Dziesiątki naruszeń prawa wyborczego. Sprawcy mogą słono zapłacić

5 godzin temu
Rozpoczęły się wybory prezydenckie w Polsce. Do zamknięcia lokali wyborczych nie wolno agitować na rzecz żadnego z kandydatów, ani publikować sondaży. Cisza wyborcza zaczęła się wraz z sobotnią dobą. I – jak wynika z danych policji – była wielokrotnie łamana. Sprawcy wykazywali się zarówno bezmyślnością, jak i brawurą.


Tej drugiej potrzebowali z pewnością łamacze ciszy z Kielc. Ktoś na osiedlu Ślichowice zerwał plakat wyborczy i powiesił dwa inne. Można domniemywać, iż zerwany plakat pokazywał innego polityka lub polityczkę, niż dwa na nowo powieszone.

To zresztą przypadek dość interesujący z prawnego punktu widzenia: zerwanie plakatu jednego kandydata nie jest łamaniem zakazu agitacji, ale wykroczeniem. Ciszę łamie za to powieszenie nowych plakatów.

Z kolei po Białymstoku miał chodzić mężczyzna z flagą, na której widniała nazwa jednego z komitetów wyborczych. Ciszę najprawdopodobniej złamali też dwaj posłowie.

Sprawcom grożą grzywny


Najgłośniejszą czkawką odbił się wpis na Facebooku Arkadiusza Myrchy. Zdjęcie i zachęta do głosowania na konkretnego kandydata pojawiły się w nocy z piątku na sobotę, ale już po północy. Identycznie stało się w przypadku kolejnego posła, Piotra Głowskiego. Błąd, czy celowe działanie? O tym i o wysokości kary rozstrzygnie policja.

Najwięcej kosztuje opublikowanie sondażu w trakcie ciszy wyborczej. Można za to zapłacić od pół miliona do miliona złotych kary.

W całym kraju policja zarejestrowała w sobotę 72 przypadki naruszenia ciszy wyborczej, z czego najwięcej w internecie.

Przypomnijmy: do godz. 21.00 w niedzielę trwa cisza. Przepisy zabraniają agitacji i publikowania sondaży. jeżeli ktoś uzna, iż jest świadkiem łamania zakazu agitacji wyborczej, powinien powiadomić o tym policję. O tym czy doszło do złamania prawa, zdecydują organy ścigania i sądy.

Idź do oryginalnego materiału