Dzieci rosyjskiej elity ukrywają się na Zachodzie

niepoprawni.pl 1 rok temu

Śmierć w okopach za imperialne plany Putina jest w Rosji nie dla wszystkich. Krewni rosyjskiej elity urzędniczej unikają armii i spędzają większość czasu za granicą, tyle iż się tego teraz bardziej wstydzą i ukrywają.


Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow zwrócił się do właściciela najemniczej Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna, by zabrał jego syna na front. Nikołaj Pieskow miał rzekomo trafić na Ukrainę jako prosty artylerzysta i spędzić tam pół roku. Po powrocie syn najbliższego współpracownika Władimira Putina opowiadał Komsomolskiej Prawdzie, iż brał udział w walkach i zasłużył choćby na medal „Za odwagę”.

Wojenne historie młodego Pieskowa budzą jednak wątpliwości. W Telegramie pojawiły się informacje, jakoby należąca do niego Tesla X otrzymywała mandaty w Moskwie w czasie, kiedy ten rzekomo był na froncie. Syn kremlowskiego rzecznika z pierwszego małżeństwa znany był z ostrej i nieprzepisowej jazdy samochodem jeszcze wtedy, gdy mieszkał przez ostatnią dekadę w Londynie.
Nikołaj Pieskow zasłynął wpadką w ubiegłym roku, kiedy po ogłoszeniu mobilizacji w Rosji zadzwonili do niego współpracownicy Aleksieja Nawalnego, podając się za urzędników komisji wojskowej. Pieskow powiedział im wtedy, iż jego miejsce nie jest na froncie. Być może zatem obecna operacja wizerunkowa ma po prostu pokazać, iż dzieci elity również walczą.

Nowa arystokracja

33-letni Nikołaj Pieskow to typowy przedstawiciel złotej młodzieży, dzieci rosyjskiej elity urzędniczej lub biznesowej. Mają podobne życiorysy i zaprogramowaną przez rodziców „ścieżkę kariery”. W wieku kilkunastu lat (czasem choćby wcześniej) wyjeżdżają za granicę. Młodość spędzają w najlepszych szkołach i uczelniach w Wielkiej Brytanii, USA, Szwajcarii, rzadziej we Francji czy w Niemczech. Więcej czasu przebywają za granicą, niż w Rosji.
Niektórzy, zwłaszcza jeżeli planują karierę w administracji i służbach, kończą studia na jednej z uznawanych za prestiżowe uczelni rosyjskich, kuźni państwowych kadr: Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych (MGIMO), Akademię Dyplomatyczną, Akademię FSB, Petersburski Uniwersytet Gospodarki i Finansów czy Moskiewski Uniwersytet Zarządzania.
Jeśli już w końcu po trzydziestce pojawiają się w Moskwie, to głównie po to, żeby objąć intratne stanowiska w państwowych spółkach. Bardzo rzadko poniżej poziomu zarządu lub wyższych stanowisk kierowniczych. Czasem jak Dmitrij Patruszew, syn jednego z ważniejszych przybocznych Putina od spraw bezpieczeństwa i wieloletniego szefa FSB Nikołaja Patruszewa, lądują na ministerialnej posadzie. Młodszy Patruszew został bowiem ministrem rolnictwa.
Wojna teoretycznie powinna być dla ich życiowych planów przeszkodą. Zwłaszcza dla tych młodszych, którzy są jeszcze na etapie edukacji za granicą, bądź w epizodzie hulaszczego życia i poznawania smaku wydawanych lekką ręką milionów. Bo jednak nie wypada afiszować się z życiem na wrogim Zachodzie, kiedy zwykli, młodzi Rosjanie giną na froncie. A jednak, jak się okazuje, putinowska nowa arystokracja nie lubi porzucać swoich przyzwyczajeń.

Nieustające wakacje

Miesiąc temu dziennikarze Ukraińskiej Prawdy wytropili Swietłanę Iwanową, byłą żonę rosyjskiego ministra obrony, Timura Iwanowa w słynnym francuskim kurorcie alpejskim Courchavel. Ukraińscy dziennikarze podejrzewają, iż rozwód Iwanowych mógł być fikcyjny. Odbył się w ubiegłym roku, mniej więcej w czasie, kiedy minister odpowiedzialny m.in. za zakupy dla rosyjskiej armii znalazł się na liście zachodnich sankcji. Jego żona nie mogłaby przez to swobodnie podróżować za granicę.
Z kolei dwie córki Aleksieja Kriworuczko, wiceministra obrony Rosji, mają amerykańskie obywatelstwo lub prawo do niego. Urodziły się w Miami, gdzie często podróżuje żona ministra. Sam Kriworuczko jest objęty sankcjami i do USA nie pojedzie.
– Maski zostały zrzucone i dla nas jest oczywiste, iż blok NATO prowadzi wojnę hybrydową przeciw Rosji i Białorusi – tak mówił w ubiegłym roku Siergiej Naryszkin, szef Służby Wywiadu Zagranicznego.
W tym samym czasie córka szefa wywiadu podróżowała na wakacje wielokrotnie do Turcji, Włoch, Grecji – bądź co bądź, państw wrogiego NATO.

