Bycie prezydentem przez dwie kadencje to dla wszystkich polityka ogromne osiągnięcie. Jednak końcówka urzędowania Andrzeja Dudy zostawiła wrażenie, iż nie tylko wyczerpał swój mandat, ale i sam nie bardzo wie, co dalej ze sobą zrobić. Jego ostatnie wypowiedzi, w których deklaruje gotowość do objęcia stanowiska premiera, brzmią bardziej jak próba znalezienia dla siebie miejsca na politycznej scenie niż realna wizja dalszej służby państwu.
„Jestem gotowy do służby RP, nic się w tej kwestii nie zmieniło” – mówi Andrzej Duda w wywiadzie dla Polsat News. Problem w tym, iż ta deklaracja nie odpowiada na pytanie, jakiej służby i w jaki sposób. Duda sugeruje, iż mógłby zostać premierem, jeżeli „pojawi się takie zapotrzebowanie”. Wypowiedź ta brzmi jednak raczej jak próba podtrzymania medialnego zainteresowania jego osobą niż poważny plan polityczny.
Były prezydent nie ma dziś zaplecza partyjnego, a jego wpływ w obozie politycznym, z którego wyrósł, znacząco osłabł. To czyni go politykiem dryfującym, który szuka nowej roli, ale nie potrafi jej jasno zdefiniować.
„Czeka mnie sporo wizyt zagranicznych, co jest bardzo miłe” – przyznał Duda. Wspomina też o promocji książki, o zaproszeniach z USA i innych państw. To wszystko brzmi atrakcyjnie, ale trudno nie zauważyć, iż są to przede wszystkim zajęcia zastępcze. Spotkania, wizyty, promocje – to działania, które pozwalają utrzymać się w przestrzeni publicznej, ale nie budują trwałego programu ani wizji.
Polityk, który przez dziesięć lat miał ogromny wpływ na losy kraju, dziś wydaje się skupiać na własnej rozpoznawalności, a nie na odpowiedzi na pytanie: co Polska faktycznie potrzebuje w trudnych czasach geopolitycznych?
Duda twierdzi, iż jako premier mógłby być kandydatem „spoza ugrupowań, bez skrajnych poglądów, z doświadczeniem międzynarodowym”. Tyle iż polityka to nie akademicki konkurs, gdzie wystarczy dobry życiorys. Premier to nie stanowisko dla samotnego gracza. Rządzenie wymaga zaplecza, umiejętności budowania większości, sprawczości i autorytetu w parlamencie.
Bez partii, która udzieliłaby mu wsparcia, Duda pozostaje bardziej komentatorem niż realnym graczem. Jego propozycja przypomina zresztą własny żart, w którym kandydat na premiera mówi: „jeśli się przydam, to jestem do dyspozycji”. Takie słowa nie budują obrazu lidera, który ma wizję, ale polityka, który desperacko szuka roli.
Nie sposób oderwać obecnych deklaracji Dudy od bilansu jego kadencji. Były prezydent sam wskazuje na konflikty z premierem i ministrem spraw zagranicznych. „Pan minister Sikorski i premier Tusk próbowali podważać rolę prezydenta, jeżeli chodzi o politykę zagraniczną” – mówi. Problem jednak w tym, iż to właśnie za czasów Dudy funkcja głowy państwa była wielokrotnie sprowadzana do roli notariusza rządowych decyzji. kilka wskazuje na to, by nagle miał stać się premierem z prawdziwym charakterem i siłą polityczną.
Dziś Andrzej Duda częściej mówi o własnej książce niż o konkretnym planie dla Polski. „Dzisiaj przede wszystkim dyskutuje o książce ‘To ja’” – przyznał. To symboliczne. Były prezydent wydaje się bardziej zainteresowany narracją o sobie niż odpowiedzią na wyzwania, przed którymi stoi kraj: kryzys migracyjny, wojna w Ukrainie, wyzwania klimatyczne i gospodarcze.
Z perspektywy obywatela trudno więc traktować jego słowa o „gotowości do służby” inaczej niż jako retorykę pozbawioną realnego zaplecza. Polityk, który nie ma partii, programu i jasnej wizji, nie może być premierem tylko dlatego, iż ma wolny kalendarz i rozpoznawalne nazwisko.
Były prezydent ma prawo szukać dla siebie nowej roli. Jednak między szukaniem a realnym wpływem jest przepaść. Deklaracje Dudy pokazują, iż brakuje mu pomysłu na to, kim chce być po prezydenturze – czy komentatorem, celebrytą politycznym, czy poważnym graczem. Na razie jednak jego słowa brzmią jak echo dawnej władzy, a nie zapowiedź nowego otwarcia.
Andrzej Duda powtarza: „Jestem gotowy do służby RP”. Pytanie tylko, czy Polska jest gotowa, by powierzyć mu kolejne stanowisko – i czy on sam wie, jaką służbę ma na myśli.