwzględnione zostaną potrzeby sieciowe Krajowego Systemu Elektroenergetycznego i zapewnione zostanie bezpieczeństwo energetyczne, przy jednoczesnym zagwarantowaniu lokalnym odbiorcom w Rybniku niezagrożonych dostaw ciepła - podkreślono.
Wcześniej PGE zapowiadała, iż zakończy w blokach węglowych produkcję energii do końca grudnia 2025 r., a ciepła do końca sierpnia 2026 r. Jednocześnie podkreślała, iż poprzednie władze spółki planował wyłączenie elektrowni już z końcem 2023 r.
Jest odpowiedzialność, a czy będą pieniądze?
W komunikacie o wydłużeniu pracy węglowego Rybnika oczywiście nie zabrakło wzniosłych cytatów, podkreślających wagę tej decyzji.
Robert Kropiwnicki, wiceszef MAP, stwierdził, iż jest ona "wzorowym przykładem prowadzenia odpowiedzialnej polityki energetycznej Państwa uwzględniającej potrzeby wszystkich Polaków i naszej gospodarki".
Wojciech Wrochna, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, który nadzoruje PSE, zaznaczył natomiast, iż jest ona "przykładem odpowiedzialnego podejścia do transformacji polskiej energetyki".
Z kolei Dariusz Marzec, prezes PGE, zadeklarował, iż spółka będzie "podejmować wszelkie możliwe działania zmierzające do minimalizacji negatywnych skutków dla lokalnych społeczności i naszych pracowników".
W komunikacie zabrakło jednak informacji, jak utrzymanie tych bloków ma zostać sfinansowane po 2025 r., gdy wygasną im kontrakty mocowe. Oczywiście zawsze opcją domyślną jest udział aukcjach uzupełniających rynku mocy, które są planowane na lata 2026-2028.
Prace nad nowelizacją ustawy o rynku mocy, która te aukcje ma wprowadzić, czeka na przyjęcie przez rząd i skierowanie do prac w Sejmie. Potem będzie musiała jeszcze zostać notyfikowana przez Komisję Europejską. Jak już pisaliśmy w listopadzie, kształt planowanych regulacji nie wzbudził w branży dużego entuzjazmu.
Zobacz więcej: Pomysły rządu na utrzymanie starych elektrowni węglowych nie zachwycają energetyków
Do rynku mocy dla starych węglówek wrócimy jeszcze później. Warto jednak jeszcze wcześniej zwrócić uwagę na sam zwrot wydarzeń związanych z Rybnikiem. Cytowany wcześniej wiceminister Kropiwnicki, w ostatnich tygodniach w odpowiedzi na interpelacje poselskie odpowiadał niemal hurtowo stanowiskiem PGE, w którym dowodziła ona braku opłacalności dalszej eksploatacji bloków węglowych.
- Elektrownia Rybnik przy obecnych cenach energii elektrycznej oraz kosztach związanych z zakupem paliwa i uprawnień do emisji CO2 nie pokrywa kosztów zmiennych swojej działalności, nie wspominając o kosztach stałych i nakładach inwestycyjnych związanych z jej funkcjonowaniem - pisał Kropiwnicki.
W 2023 r. wskaźnik wykorzystania mocy czterech bloków węglowych miał wynosić niecałe 25 proc., "co świadczy o szczytowym charakterze pracy na potrzeby KSE", a przyrost mocy gazowych i odnawialnych wpłynie na dalszy spadek tego wskaźnika.
Bezpieczeństwo energetyczne bywa względne
Podobnie wiceszef MAP odpowiadał też na interpelację odnośnie Dolnej Odry, gdzie cztery bloki węglowe miały osiągnąć w 2023 r. wskaźnik wykorzystania mocy na poziomie niespełna 30 proc.
- Biorąc pod uwagę, iż Elektrownia Dolna Odra od kilku lat nie zarabia na siebie oraz, iż powstały nowe bloki gazowo-parowe, zapewniające stabilność systemu elektroenergetycznego w tym regionie, PGE GiEK podjął uzasadnioną ekonomicznie decyzję dotyczącą terminu wyłączenia, gdyż analizy ekonomiczne i techniczne wskazują, iż nie ma żadnych perspektyw uzyskania rentowności produkcji energii w Elektrowni Dolna Odra - wskazał Robert Kropiwnicki.
Czy zatem w leżącej koło Gryfina elektrowni nie jest możliwy scenariusz podobny do tego, który właśnie został zakomunikowany w Rybniku?
