W rozmowie z partyjnym tygodnikiem „Do Rzeczy” Karol Nawrocki zaczął opowiadać dosłownie niestworzone historie. Przyznał się na przykład do tego, kiedy zaczął myśleć o swoim starcie w wyborach prezydenckich.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
– Osobiście pomyślałem o tym po 100 dniach rządu Donalda Tuska. Okazało się wówczas, iż obietnice złożone w kampanii wyborczej nie zostały zrealizowane, jest problem z budową CPK, opóźniana jest elektrownia jądrowa. Moim motywatorem była też moja żona – bajdurzył Nawrocki.
– Przede wszystkim pomyślałem o zadaniu, o tym, iż Polsce należy się ciężka praca jej liderów. Miałem wówczas wątpliwości, czy sytuacja, w której znaleźliśmy się po 13 grudnia, służy naszej ojczyźnie. Na pierwszym miejscu musi być troska o dobre życie Polaków, a nie zajmowanie się samym sobą przez polityków i skupienie tylko praktycznie na likwidacji przeciwnika – dodał dalej.
My tylko się zastanawiamy, po co tyle pięknych słów? Przecież i tak wiadomo, iż o wszystkim zadecydował Jarosław Kaczyński.