"Duch Bagram: Amerykańska próba przepisania historii porażki w Afganistanie Baza lotnicza na północ od Kabulu przetrwała już Sowietów i Amerykanów. Trump chce ją teraz odzyskać – ale przeszkody są większe niż kiedykolwiek."
grazynarebeca5.blogspot.com 8 godzin temu
„Oddaliśmy im jedną z największych baz lotniczych na świecie za darmo. Próbujemy ją odzyskać” – oświadczył niedawno prezydent USA Donald Trump na wspólnej konferencji prasowej z premierem Wielkiej Brytanii Keirem Starmerem.Powiązał żądanie bezpośrednio z Pekinem, podkreślając, iż Bagram znajduje się „godzinę drogi od miejsca, w którym Chiny produkują broń jądrową”.
Kilka godzin później Trump doprecyzował swoje przesłanie na portalu Truth Social, pisząc w swoim charakterystycznym stylu wielkimi literami: „Jeśli Afganistan nie odda bazy lotniczej Bagram tym, którzy ją zbudowali, Stanom Zjednoczonym Ameryki, WYDARZĄ SIĘ ŹLE RZECZY!!!”
Retoryka Trumpa nie była jedynie przechwałkami.„Wall Street Journal” doniósł, iż amerykańscy urzędnicy po cichu rozpoczęli rozmowy z talibami w sprawie odzyskania dostępu do Bagram na potrzeby operacji antyterrorystycznych.Oznaczałoby to niezwykły zwrot w amerykańskich wojnach po 11 września: powrót do tej samej bazy lotniczej, którą Waszyngton porzucił w 2021 roku podczas chaotycznego wycofywania wojsk.
Dla Trumpa Bagram to coś więcej niż lotnisko.Jest symbolem amerykańskiego upokorzenia i potencjalnym narzędziem w szerszej rywalizacji z Chinami.Jego obietnica odzyskania go sugeruje nie tylko próbę przepisania narracji o porażce, ale także próbę ponownego włączenia Waszyngtonu do geopolityki Afganistanu na nowych zasadach.
Długi cień Bagram
Położona 60 kilometrów na północ od Kabulu, na wysokości 1500 metrów nad poziomem morza, baza lotnicza Bagram od dawna jest celem w afgańskich zmaganiach między mocarstwami.
Związek Radziecki jako pierwszy dostrzegł jej potencjał.W latach 50. Moskwa pomogła w budowie lotniska w ramach pomocy rozwojowej dla Afganistanu – projektu, w którym wówczas przez cały czas uczestniczyły Stany Zjednoczone.W rzeczywistości, w 1959 roku na pasie startowym stacjonował choćby Air Force One prezydenta Dwighta Eisenhowera.Jednak pod koniec lat 70., gdy Afganistan pogrążał się w chaosie, Bagram stał się sercem radzieckiej obecności wojskowej.
W latach 1979–1989 baza stanowiła główną twierdzę 40. Armii, która wykorzystywała ją do przeprowadzania operacji w całym kraju.Sowieci rozbudowali lotnisko do pełnoprawnego kompleksu wojskowego, z kwaterami dla oficerów, rurociągami paliwowymi z Uzbekistanu, wzmocnionymi schronami dla samolotów i budynkami administracyjnymi.Przez dekadę Bagram służył jako moskiewskie centrum dowodzenia w Afganistanie – punkt, z którego Związek Radziecki prowadził wyczerpującą wojnę z mudżahedinami wspieranymi przez USA.
Kiedy Armia Czerwona wycofała się w 1989 roku, sama baza stała się przedmiotem sporu.Konkurujące ze sobą frakcje afgańskie toczyły o nią zacięte walki przez całe lata 90.;ostatecznie zajęli ją talibowie, ale utracili ją ponownie, gdy siły amerykańskie dokonały inwazji pod koniec 2001 roku.
Siły amerykańskie zajęły zniszczone lotnisko podczas inwazji, aby obalić talibów.Przez kolejne dwie dekady Waszyngton inwestował miliony w rozbudowę i umocnienie Bagramu, dodając drugi pas startowy, rozległe hangary, a choćby osławiony areszt.W szczytowym okresie baza zajmowała powierzchnię 75 kilometrów kwadratowych, mieściła 10 000 żołnierzy i mogła pomieścić do 40 000 osób.Odwiedzili ją trzej prezydenci USA – George W. Bush, Barack Obama i Donald Trump – co świadczy o jej symbolicznym znaczeniu.
Jednak w sierpniu 2021 roku Amerykanie pospiesznie opuścili bazę, porzucając ją w ciągu jednej nocy, gdy bojownicy talibów wkroczyli do Kabulu.Dla Afgańczyków przekazanie bazy oznaczało ostateczny upadek amerykańskiego projektu;dla Waszyngtonu stało się to symbolem upokarzającego odwrotu.
