Ego ponad państwem. Nawrocki kontra rzeczywistość

4 dni temu
Zdjęcie: Nawrocki


Ostatnie dni przyniosły kolejne symptomy, iż Karol Nawrocki zdaje się tracić kontakt z rzeczywistością.

Prezydent, który podczas pierwszej zagranicznej wizyty w Białym Domu spotkał się z Donaldem Trumpem, postanowił wystąpić w roli moralnego autorytetu i pouczać szefa polskiej dyplomacji, Radosława Sikorskiego. Za pośrednictwem mediów społecznościowych napisał do ministra: „Proszę poprawić zbroję (sic! – red.) i z powagą reprezentować poważnego partnera USA – Polskę”. Brzmi groźnie i zdecydowanie, tyle iż w tym tonie kryje się pycha i przekonanie, iż sam Nawrocki jest jedynym strażnikiem państwowej powagi.

Nie można przejść obojętnie obok faktu, iż w tym samym czasie Sikorski prowadził rozmowy w Białym Domu, nagrywając krótkie filmy dokumentujące przebieg spotkań. „Z Kevinem Hassettem, szefem rady doradców ekonomicznych Prezydenta Trumpa, rozmawialiśmy w Białym Domu głównie o perspektywach uczestnictwa Polski w pracach Grupy G-20” – wyjaśnił w mediach społecznościowych minister. Jasno pokazuje to, iż polska dyplomacja nie stoi w miejscu, a wysiłki Sikorskiego służą realnym interesom Polski, nie własnej autoprezentacji.

Tymczasem Nawrocki nie tyle apeluje o powagę, co wtrąca się w sprawy, których po prostu nie rozumie. Polska od dłuższego czasu nie ma ambasadora w USA, a on w roli samozwańczego strażnika etykiety dyplomatycznej wydaje wyroki moralne, jakby sam stał ponad instytucjami państwa. „To nie jest kwestia Pana dobrego – acz niepokojącego – samopoczucia. To są sprawy państwowe” – pisze, jednocześnie sam lekceważąc fakt, iż nie uczestniczył w samej wizycie, czyli w kluczowej części reprezentowania Polski.

Ta postawa niepokoi z kilku powodów. Po pierwsze, sygnał, jaki wysyła prezydent, jest mylący dla opinii publicznej. Zamiast pokazać jedność państwa wobec strategicznego partnera, przedstawia własną wersję „powagi”, która jest w dużej mierze performatywna. Po drugie, Nawrocki demonstruje, iż uzurpuje sobie prawo do oceniania ekspertów – w tym przypadku ministra spraw zagranicznych – w kwestiach, których sam nie koordynuje. To klasyczny przykład polityka, który w roli samozwańczego zbawcy interpretuje świat przez pryzmat własnej percepcji, ignorując procedury i kompetencje instytucji.

Nie można pominąć faktu, iż Polska od lat aspiruje do większej roli na arenie międzynarodowej, a uczestnictwo w G-20 i spotkania w Waszyngtonie mają wymiar strategiczny. Sikorski dba o te relacje, a Nawrocki ogranicza się do komentarzy z daleka. Jego wezwania do „poprawienia zbroi” brzmią bardziej jak lekcja moralna niż konstruktywna uwaga merytoryczna. I tu tkwi problem – prezydent, zamiast wspierać państwo, odsuwa się od meritum, zamieniając dyplomację w pole do autoprezentacji i kontroli wizerunku.

Co gorsza, Nawrocki swoją retoryką wzmacnia podziały w polityce zagranicznej. Sugerując, iż minister spraw zagranicznych zachowuje się niepoważnie, stawia Polskę w niezręcznej pozycji wobec partnerów międzynarodowych. Taki ton może być odbierany jako brak spójności władzy państwowej, a w dyplomacji jest to waluta wyjątkowo deficytowa.

Czytelnicy powinni więc zadać sobie pytanie: czy chcemy przywódcy, który uważa się za jedynego strażnika powagi państwa, czy pragmatycznego ministra, który konsekwentnie działa na rzecz interesu Polski? To, co obserwujemy w mediach społecznościowych, to nie jest kwestia emocji ministra, ale przekonania prezydenta, iż może pouczać wszystkich wokół, bo sam stał się „zbawcą narodu”.

W polityce międzynarodowej nie ma miejsca na takie zachowania. Liczą się działania, negocjacje, umiejętność reprezentowania kraju w sposób profesjonalny i spójny. I w tym zestawieniu Sikorski wypada zdecydowanie lepiej niż Nawrocki, który w roli samozwańczego arbitra próbował narzucić własną interpretację powagi.

Karol Nawrocki zdaje się tracić poczucie proporcji. Jego działania pokazują, iż utożsamia siebie z najwyższym autorytetem moralnym, podczas gdy realna dyplomacja wymaga kompetencji, a nie samoistnej pewności siebie. Polska potrzebuje liderów odpowiedzialnych, którzy działają na rzecz państwa, a nie polityków, którzy próbują pouczać wszystkich dookoła, bo przewróciło im się w głowie, iż są zbawcami narodu.

Idź do oryginalnego materiału