Trudno tu cokolwiek przesądzać, bo gdy nieco ponad miesiąc temu prosiliśmy PGE o stanowisko do tego tematu, to w odpowiedzi napisano nam, iż "wyłączenie bloków węglowych w Elektrowni Dolna Odra i Elektrowni Rybnik w żaden sposób nie wpłynie na bezpieczeństwo energetyczne Polski". Jako uzasadnienie wskazywano zastąpienie wyłączanych mocy jednostkami gazowymi - oddanymi do użytku w Dolnej Odrze i budowanym blokiem w Rybniku. Niemniej - jak widać - czwartkowy komunikat ws. Rybnika już inaczej akcentował wagę tamtejszych bloków węglowych dla stabilności KSE.
Ponadto pytaliśmy też PGE o dostawy ciepła w Gryfinie i Rybniku.
- Wyłączenie bloków węglowych we wskazanych lokalizacjach nie oznacza przerw w dostawie ciepła do odbiorców. PGE realizuje wspólnie z samorządami plan działań, dzięki któremu, odbiorcy, zarówno mieszkańcy, jak i przedsiębiorcy, w Gryfinie i Rybniku będą mieli zapewnione nieprzerwane dostawy ciepła po zamknięciu obu elektrowni węglowych - informowało nas również biuro prasowe PGE.
Odnośnie ciepła, to w ostatnich dniach padły szersze deklaracje odnośnie Gryfina, bo PGE poinformowała, iż nowa ciepłownia gazowa o mocy ok. 28 MWt ma zostać oddana do eksploatacji w pierwszym kwartale 2027 r. Natomiast w okresie przejściowym, od września 2026 r. do czasu rozpoczęcia pracy nowej ciepłowni, dostawy ciepła mają zapewnić tymczasowe, mobilne kotłownie gazowo-olejowe.
Sytuacja w Dolnej Odrze nie jest więc jasna. Nieoficjalnie ze źródeł zbliżonych do PGE usłyszeliśmy, iż bloki węglowe jednak zostaną zamknięte zgodnie z harmonogramem. Ale wcale nie jest to przesądzone. - Na spotkaniu w czwartek żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły - tłumaczy nam osoba piastująca stanowisko w rządzie.
Z kolei PSE na wyłączenie bloków węglowych w Dolnej Odrze najchętniej by się nie zgodziło, bo choć powstały tam bloki gazowe, to jednak bilans będzie napięty (o czym w dalszej części artykułu), więc każde stabilne źródło się przyda. Ale oficjalnego stanowiska operatora w tej sprawie nie ma.
Siersza i Łaziska czekają co przyniesie los
Ale na Dolnej Odrze i Rybniku problemy polskiej energetyki ze starymi blokami węglowymi oczywiście się nie kończą, dlatego w ostatnich tygodniach również w należących do Taurona elektrowniach Łaziska i Siersza, gdzie wciąż działają kolejno cztery i dwa bloki węglowe, o łącznych mocach 900 oraz 300 MW.
Tam żadne decyzje o wyłączeniu bloków nie zostały zakomunikowane, ale zarząd Taurona nieustannie podkreśla, iż bez pozyskania nowych kontraktów mocowych taki scenariusz może być konieczny.
- Przez trzy ostatnie lata można było dużo zrobić, by utrzymać Sierszę. Jednak poprzednie władze spółki nic nie zrobiły. Oceniamy to bardzo krytycznie. Obecny zarząd jest zdeterminowany, by znaleźć rozwiązanie pozwalające na dalsze funkcjonowanie tego miejsca. Chcemy utrzymać zatrudnienie i płacić podatki w Trzebini - podkreśla Grzegorz Lot, prezes Taurona.
Pod koniec listopada spółka informowała, iż obok przedłużenia rynku mocy do 2028 r. alternatywne rozwiązania obejmują "przygotowanie jednostek do spalania innego rodzaju paliwa, na przykład biomasy lub stworzenie nowych inwestycji na tym terenie np. magazynu energii".
Tauron przypomniał też m.in. o ustawowych "urlopach energetycznych" dla pracowników w wieku przedemerytalnym, zapewniał o pomocy w poszukiwania nowego miejsca pracy w ramach grupy, a także uspokajał, iż ciepła dla Trzebini nie zabraknie.