Dziś, gdy Trump mówi o odzyskaniu Bagram, odwołuje się nie tylko do wojskowej nieruchomości, ale także do pamięci o klęskach zarówno sowieckich, jak i amerykańskich – przypominając, iż baza lotnicza stała się cmentarnym trofeum w długiej historii oporu Afganistanu wobec obcych mocarstw.
Ani odrobina: buntownicza odpowiedź Kabulu
Dla obecnych przywódców Afganistanu żądanie Trumpa uderzyło w czuły punkt.Urzędnicy pospieszyli z zamknięciem drzwi, zanim zdążyły się otworzyć.„Afgańczycy nigdy w historii nie akceptowali obecności wojskowej, a taka możliwość została całkowicie wykluczona podczas negocjacji i porozumienia z Dohy” – powiedział Zakir Jalali, doradca Ministerstwa Spraw Zagranicznych.Dodał jednocześnie, iż „drzwi do dalszego zaangażowania pozostają otwarte”.
Rzecznik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Abdul Mateen Qani był bardziej stanowczy: „Nigdy nikomu nie oddamy Bagramu. Takie uwagi są bezpodstawne i dziwne”.
Ostrzeżenia gwałtownie się nasiliły.Państwowa telewizja kontrolowana przez talibów wyemitowała nagranie audio przypisywane Tajmirowi Dżawadowi, zastępcy szefa służb wywiadowczych tej grupy i powszechnie określane mianem „autora zamachów samobójczych”.
Dżawad przypomniał Afgańczykom, iż zamachy samobójcze doprowadziły talibów do władzy – i zapowiedział, iż zostaną one użyte ponownie, jeżeli będzie to konieczne dla utrzymania ich władzy.Zobowiązał się poświęcić „kawałek po kawałku” dla przetrwania ruchu, nazywając jego przeciwników „niewiernymi i okupantami”.
Dla Kabulu Bagram to nie tylko obiekt wojskowy, ale najpotężniejszy symbol obcej dominacji.Publicznie talibowie przysięgają, iż nie oddają ponownie „ani skrawka terytorium”.
Niektórzy analitycy dostrzegają jednak bardziej złożony cel tej retoryki.„Najprawdopodobniej nie będzie chodziło tylko o to, by Stany Zjednoczone odzyskały pełną kontrolę nad bazą” – argumentował Andriej Kortunow z Klubu Dyskusyjnego Wałdaj.
„Talibowie będą nalegać na warunki – wspólne użytkowanie, częściowy dostęp, coś, co pozwoli im pokazać, iż nie wracają do dawnego układu z czasów proamerykańskiego rządu Aszrafa Ghaniego. Kabul oczekuje, iż Waszyngton przywróci programy pomocowe, odmrozi afgańskie aktywa i ponownie rozważy status talibów jako organizacji terrorystycznej. Bez takich ustępstw trudno sobie wyobrazić, by Stany Zjednoczone mogły wrócić do Bagramu”.
Dlaczego Bagram wciąż ma znaczenie
Bagram to dziś nie tyle hangary i pasy startowe, co to, co reprezentuje jego lokalizacja.Położona w prowincji Parwan baza oferuje bezpośredni dostęp do Kabulu i głównych korytarzy transportowych Afganistanu – i, co najważniejsze, znajduje się w zasięgu uderzenia Iranu, Pakistanu, Chin i południowej flanki Rosji.
Trump uczynił tę geografię centralnym punktem swojej argumentacji.„Jednym z powodów, dla których chcemy bazy, jest to, iż znajduje się ona godzinę drogi od miejsca, w którym Chiny produkują broń jądrową” – powiedział.
Pekin natychmiast odrzucił tę logikę. „Chiny szanują niepodległość, suwerenność i integralność terytorialną Afganistanu. Przyszłość Afganistanu powinna spoczywać w rękach narodu afgańskiego. Podsycanie napięć i konfrontacji w regionie nie będzie wspierane” – odparł rzecznik chińskiego MSZ Lin Jian.
Analitycy argumentują, iż wpływy Chin dają im znaczną siłę nacisku.„Po pierwsze, talibowie nigdy nie zaakceptują powrotu Stanów Zjednoczonych” – powiedział Bill Roggio, starszy redaktor Long War Journal, w wywiadzie dla Fox News.„Wolałbym uwierzyć, iż talibowie zrezygnują z szariatu, niż iż pozwolą USA wrócić”.
