Dziennikarz X, czyli jak ze śledczego zrobić internetowego szeryfa i zastraszać internautę

3 dni temu
Zdjęcie: Dziennikarz X, czyli jak ze śledczego zrobić internetowego szeryfa i zastraszać internautę


Są w Polsce dziennikarze, którzy z uporem godnym lepszej sprawy tropią polityczne afery, badają przepływy pieniędzy, patrzą władzy na ręce. Ale jest też dziennikarz X — człowiek, który postanowił, iż największym zagrożeniem dla demokracji jest… anonimowy internauta z Twittera. Dziennikarz X nie śledzi wtedy przekrętów PiS, nie bada mętnej kasy fundacji posła, nie zagląda do tego, co tam polityk ukrywa w oświadczeniu majątkowym. Nie. On ma nową pasję: zdemaskować użytkownika, bo ten miał czelność napisać coś nie po jego myśli.

I to już nie jest śledztwo. To jest krucjata. Krucjata przeciwko absolutnie dowolnemu człowiekowi, który ośmieli się mieć inne zdanie niż on. Kiedyś, żeby zostać wrogiem publicznym, trzeba było chociaż wyprowadzić z budżetu kilka milionów.
Dziś wystarczy, iż napiszesz pod tweetem dziennikarza X, iż się z nim nie zgadzasz.
Wtedy X odpala tryb tropiciela. Najpierw aluzje. Później żarciki. A w końcu: „A wiecie, iż ….”

Dziennikarz X to mistrz półsłówek. On nigdy nic nie powie wprost. On tylko zasugeruje, iż „coś wie”. Że „ma informacje”. Że „ustala fakty”. Czyli: nie grożę ci, ale zobacz, jak blisko stoję i jak głośno oddycham. To taki rodzaj presji, która od lat jest podstawowym narzędziem ludzi, którzy nie mają argumentów, więc używają atmosfery strachu. Kiedyś robiła to władza. Dziś robi to dziennikarz X w mediach społecznościowych.

Walka z hejtem? Nie. To walka o jego własne ego. I wyraz wielkiej niestabilności emocjonalnej. Gdyby dziennikarz X naprawdę walczył z patologiami internetu, tropiłby boty fabryczne, farmy trolli, setki fejkowych kont sterowanych przez partie. Ale to wymaga roboty. A X woli wygodne ofiary — zwykłych ludzi. Dlaczego? Bo zwykły człowiek nie ma możliwości się bronić. Nie ma własnej redakcji, nie ma zasięgów, nie ma prawników. Ale ma coś, co pan X uwielbia najbardziej: strach przed ujawnieniem tożsamości. To paliwo dla jego ego.

Najsmutniejsze w tej całej historii jest to, iż dziennikarz X prawdopodobnie zaczynał uczciwie. Może choćby wierzył, iż zmieni świat. Może miał misję, może chciał demaskować nadużycia.
A dziś? Dziś biega po internecie, machając lupą, jak Scooby-Doo tropiący złoczyńcę, który okazuje się zwykłym turystą w stroju potwora. Tyle iż X wcale nie zdejmuje tej maski z humorem. On robi to z poczuciem triumfu. Jakby odkrył aferę stulecia. I to każe stawiać pod znakiem pytania jego zdrowie psychiczne. Bo normalne to nie jest.

Jeżeli dziennikarz śledczy zaczyna zachowywać się jak samozwańczy szeryf, o ile zamiast tropić układy tropi internautów, to naprawdę czas zadać pytanie: kto tu jest zagrożeniem dla debaty publicznej — anonimowy użytkownik czy dziennikarz, który zapomniał, po co jest ten zawód?

Idź do oryginalnego materiału