Drużyna oldboyów. PiS wciąż gra w grę, której już nikt nie ogląda

23 godzin temu
Zdjęcie: Drużyna oldboyów. PiS wciąż gra w grę, której już nikt nie ogląda


Dwa lata po utracie władzy Prawo i Sprawiedliwość wciąż próbuje przekonać, iż ma pomysł na Polskę. Katowicka konwencja, zamiast tchnąć nowe życie w partię, pokazała coś zupełnie innego – zmęczenie, rutynę i brak powietrza. Zamiast odnowy, wyszło wspomnienie dawnej świetności.

Minęły dwa lata od momentu, gdy PiS po ośmiu latach rządów oddał władzę nowej koalicji. Politycy partii Jarosława Kaczyńskiego mieli czas, by odetchnąć, przeanalizować błędy i wrócić z nową energią. Jednak gdy w Katowicach rozpoczęła się konwencja Prawa i Sprawiedliwości, trudno było oprzeć się wrażeniu, iż czas się zatrzymał.

Na scenie – znane twarze sprzed dekady: Daniel Obajtek, Jacek Kurski, Joanna Lichocka, Zbigniew Ziobro, Przemysław Czarnek, a w roli symbolicznej „gwiazdy wieczoru” – Julia Przyłębska. To zestaw, który mógłby wystąpić na każdej konwencji PiS z lat 2018–2023. I właśnie w tym tkwi problem: nie zmieniło się nic, choć zmieniło się wszystko.

Najmocniej wyraził to Mirosław Suchoń z Polski 2050, który w rozmowie w Polsat News nie krył rozczarowania: „Myślę, iż tym kongresem programowym PiS obraził swoich wyborców. To jest drużyna oldboyów, jakieś stare szkapy wyciągnięte z boksów, zaciągnięte do wozów. Nie ma tam świeżości, nie ma tam pomysłów. To jakaś sekta starych, dobrych towarzyszy, którzy wzajemnie się poklepują po plecach i kompletnie nic z tego nie wynika.”

Te słowa brzmią brutalnie, ale trudno im odmówić trafności. Bo choć PiS wciąż posiada wierny elektorat i sprawny aparat organizacyjny, coraz wyraźniej traci kontakt z tym, co dzieje się poza jego własnym kręgiem. Tam, gdzie kiedyś budził emocje – dziś budzi co najwyżej nostalgię.

Katowicka konwencja miała być dowodem, iż partia potrafi się odrodzić po przegranych wyborach. Tymczasem przypominała raczej spotkanie dawnych towarzyszy broni, którzy z sentymentem wspominają czasy zwycięstw. Na sali panowała atmosfera dobrze znana z poprzednich lat: wzajemne pochwały, rytualne zapewnienia o jedności i niekończące się przemowy o „zdradzie elit” oraz „obronie suwerenności”.

Bo prawdziwy problem PiS-u nie polega na tym, iż przegrał wybory. Problem polega na tym, iż przez dwa lata nie potrafił zrozumieć, dlaczego. Nie przeprowadzono rozliczenia, nie pojawiła się wewnętrzna debata, nie widać nowych liderów. Zamiast tego trwa konserwowanie dawnych układów – jakby partia żyła w przekonaniu, iż wystarczy przeczekać, aż wyborcy zatęsknią.

A wyborcy, jak pokazują sondaże, nie tęsknią. Coraz więcej z nich odwraca się od dawnych emocji i szuka spokoju, pragmatyzmu, kompetencji. PiS przez cały czas potrafi mobilizować swoich sympatyków, ale przestaje ich inspirować.

Konwencja w Katowicach miała być nowym otwarciem. Stała się raczej przeglądem politycznych archiwaliów. Zabrakło świeżych idei, młodych twarzy, jakiegokolwiek sygnału, iż partia rozumie, iż Polska roku 2025 to nie ta sama Polska, którą rządziła jeszcze dwa lata temu.

Być może największym problemem PiS-u nie jest to, iż stracił władzę, ale to, iż stracił wyobraźnię. Partia, która przez lata wyznaczała rytm politycznej debaty, dziś gra w rytm własnych wspomnień. Wciąż mówi o zdradzie, suwerenności i atakach „liberalnych elit”, podczas gdy świat – i Polacy – zajęli się po prostu życiem. A w polityce, jak w teatrze, nic nie starzeje się szybciej niż role odgrywane z przyzwyczajenia.

Idź do oryginalnego materiału