
- – Dzięki debatom widzimy, jak kandydaci radzą sobie w interakcjach: jak potrafią się zachować, jaką mają prezencję, postawę – mówi dr Grzegorzewski. Medioznawca pamięta, iż już w kampanii 2015 r. zwracał uwagę, jak wspomina, na „zadzieranie podbródka” Andrzeja Dudy
- Czy trwający sezon debat będzie miał wpływ na wyniki, które poznamy po pierwszej turze wyborów? – Znaczenie ma wpadka Karola Nawrockiego, który stwierdził w debacie „Super Expressu”, iż ma tylko jedno mieszkanie, co zaczęli potem weryfikować dziennikarze Onetu – ocenia dr Grzegorzewski
- – Na pewno debaty zmieniły pozycję Sławomira Mentzena, na niekorzyść, bo on w debatach i w ogóle w interakcjach jest po prostu słaby – dodaje
- – Celnym strzałem była debata „Super Expressu”, w której to kandydaci zadawali sobie pytania i wchodzili bezpośrednio w dwustronne zwarcia – twierdzi ekspert. Zdaniem medioznawcy taka formuła debaty wcale nie świadczy o upadku dziennikarstwa
- Więcej takich komentarzy znajdziesz na stronie głównej Onetu
Tegoroczna kampania wyborcza obfituje w debaty kandydatów. Aż trzy takie starcia zorganizowała już TV Republika: „plenerowe” na rynku w Końskich – i dwa w studiu: między innymi w miniony piątek. W Końskich była też debata w tamtejszej hali sportowej, w której początkowo sztab Rafała Trzaskowskiego oczekiwał tylko Karola Nawrockiego, jednak dołączyła również większość z konkurentów obu faworytów. Jak dotąd wszystkich kandydatów zgromadziła tylko debata „Super Expressu” – w całości oparta o „pojedynki” kandydatów – ale obowiązek zaprezentowania pełnego peletonu ma TVP, która zaplanowała swoją debatę na nadchodzący poniedziałek.
„Pierwowzór Końskich” z 2005 r.
Aż takiej obfitości debat nie spodziewał się dr Krzysztof Grzegorzewski z Katedry Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego. Chociaż medioznawca przypomina, iż w okresie wyborów prezydenckich z października 2005 r. telewizje – szczególnie TVN – dość często konfrontowały ze sobą zwłaszcza ówczesnych faworytów: Lecha Kaczyńskiego oraz Donalda Tuska.

Lech Kaczyński i Donald Tusk podczas debaty w studiu TVN (20 października 2005 r.)
Zresztą, jak wspomina dr Grzegorzewski, 2005 r. był szczególny: zaledwie miesiąc przed wyborami prezydenckimi rozstrzygnęły się parlamentarne, a częścią kampanii „na premiera” była wrześniowa debata telewizyjna, zorganizowana w plenerze .
– Ja pamiętam, iż w tamtej debacie, a dla TVP współprowadził ją wtedy także Kamil Durczok, występowali między innymi Jarosław Kaczyński, Jan Maria Rokita i Marek Borowski. A redaktor Gawryluk pokrzykiwała na publiczność, żeby się uspokoiła, bo ludzie tam ciągle gwizdali i przeklinali polityków – wspomina dr Grzegorzewski. – I okazało się, iż dwie dekady później podobny „numer” robi TV Republika w Końskich. Oczywiście, aby uderzyć w planowane na ten sam wieczór wydarzenie sztabu Trzaskowskiego w miejscowej hali.

„Plenerowa” debata TV Republika na rynku miasta Końskie (11 kwietnia 2025 r.)
Co nam dały debaty?
Według dr. Grzegorzewskiego to właśnie kampanijne starcia w Końskich, chociaż pełne kuriozów – w tym „wiecowego wrzasku i jazgotu”, jak mówi medioznawca, na rynku w tym mieście – „nakręciły” zainteresowanie Polaków debatami. Teraz chcemy wiedzieć, kto dojedzie, a kto nie dojedzie i przede wszystkim, jak się zaprezentuje.
– Dzięki debatom widzimy, jak kandydaci radzą sobie w interakcjach: jak potrafią się zachować, jaką mają prezencję, postawę. I możemy to sobie od razu przełożyć na potencjalne zachowania tego człowieka jako prezydenta – mówi dr Grzegorzewski. Medioznawca pamięta, iż już w kampanii 2015 r. zwracał uwagę, jak wspomina, na „zadzieranie podbródka” Andrzeja Dudy. A także na inne zachowania, wskazujące na upodobanie do patosu tego kandydata, nie tylko w debatach, ale i podczas wieców.
– I faktycznie były to zalążki późniejszego napuszenia i megalomanii – ocenia dr Grzegorzewski.