Prezes Lot odwiedził też Łaziska Górne i tam również tłumaczył, iż rynek mocy to podstawowa opcja na przedłużenie pracy tamtejszej elektrowni. To śląskie miasto pozostało bardziej uzależnione od węgla, bo tuż obok elektrowni znajduje się należąca do PGG kopalnia Bolesław Śmiały, która w nadchodzących latach również ma zakończyć wydobycie.
Samorządowcy bronią elektrowni i apelują o wsparcie
W ostatnim czasie związkowcy ze śląsko-dąbrowskiej Solidarności zapowiedzieli na 9 stycznia w Warszawie demonstrację przeciwko zamknięciu elektrowni węglowych w Łaziskach i Rybniku. Jednak nie tylko związki zawodowe zamierzają stawać w obronie energetyki węglowej, ale również samorządowcy. Ci z sejmiku województwa małopolskiego wystosowali już apel o utrzymanie w ruchu Elektrowni Siersza.
Natomiast na początku listopada w Kozienicach spotkali się włodarze z dziewięciu samorządów, które są mocno związane z energetyką węglową. Obok gospodarza byli tam też przedstawiciele Trzebini, Gryfina, Jaworzna, Łazisk Górnych, Opola, Ostrołęki, Połańca i Rybnika. W samych Kozienicach elektrownia odpowiada za ok. 2 tys. miejsc pracy, co przekłada się na blisko 20 proc. całkowitego zatrudnienia w gminie.
Samorządowcy wystosowali apel do rządu, w którym oczekują m.in. precyzyjnych informacji dotyczących wyłączania poszczególnych elektrowni, zachowania ciągłości dostaw ciepła, wsparcia dla zwalnianych pracowników, a także pomocy dla samorządów w transformacji gospodarczej
Poza miejscami pracy elektrownie węglowe to dla gmin również istotny podatnik, ale trudno o precyzyjne dane, ile w tej chwili energetycy zostawiają w gminnych kasach z tytułu podatku od nieruchomości. Samorządy Rybnika, Gryfina czy Trzebini odmówiły nam podania takich informacji z uwagi na tajemnicę skarbową. Z kolei PGE nie odpowiedziała na prośby o takie dane.
Udało nam się jednak dowiedzieć od Taurona, iż Elektrownia Siersza takiego podatku zapłaci w 2024 r. ok. 8,4 mln zł. Natomiast w budżecie gminy Trzebinia na ten rok założono dochody w wysokości 186,5 mln zł, z czego ogólne wpływy z podatku od nieruchomości mają wynieść 44,3 mln zł. Dla porównania na inwestycje zaplanowano 19,1 mln zł.
Co jeżeli rynek mocy nie wypali?
Na koniec wróćmy jeszcze do rynku mocy, który potencjalnie ma być do 2028 r. dostępny dla bloków, które emitują więcej niż 550 g CO2 na kWh wyprodukowanej energii elektrycznej - dzięki wspomnianej wcześniej nowelizacji ustawy. Jednak jak pisaliśmy już w listopadzie, sami energetycy aukcjom dodatkowym w tym kształcie nie wróżą dużego sukcesu, a resort klimatu argumentuje, iż taki kształt regulacji przewidują przepisy unijne.
Biuro prasowe PSE, gdy kilka tygodni pytaliśmy o stanowisko ws. wyłączania starych bloków węglowych, przypominało, iż "zapewnienie wystarczalności generacji i spełniania kryteriów bezpieczeństwa w tym zakresie wymaga budowy nowych źródeł dyspozycyjnych, a każda wycofywana jednostka co do zasady powinna być zastępowana ekwiwalentnymi nowymi mocami".
- o ile zostaną zrealizowane zapowiadane odstawienia jednostek wytwórczych, a w ich miejsce nie pojawią się nowe moce dyspozycyjne, Polska w coraz większym stopniu będzie uzależniona od dostępności mocy u naszych sąsiadów - podkreślało PSE.
- Szansą na utrzymanie bezpieczeństwa dostaw w latach 2026-2028 jest wdrożenie, wynikającej z przepisów europejskich, derogacji od limitów emisyjnych, która pozwoli na ograniczony udział w rynku mocy także jednostek opalanych węglem. o ile budowane w tej chwili jednostki gazowe oraz morskie farmy wiatrowe zostaną ukończone w terminie, do 2028 r. nie powinniśmy obserwować większych problemów przy założeniu, iż bloki węglowe będą technicznie dostępne - oceniało PSE.
