Duda po prezydenturze. Żal, zazdrość i retoryka bez przyszłości

14 godzin temu
Zdjęcie: Tusk


Wypowiedzi byłego prezydenta dla portalu wPolityce.pl brzmią jak polityczny bilans zamknięcia. Gdy słyszymy, iż „Donald Tusk został wypchnięty z orbity decyzyjnej”, trudno oprzeć się wrażeniu, iż to nie tyle diagnoza europejskiej rzeczywistości, ile projekcja własnych lęków. Retoryka ta mówi bowiem więcej o autorze niż o adresacie. Duda, po dwóch kadencjach prezydentury, znalazł się w próżni: bez urzędu, bez międzynarodowej funkcji i – co najważniejsze – bez czytelnej ścieżki powrotu do pierwszej ligi polityki.

Kontrast z Donaldem Tuskiem jest uderzający. Tusk pozostaje figurą rozpoznawalną zarówno w Warszawie, jak i w Brukseli, Paryżu czy Berlinie. Niezależnie od ocen jego działań, jego polityczna biografia – przewodniczenie Radzie Europejskiej, sieci kontaktów, zdolność poruszania się w skomplikowanym krajobrazie UE – czyni go graczem o znaczeniu ponadnarodowym. To właśnie ta asymetria wydaje się drażnić Dudę najbardziej.

Zamiast chłodnej analizy słyszymy więc oskarżenia o „brak miejsca przy stole” i „nieistnienie w grze”. Problem w tym, iż takie sformułowania łatwo odwrócić. W europejskiej polityce liczy się dziś ciągłość i realna sprawczość, a nie jednorazowe wystąpienia czy medialne bon moty. Tusk – choćby jeżeli bywa krytykowany – funkcjonuje w obiegu decyzyjnym. Duda natomiast po zakończeniu prezydentury nie dysponuje ani instytucjonalnym mandatem, ani zapleczem, które gwarantowałoby mu trwałą obecność na arenie międzynarodowej.

Stąd prawdopodobnie nerwowość i potrzeba dezawuowania konkurenta. Gdy były prezydent mówi o „kamratach” Tuska i rzekomym wypchnięciu z decyzyjnej orbity, brzmi to jak próba podważenia kapitału symbolicznego, którego sam już nie posiada. To klasyczna strategia polityka schodzącego ze sceny: umniejszyć znaczenie tych, którzy wciąż grają.

Jest w tym także element nieprzepracowanej rywalizacji z czasów współrządzenia. Duda wypomina Tuskowi spory kompetencyjne, zwłaszcza w obszarze bezpieczeństwa. Tyle iż te konflikty należą do przeszłości. Dziś istotne jest to, kto ma wpływ na bieżące decyzje i kto potrafi budować koalicje. W tej konkurencji były prezydent nie ma już kart.

Najbardziej uderzające jest jednak to, iż krytyka Tuska nie idzie w parze z żadną pozytywną wizją własnej roli. Duda nie proponuje nowej agendy, nie sygnalizuje gotowości do międzynarodowej misji, nie przedstawia projektu, który uzasadniałby jego dalszą obecność w polityce. Zamiast tego dostajemy komentarze, które – choć ostre – są bezsilne.

Polityka bywa okrutna dla tych, którzy nie potrafią zaakceptować jej cykliczności. Jedni schodzą ze sceny i odnajdują nowe role; inni pozostają w cieniu, żywiąc się wspomnieniami i pretensjami. W tej drugiej kategorii lokują się dziś wypowiedzi Andrzeja Dudy. Zazdrość wobec Donalda Tuska nie jest tu osobistą słabością, ale symptomem szerszego problemu: końca kariery, na który nie ma już politycznego remedium.

Idź do oryginalnego materiału