Debata w pierwszej kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy. Przyszły prezydent w studiu TVP (5 maja 2015 r.)
Czy trwający sezon debat będzie miał wpływ na wyniki, które poznamy po pierwszej turze – z 18 maja?
– Bez wątpienia znaczenie ma wpadka Karola Nawrockiego, który stwierdził w debacie „Super Expressu”, iż ma tylko jedno mieszkanie, co zaczęli potem weryfikować dziennikarze Onetu – mówi dr Grzegorzewski, nawiązując do afery z kawalerką pana Jerzego z Gdańska, przejętą przez Nawrockiego. Dr Grzegorzewski przychyla się przy tym do prognozy prof. Antoniego Dudka, który wylicza, iż afera ta może kosztować Nawrockiego „jakieś trzy-pięć procent” poparcia. Choć – zdaniem medioznawcy – raczej trzy procent.
– Na pewno debaty zmieniły pozycję Sławomira Mentzena, na niekorzyść, bo on w debatach i w ogóle w interakcjach jest po prostu słaby – ocenia dr Grzegorzewski.
Medioznawca zauważa także powrót na polityczną scenę, po wielu latach, Joanny Senyszyn, której ponownie pozwoliły zaistnieć właśnie debaty. – I to jeszcze w pokoleniu Z, które zaczęło ją przedstawiać dla przykładu jako imperatorkę w stylu „Gwiezdnych Wojen”. Chociaż jej urok i tak nie przełoży się na poparcie wyższe niż śladowe 2 proc. – prognozuje dr Grzegorzewski. Podobny wynik przewiduje on dla Krzysztofa Stanowskiego, który – zdaniem medioznawcy – zgrabnie wypełnia przyjętą rolę błazna, choć prawdopodobnie wcielił się w niego, „aby stymulować własne biznesy”.

Debata prezydencka w studiu telewizyjnym „Super Expressu” (28 kwietnia 2025 r.)
Dr Grzegorzewski dodaje, iż zasługą sezonu debat jest rozpoczęcie dyskusji o rzetelności systemu, który potwierdził prawidłowość zebrania 100 tys. podpisów – niezbędnych do rejestracji jako kandydat na prezydenta – przez kogoś takiego jak Maciej Maciak, czyli otwarcie prorosyjski kandydat, przyznający się do podziwu dla Władimira Putina (Maciak zrobił to w debacie „Super Expressu”).
– Maciak, człowiek kompletnie nieznany, nagle zdobywa 100 tys. podpisów. To jest dość zdumiewające. A to właśnie debata go zdradziła, zdemaskowała. Co to za człowiek? – rozmyśla dr Grzegorzewski. – Nie sądzę, aby to był agent wpływu, albo ktoś podobny, bo agentura wymaga minimum inteligencji. To raczej lokalny naturszczyk, o poglądach dość mocno „zwichrowanych”, ale to właśnie w debacie on te poglądy ujawnił.
Dziennikarze jako „odmierzacze czasu”?
Skoro już na początku rozmowy z Onetem dr Grzegorzewski wskazał pierwszą debatę TV Republiki w Końskich jako pełną „jazgotu i wrzasku”, którą stawia on na przeciwnym biegunie: jako najlepszą?
– Celnym strzałem była debata „Super Expressu”, w której to kandydaci zadawali sobie pytania i wchodzili bezpośrednio w dwustronne zwarcia – twierdzi dr Grzegorzewski. Medioznawca zdecydowanie nie zgadza się przy tym ze zdaniem Magdaleny Rigamonti z redakcji Onetu, iż dziennikarze, którzy mieli prowadzić tę debatę, stali się tylko „odmierzaczami czasu”, a zamiast nich „mogły tam równie dobrze stać hostessy” (taką opinię Rigamonti wyraziła zaproszona do jednego z programów TVP).
– Cenię redaktor Rigamonti, ale debata „Super Expressu” nie świadczy o upadku dziennikarstwa – mówi dr Grzegorzewski. – Debata to gatunek telewizyjny zawsze sprowadzający rolę dziennikarzy tylko do moderatorów. Przecież, choćby gdy oni zadają pytania, są to pytania uzgodnione ze sztabami.
Medioznawca stawia tezę, zgodnie z którą „debata przedwyborcza nie jest gatunkiem dziennikarskim”. – W tym formacie dziennikarze mają sprawnie moderować, ewentualnie pilnować porządku, kiedy ktoś ewidentnie łamie zasady debaty publicznej, na przykład zaczyna być wulgarny, ale dziennikarze powinni się wykazywać na innych polach – uważa dr Grzegorzewski. – Dziennikarze prowadzą swoje programy publicystyczne, wywiady, piszą felietony. Mają całe mnóstwo swoich gatunków, w których „nie odstawiają nogi”.