Pamiętam mój pierwszy obóz sportowy w Świdniku. Miałem wtedy lat 10,5. Nocowaliśmy w szkole, a dwa razy dziennie na basen mieliśmy chodzić na piechotę. gwałtownie jednak odkryliśmy, iż szybciej będzie, jak wskoczymy do wolno jadącego pociągu towarowego, podjedziemy kilometr, a potem wyskoczymy. I tak robiliśmy przez cały miesiąc cztery razy dziennie. Nikt się nie zainteresował, czy nie robimy czegoś głupiego, ale też nikomu się nic nie stało, bo byliśmy więcej niż sprawni sportowo.
Rok później był obóz w Puławach. Tam pożyczaliśmy kajaki na Wiśle i czepialiśmy się barek płynących w górę rzeki. Potem się puszczaliśmy i z prądem już wracaliśmy wiosłując. Kiedyś nam kajak pod barkę wciągnęło i wypłynął z drugiej strony barki. Na szczęście umieliśmy dobrze pływać.
Tak to było w czasach mojego dzieciństwa. Mam co wspominać!
Natomiast teraz opieka nad dziećmi stała się absurdalna. Po wyjściu z klasą do teatru licealiści nie mogą sami wrócić do domu.
Dajcie Dzieciom trochę wolności!!!
Michał Leszczyński