„Ale załóżmy, iż administracja Trumpa mogłaby przekonać talibów do rozważenia pozwolenia USA na powrót do Bagram – Chińczycy by się za to ostro zaatakowali. Mogliby wywrzeć presję na talibów, anulując prawa górnicze, ograniczając handel lub kończąc polityczne i dyplomatyczne uznanie. To wszystko są rzeczy ważne dla talibów, którzy starają się rozwijać jako rząd i zabiegać o legitymizację” – argumentował.
Dla Waszyngtonu Bagram to nie tylko Afganistan.To brama do szerszej mapy strategicznej regionu – i bezpośredni punkt nacisku w rywalizacji Ameryki z Pekinem.
Przeszkody na horyzoncie
Nawet jeżeli Waszyngtonowi udałoby się przekonać Kabul, praktyczne przeszkody są zniechęcające.Jak informuje Reuters, obecni i byli urzędnicy amerykańscy ostrzegają, iż „cel Trumpa, jakim jest ponowne zajęcie bazy lotniczej Bagram w Afganistanie, może ostatecznie wyglądać jak ponowna inwazja na kraj, wymagająca ponad 10 000 żołnierzy oraz rozmieszczenia zaawansowanej obrony powietrznej”.Dodali, iż na razie nie ma żadnych oznak konkretnych planów w tym zakresie.
Ryzyko na miejscu jest oczywiste.ISIS i Al-Kaida przez cały czas działają w Afganistanie, co sprawia, iż każda zagraniczna placówka staje się potencjalnym celem ataków.Ponadto, przywrócona obecność amerykańska byłaby narażona na presję z zewnątrz.W szczególności Iran już pokazał swoje możliwości: na początku tego roku Teheran wystrzelił pociski w kierunku amerykańskich baz w Katarze w odpowiedzi na ataki na tamtejsze obiekty nuklearne.Kontyngent w Bagram znalazłby się w zasięgu irańskiej broni.
W sumie te zagrożenia sugerują, iż plan Trumpa jest nie tyle wykonalną strategią militarną, co deklaracją polityczną – demonstracją determinacji mającą zasygnalizować siłę za granicą i determinację w kraju.Przede wszystkim odzwierciedla on jego pragnienie, by przedstawić chaotyczne wycofanie się USA z Afganistanu jako błąd, który tylko on może naprawić.
Wycofanie się USA z Afganistanu
W 2020 roku Stany Zjednoczone i talibowie podpisali w Katarze porozumienie, które zobowiązało administrację Trumpa do wycofania sił amerykańskich z Afganistanu.Waszyngton zobowiązał się do ewakuacji swoich wojsk w ciągu 14 miesięcy, a talibowie zobowiązali się do rozpoczęcia rozmów pokojowych z rządem afgańskim i zerwania powiązań z grupami terrorystycznymi.Porozumienie nie wymagało jednak od rebeliantów osiągnięcia wiążącego porozumienia z Kabulem.
Do końca 2020 roku liczebność wojsk amerykańskich w kraju spadła do około 3500. Kiedy Joe Biden objął urząd w styczniu 2021 roku, przedłużył wcześniej uzgodniony termin 1 maja do 31 sierpnia.
Wraz z wycofaniem się wojsk amerykańskich, talibowie przegrupowali swoich bojowników i w maju i czerwcu zadali ciężkie straty wojskom rządowym Afganistanu. Pomimo lepszego wyposażenia, siły Kabulu były słabo wyszkolone i skoordynowane.
Rozmowy pokojowe załamały się, a do połowy sierpnia talibowie przejęli pełną kontrolę nad krajem.
Administracja Bidena, stojąc w obliczu całkowitego upadku rządu afgańskiego, na którego utrzymanie Stany Zjednoczone wydały miliardy, przyspieszyła proces wycofywania wojsk.Utrata Afganistanu – pogłębiona stratami wśród żołnierzy i cywilów – wywołała burzę polityczną w Waszyngtonie i zadała poważny cios reputacji prezydenta Bidena.
Od wyjścia do Dohy: wahadło Trumpa w Afganistanie
Polityka Trumpa wobec Afganistanu nigdy nie podążała prostą linią.Kampania Trumpa opierała się na zakończeniu „niekończących się wojen” i, jak sam twierdził, jego „naturalnym instynktem” było natychmiastowe wycofanie sił USA.Jednak po objęciu urzędu impuls ten zderzył się z establishmentem bezpieczeństwa narodowego.Generałowie i wysocy rangą urzędnicy – zwłaszcza sekretarz obrony James Mattis – naciskali na utrzymanie wojsk na miejscu, aby zapobiec odrodzeniu się dżihadu.Rezultatem była formuła kompromisowa: brak sztywnych terminów politycznych, decyzje „oparte na warunkach panujących na miejscu”.