A co jeżeli aukcje zakończą się niepowodzeniem i leciwe "dwusetki" nie będą miały zagwarantowanego finansowania, co powinno skutkować ich wyłączeniem z powodów ekonomicznych? Tu potencjalnie może pojawić się prezes Urzędu Regulacji Energetyki, któremu Art. 40. 1. ustawy Prawo energetyczne przyznaje odpowiednie kompetencje.
Przepis ten wskazuje, iż "Prezes URE może nakazać, w drodze decyzji, przedsiębiorstwu energetycznemu, w tym także w upadłości, dalsze prowadzenie działalności objętej koncesją przez okres nie dłuższy niż 2 lata, jeżeli wymaga tego interes społeczny".
Z biura prasowego URE dowiedzieliśmy się jednak, iż wykorzystanie takich uprawnień nie jest w tej chwili rozważane, gdyż bloki węglowe niespełniające wymagań emisji CO2 będą mogły wziąć udział w planowanych aukcjach uzupełniających na lata 2026-2028.
Zatem artykuł 40 na razie nie wchodzi w grę, bo w tej formie nie nadaje się do zastosowania. Przepisy trzeba pilnie uzupełnić, bo nie wiadomo w jakim dokładnie trybie URE podejmuje taką decyzję, a także w jaki sposób takie elektrownie są finansowane - czy uczestniczą w rynku, czy też stoją w rezerwie?
- To są bardzo ważne kwestie, które muszą być prawnie rozstrzygnięte - mówi nam osoba z rządu. Poza tym URE musiałby dostać pieniądze z budżetu na utrzymanie takich elektrowni.
Kto powie to, co trzeba powiedzieć?
Zmiana stanowiska PGE w sprawie Rybnika nastąpiła pod naciskiem PSE, które obawia się o wystarczalność mocy w systemie. Kilkanaście dni temu PSE opublikowała dokument zatytułowany "Ocena wystarczalności na poziomie krajowym na lata 2025-2040". Dokument został przygotowany dla Komisji Europejskiej i ACER (unijnego regulatora energii). Jest dość hermetyczny, ale co nieco z niego można wyczytać. PSE daje do zrozumienia, iż w ciągu najbliższych kilku lat lepiej nie odstawiać żadnego bloku węglowego.
„Wyniki scenariusza bazowego NRAA, pokazują, iż w analizowanym okresie standard bezpieczeństwa dla Polski (rozdział 2.1) może nie być dotrzymany (Tab. 6.1). W głównej mierze jest to spowodowane ryzykiem trwałego odstawienia bloków węglowych, które już od pierwszego roku analizy są nieopłacalne. Dodatkowo brak jest wystarczającej liczby nowych inwestycji w źródła wytwórcze, które mogłyby zrównoważyć ubytki mocy w wyniku odstawienia wspomnianych źródeł węglowych” – czytamy w dokumencie.
„Scenariusz bazowy” to sytuacja, w której elektrownie węglowe nie mają dochodów z rynku mocy, a Polskę ratuje import energii oraz DSR czyli ograniczenie popytu przez odbiorców energii. A PSE ostrzega, iż możliwości wykorzystania importu i DSR „obarczona jest ryzykiem”, bo np. przy braku generacji OZE w Polsce ten sam problem może być również u sąsiadów.
Ale w dokumencie nie jest napisane wprost, ile bloków węglowych można bezpiecznie wyłączyć bo - jak nieoficjalnie tłumaczą nam w PSE - to nie jest rola operatora.
Z drugiej jednak strony z wielu źródeł wiemy, iż na spotkaniach w ministerstwach przedstawiciele PSE ostrzegają, iż najlepiej byłoby nie wyłączać żadnego bloku, bo bilans mocy jest napięty. Ale wszyscy wystrzegają się, żeby żadnego śladu takiej opinii nie było w oficjalnych dokumentach.
Minister aktywów państwowych na podstawie ustawy o infrastrukturze krytycznej wydaje ostateczną zgodę na zamknięcie elektrowni. Już dawno resort powinien powołany jakiś zespół, w skład którego weszliby ludzie z PSE, URE, być może także zaproszenie fachowcy z zewnątrz, którzy wydaliby dla resortu rekomendację w tej sprawie, za którą rząd wziąłby odpowiedzialność.
Ale polscy politycy w trudnych sprawach uwielbiają chować głowę w piasek i zrzucać odpowiedzialność na innych. W tym wypadku na spółki energetyczne.