Dziennikarstwo na sprzedaż. Dlaczego część mediów pluje na Tuska i Trzaskowskiego?

4 dni temu
Zdjęcie: Dziennikarstwo na sprzedaż. Dlaczego część mediów pluje na Tuska i Trzaskowskiego?


Nie sposób pojąć tej – nazwijmy to delikatnie – niechęci, z jaką spora część mediów traktuje premiera Donalda Tuska i prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Nie chodzi tu o krytykę, która jest zdrowym elementem demokracji. Chodzi o obsesję. O uporczywe, niemal histeryczne czepialstwo, które rządzi nagłówkami, komentarzami i pseudoanalizami.

Donaldowi Tuskowi od momentu powrotu do polskiej polityki wróżono klęskę. „Nie da rady”, „to nie te czasy”, „Polacy go nie chcą”. Każdy jego krok był rozliczany według podwójnych standardów. Teraz to samo zaczyna dotykać Rafała Trzaskowskiego. Narracja? „Za słaby”, „nie charyzmatyczny”, „bez szans”. Nieważne, iż alternatywą jest powrót PiS-u do władzy. Nieważne, iż przegrana Trzaskowskiego to dla Kaczyńskiego prezent na złotej tacy. Liczy się jazda po bandzie, klikalność, sianie wątpliwości. A może coś jeszcze? Bo, szanowni państwo, Tusk i Trzaskowski nie schlebiają mediom. Nie opłacają redakcji. Nie karmią. A przecież wielu dziennikarzy w Polsce przez ostatnie lata przyzwyczaiło się do tego, iż za pisanie z odpowiednim nachyleniem można było dostać premię. Z kieszeni spółek Skarbu Państwa. Z naszych pieniędzy.

Ile redakcji było umoczonych w ten proceder? Lista jest długa. Zbyt długa. Za czasów PiS płynęły miliony na reklamy w mediach, które za ślepotę i oportunizm dostawały sowite wynagrodzenie. Albo za zwykłe włażenie w d.ę władzy. Teraz ten kurek został zakręcony. No i co? Tęskno im do koryta. Trudno się dziwić, iż w takim układzie część dziennikarzy jest po prostu ZAWODOWO zawiedziona. Ale nie przez polityków, tylko przez własne sumienie, o ile jeszcze jakieś mają. Dziennikarstwo miało być misją, służbą dla obywateli, a okazało się, iż dla niektórych to po prostu biznes. Czasem gorszy od najstarszego zawodu świata – bo tam przynajmniej wiadomo, za co się płaci i czego się wymaga.

Dziś widać coraz wyraźniej, kto faktycznie gra fair, a kto liczy na „dofinansowanie”. Premier Tusk nie kupuje sympatii dziennikarzy. Trzaskowski nie rozdaje reklamowych ochłapów. Nie opłacają mediów, by dobrze o nich pisały. I dlatego właśnie dla wielu redakcji łatwiej jest podsycać narrację, która służy tylko jednej stronie – tej, która już udowodniła, iż za lojalność potrafi sowicie zapłacić.

Tylko jedno pytanie zostaje w powietrzu: ilu z nas jeszcze daje się na to nabrać?

Idź do oryginalnego materiału