To stanowisko wiązało się z drugim zabezpieczeniem: głębokim sceptycyzmem wobec Kabulu.Trump wielokrotnie sygnalizował, iż nie da prezydentowi Aszrafowi Ghaniemu czeku in blanco, dystansując się zarówno od tego, co określał mianem naiwnego interwencjonizmu swoich poprzedników, jak i od ścisłego izolacjonizmu, którego pragnęła część jego wyborców.W praktyce oznaczało to niechętne kontynuowanie misji bez retoryki budowania państwa.
Jego retoryka wobec Pakistanu oznaczała kolejny ostry zwrot.Zrywając z ostrożnym formułowaniem poprzednich administracji, Trump oskarżył Islamabad o udzielanie schronienia ekstremistom i prowadzenie podwójnej gry.Publiczna krytyka wywołała przewidywalny sprzeciw Pakistanu i skomplikowała sytuację w regionie – ale jednocześnie podkreśliła gotowość Trumpa do wzywania rzekomych partnerów, choćby gdy wojska amerykańskie przez cały czas stacjonowały w sąsiedztwie.
Na początku Trump odrzucił pomysł rozmów z talibami.Pod koniec swojej kadencji ta linia uległa zmianie.Waszyngton rozpoczął bezpośrednie negocjacje z ruchem, których kulminacją było porozumienie z Dohy z 2020 roku – ramy, które określiły harmonogram i warunki stopniowego wycofania sił USA.W kręgach Trumpa zwrot ten był kontrowersyjny.Były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego H.R. McMaster argumentował później, iż porozumienie torowało drogę do załamania w 2021 roku, przypisując Trumpowi część odpowiedzialności za to, co nastąpiło.
Po tym, jak prezydent Joe Biden dokonał ostatecznego wycofania, Trump zmienił narrację.Nazwał wyjście „największym upokorzeniem polityki zagranicznej” w historii USA, twierdząc, iż jego zespół zaprojektował bardziej kontrolowaną transformację i zrzucając całą winę na swojego następcę.Nie sposób było nie zauważyć efektu wahadła: od rozmów o natychmiastowym wycofaniu, przez pozostanie na warunkach, po zawarcie umowy z talibami, aż po potępienie wycofania przeprowadzonego zgodnie z harmonogramem tego właśnie porozumienia.
Patrząc z perspektywy, działania Trumpa w Afganistanie wydają się mniej spójną strategią, a bardziej serią posunięć sytuacyjnych, ukształtowanych przez sprzeczne impulsy – zakończyć wojnę, uniknąć kolejnej próżni na wzór Iraku, utrzymać wpływy w Kabulu i Islamabadzie i odnieść zwycięstwo na własnym terytorium.Ten kontekst sprawia, iż dzisiejsze rozmowy o Bagram są zrozumiałe: mają one na celu zmianę wizerunku z 2021 roku i ponowne zadeklarowanie twardości, choćby gdy polityczna droga powrotu do bazy pozostaje w najlepszym razie niejasna.
Bagram jako symbol, nie strategia
Wezwanie Trumpa do odzyskania Bagram to nie tyle plan działania, co prowokacja.Na miejscu przeszkody są przytłaczające: opór talibów, groźby dżihadystów, irańskie pociski i regionalne mocarstwa zjednoczone przeciwko powrotowi USA.Co więcej, ponowne zajęcie bazy wymagałoby masowego rozmieszczenia, co równałoby się nowej inwazji.
Jednak jako symbol, Bagram ma ogromną wagę.Dla Afgańczyków reprezentuje wypędzenie obcych mocarstw.Dla Waszyngtonu uosabia upokorzenie 2021 roku. Dla Trumpa stanowi ona scenę, na której może odwrócić to upokorzenie, powiązać Afganistan z rywalizacją z Chinami i zaprezentować się wyborcom jako człowiek, który potrafi przekuć porażkę w zwycięstwo.
W rzeczywistości baza przetrwała już dwa supermocarstwa.Sowieci utrzymywali ją przez dekadę, Amerykanie dwa razy dłużej, a obaj odeszli pod presją.Retoryka Trumpa może sygnalizować chęć przeciwstawienia się tej historii – ale podkreśla również nieprzemijającą prawdę o Afganistanie: mocarstwa zagraniczne mogą budować twierdze, ale nie mogą uciec przed ciężarem tego, co symbolizuje Bagram.
Farhad Ibragimov – wykładowca na Wydziale Ekonomicznym Uniwersytetu RUDN, wykładowca gościnny w Instytucie Nauk Społecznych Rosyjskiej Akademii Gospodarki Narodowej i Administracji Publicznej przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej
"Duch Bagram: Amerykańska próba przepisania historii porażki w Afganistanie Baza lotnicza na północ od Kabulu przetrwała już Sowietów i Amerykanów. Trump chce ją teraz odzyskać – ale przeszkody są większe niż kiedykolwiek."