Ksienia Szojgu, córka ministra obrony Siergieja Szojgu, jest nieco ostrożniejsza. Do tej pory przynajmniej nie chwaliła się na Instagramie wakacjami w Europie czy USA, a jedynie w Dubaju. Instagram i inne media społecznościowe dostarczają zresztą tysięcy słodkich, wakacyjnych fotek członków rodzin rosyjskiej elity.

– Ah, jak pięknie, jak nazywa się wyspa? – pytają w komantarzach pod zdjęciem z wakacyjnym widoczkiem znajomi Julii, żony Siergieja Matwijenko.

Jego matka Walentina Matwijenko, przewodnicząca Rady Federacji, to jedna z najbliższych przybocznych Putina i organizatorka m.in. para-wyborów w Rosji. Komentowany widoczek był akurat z Malediwów, z hotelu w którym doba kosztuje 3 tys. euro.

Wojna rodzi wstyd

Dla bawiącej się poza Rosją młodej elity takie sumy wydawane dziennie są drobnostką. Większość z nich ma udziały w spółkach powiązanych z prokremlowskimi oligarchami świadczących intratne usługi na rzecz państwa. Zapewniają one milionowe dochody na beztroskie życie. To rodzaj renty feudalnej. Coś na kształt dywidendy, jaką w czasach imperium carskiego rosyjska arystokracja czerpała z majątków ziemskich.
Jeszcze jakiś czas temu młodsze pokolenie rosyjskiej nomenklatury bawiło się i uczyło na Zachodzie przy pełnym wsparciu państwa i nie musiało tego ukrywać. Zanim w kwietniu ubiegłego roku zmarł Władimir Żyrinowski, musiał wiedzieć, iż jego wnuczki chodzą do TASIS – amerykańskiej szkoły w Szwajcarii, jednej z najbardziej elitarnych szkół dla światowej elity. Najwyraźniej Żyrinowski nie widział nic złego w tym, iż on w Rosji ciska gromy na USA i wygraża Zachodowi wojną nuklearną, a jego wnuki uczą się u amerykańskich belfrów.
Zresztą dekadę temu Kreml mocno promował ideę edukacji elity za granicą. Władimir Jakunin, jeden z prominentnych, putinowskich oligarchów nomenklaturowych (był przez dekadę, do 2015 roku, prezesem rosyjskich kolei), wpadł choćby na pomysł zbudowania fundacji, która wysyłałaby najlepszych studentów Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego na najbardziej prestiżowe uczelnie zachodnie. Synowie Jakunina studiowali na takich uczelniach: Londyńskiej Szkole Ekonomii i kierunkach biznesowych amerykańskiej Columbii. Jakunin kiepsko nadaje się na promotora edukacji zagranicznej – znalazł się na liście sankcji i ma zakaz wjazdu do szeregu zachodnich państw.

Krewnym ludzi z otoczenia Putina coraz trudniej jednak ukrywać zagraniczne wojaże. Wielu z nich po prostu woli życie w Miami, Londynie, czy na Lazurowym Wybrzeżu, niż w Moskwie, nie mówiąc o Krasnojarsku.
Żony i dorosłe dzieci jeżdżą na Zachód, póki mogą, bo nie trafiły jeszcze na listy sankcji. Spełniają jednocześnie ważne obowiązki rodzinne. Każdy nomenklaturowy klan ma bowiem poukrywane za granicą aktywa. W nieruchomościach, spółkach i rachunkach bankowych. Dziś tropione przez zachodnie służby specjalne i finansowe. Tym bardziej wymagające specjalnej troski ze strony właścicieli: kontaktów z kancelariami prawnymi, bezpośrednich rozmów, szybkich transakcji. Krewni ministrów i generałów Putina zajmują się również tym. Tym bardziej starają się zachować anonimowość.

Nie zawsze się to jednak udaje. Za tymi bardziej znanymi krążą paparazzi. Tak było w przypadku Daniiła Sołowjowa, syna czołowego rosyjskiego żyda, propagandysty Władimira Sołowjowa. Jego zdjęcia z imprez w londyńskich klubach gejowskich znalazły się w bulwarówce The Sun. Dwudziestojednoletni Daniił jest modelem i artystą. Ojciec wpadł we wściekłość i zapewniał, iż syn przebywa w Moskwie, a nie w Londynie. Nie odniósł się przy tym do faktu, iż jego syn nie przebywa na froncie, jak wielu jego rówieśników, których milionami wysyła na wojnę w swoich propagandowych tyradach.

Michał Kacewicz / belsat.eu

Idź do oryginalnego materiału