Prezydent Andrzej Duda po raz kolejny pokazuje, iż jego polityczne ambicje mogą prowadzić Polskę na niebezpieczne tory.
Wypowiadając się na temat obywatelskich grup „strzegących granicy”, Duda nie tylko broni kontrowersyjnych działań prawicowych aktywistów, ale też otwarcie popiera ich kosztem profesjonalnych służb, takich jak Straż Graniczna. Jego zdumienie „gwałtownymi reakcjami” premiera Donalda Tuska na te grupy oraz pochwały dla ludzi pokroju Roberta Bąkiewicza zdradzają, iż Duda marzy o roli lidera skrajnej polskiej prawicy, gotów podsycać podziały i destabilizować państwo dla własnych ambicji.
Duda, komentując wprowadzenie przez rząd tymczasowych kontroli na granicach z Niemcami i Litwą, nie kryje sympatii dla samozwańczych „obrońców granicy”. „Jestem zdumiony gwałtownymi reakcjami premiera Tuska na to, iż powstają grupy obywatelskie, które strzegą granicy, bo według mnie ci ludzie pomagają Straży Granicznej” – stwierdził. Te słowa to nie tylko naiwność, ale i cyniczna gra polityczna. Grupy, o których mówi Duda, często związane z nacjonalistycznymi środowiskami, nie wspierają służb, ale je destabilizują, angażując się w działania, które Tusk słusznie nazwał „haniebnymi i skandalicznymi”. Ataki na funkcjonariuszy, o których wspomina premier, to nie fikcja, a realny problem, który Duda bagatelizuje, stając po stronie radykałów.
Jego hipokryzja sięga zenitu, gdy oskarża polityków opozycji o „chamskie” ataki na Straż Graniczną sprzed lat, wskazując na film „Granica” Agnieszki Holland jako przykład antypolskiej propagandy. To retoryka rodem z nacjonalistycznych manifestów, która nie tylko fałszuje rzeczywistość, ale też odwraca uwagę od faktu, iż to Duda i jego obóz polityczny przez lata wykorzystywali kwestię migracji do siania strachu i polaryzacji. Krytykując Holland, prezydent pomija, iż film ukazywał ludzką tragedię na granicy, a nie szkalował funkcjonariuszy. Tego rodzaju manipulacje pokazują, iż Duda nie szuka dialogu, ale eskaluje konflikt, by zyskać poklask skrajnej prawicy.
Popierając aktywistów pokroju Bąkiewicza, Duda nie tylko podważa autorytet Straży Granicznej, ale też legitymizuje działania, które mogą prowadzić do chaosu. Te grupy, często działające poza kontrolą państwa, nie są „patriotami wspierającymi bezpieczeństwo”, jak chce prezydent, ale samozwańczymi strażnikami, których akcje mogą eskalować napięcia na granicy i szkodzić wizerunkowi Polski. W dobie złożonych wyzwań migracyjnych, takich jak presja ze strony Niemiec czy konieczność współpracy w ramach UE, Polska potrzebuje profesjonalnego zarządzania granicami, a nie pochwał dla amatorskich inicjatyw, które bardziej dzielą, niż łączą.
Duda, zamiast pełnić rolę strażnika stabilności, wydaje się marzyć o pozycji lidera radykalnej prawicy, gotów poświęcić spójność państwa dla politycznych punktów. Jego słowa o „cennej postawie” obywateli wspierających granice to nie tylko brak odpowiedzialności, ale też niebezpieczny flirt z nacjonalizmem, który może zainspirować kolejne grupy do działań na własną rękę. Tego rodzaju retoryka nie tylko osłabia Straż Graniczną, ale też podważa zaufanie do instytucji państwa, sugerując, iż obywatele muszą brać sprawy w swoje ręce.
Urzędujący prezydent po raz kolejny pokazuje, iż jego prezydentura to festiwal populizmu i krótkowzroczności. Zamiast budować konsensus w obliczu migracyjnych wyzwań, woli podsycać konflikty i flirtować ze skrajną prawicą. Jego obrona nacjonalistycznych aktywistów to nie tylko błąd, ale i zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski. jeżeli Duda marzy o roli przywódcy radykałów, to cena za te ambicje może być wysoka – podzielone społeczeństwo i osłabione państwo.