Mówi się, iż nie mamy tu do czynienia z żartem prima aprilisowym, no i tych dwóch znanych polskich alkoholików, od dłuższego już czasu udających europosłów, właśnie straciło immunitet. No dobrze, ale czy coś z tego wynika? Moim zdaniem, to na razie nic wielkiego. Dziś wieczorem po raz kolejny mogą się upić, czyli zrobić to, co najlepiej im wychodzi i na czym naprawdę się znają i co robią regularnie, jak donoszą uczynne wiewiórki.
Oczywiście tak zwanej władzy, jeżeli by zależało jednak na jakimś widowisku i pokazaniu przy okazji kto tu naprawdę rządzi (nie mówiąc już o daniu nam należnej satysfakcji), nie powinno to latać kalafiorem. Teraz pana Kamińskiego i Wąsika, należałoby, korzystając z ich powszechnie znanej słabości i skłonności, upić do nieprzytomności, będą wtedy mniej awanturni a przede wszystkich mniej oporni, a następnie zapakować do worów, wory do pick-upa i do Polski. W workach trzeba zrobić tylko małe dziury, żeby nie nie podusili, bo jeszcze na to za wcześnie.
Oczywiście możliwy jest wariant, iż tak powiem alternatywny, związany ze zbyt długotrwałą bezczynnością wspomnianej władzy, to znaczy, iż panowie dadzą dyla. Ale zakładam również, iż można im po prostu pozwolić się ulotnić. Niech spierdalają, niech się do końca życia szlajają po świecie, no bo po co kurwiszonów tu w kraju utrzymywać, w takim czy innym więzieniu.
Acz osobiście ten rodzaj „załatwienia” sprawy, budzi jednak mój głęboki sprzeciw, bo jako obywatel łaknący choć odrobiny tak zwanej sprawiedliwości, oczekiwałbym jednak procesu, przykładnego golenia łbów na jakimś publicznym placu, może być ten Zwycięstwa zwany też Piłsudskiego, bo chodzi o to, by widowisko było widowiskowe, pełen wypas, w centrum stolicy, wśród tłumów (dozwolone będzie rzucanie kamieniami przez ofiary lub rodziny ofiar tych dwóch chujów). Chcę wierzyć, iż co się odwlecze to nie uciecze. Aha i dotyczy to także Romanowskiego, on też kiedyś wpadnie (dosłownie i w przenośni), też zawita na ten plac, gdzie uroczyście go się oskalpuje, być może choćby przy dźwiękach hymnu.
Domyślamy się, iż kierunek ewentualnej ucieczki owych alkoholików jest dość powiedziałbym ograniczony. Czyli wybór charakteryzuje się tym, iż w zasadzie nie ma wyboru. To albo Węgry, albo Białoruś, niektórzy mówią, iż może Moskwa też wchodzi grę, acz wedle mnie mało to prawdopodobne. To śmieci, bez z szans na recykling, a Putinowi śmieci do niczego nie są potrzebne, ma swoich własnych po kokardę. Więc jak mówię – Węgry lub Białoruś, pamiętajmy jednak, iż łaska dyktatorów na pstrym koniu jeździ; dziś ich przytulą, by za pół roku bez mrugnięcia okiem, wydać ich w zamian za jakieś zyski.
Poza tym, nikt nie jest w stanie nikomu zagwarantować, jak długo Orban i Łukaszenka będą dychać, bo może być przecież tak, iż za chwilę spadną ze schodów, uwali ich zawał, albo zwyczajnie ktoś ich odstrzeli, otruje, lub w inny bardziej przemyślny i przemyślany sposób pozbawi ich zasranego życia. Choć historia uczy, iż najskuteczniejsze są proste rozwiązania, żadnej dodatkowej filozofii, trzask prask i po bólu. Wariant Ceaușescu, jest przez cały czas w cenie. No tak to mniej więcej widzę.
I w tej sytuacji nie wiem co zrobią te dwie kanalie, jaki wariant dalszego swojego życia wybiorą, acz na pierwszy rzut oka widać, iż nie ma tu dla nich dobrego rozwiązania. Przynajmniej na razie. Może dołączą do Mateckiego, który mam nadzieje grzeje im już prycze, albo jakoś znów się wywiną, niczym inna z kanalii, Ziobro mianowicie, ale o tym się przekonamy za czas jakiś.