Druga Irlandia

4 lat temu

W czasach idealistycznej młodości zdążyłem (przez Ikonowicza, no bo przez kogo!) poznać paru ludzi z Sinn Fein („Sami dla siebie”). Nie ukrywam, iż trochę się ich bałem – wiedziałem o nich tyle, iż są politycznym przedłużeniem IRA, a ostatnie bomby wtedy jeszcze wybuchały w Londynie (1996).

A poza tym uważałem ich za nacjonalistów! „Nie nie, to porządni lewacy” – zapewniał Ikonowicz. Miał oczywiście rację, ale i tak się bałem.

Irlandia w ogóle mnie wtedy jednocześnie przerażała i fascynowała. Jak każdy nerd z mojego pokolenia, byłem zauroczony muzyką Clannad, legendami o Cuchulainie i podróżach Brendana, samym brzmieniem języka.

Z drugiej – była wtedy krajem choćby bardziej klerykalnie przegiętym od Polski. Bałbym się tam pojechać, tak jak dziś się boję pojechać – powiedzmy – do Iranu. Przerażają mnie skupiska fanatycznych wyznawców religii monoteistycznych.

Od kiedy sięgnę pamięcią, irlandzką politykę wyznaczał duopol przypominający nasz PO-PiS. Rządziła albo partia Fianna Fail („Żołnierze przeznaczenia”) albo Fine Gael („Irlandzkie Plemię”), ta druga zwykle w koalicji z Partią Pracy (jedyną z normalną nazwą). W europarlamencie ta pierwsza należy do liberałów, ta druga do chadeków, a ta trzecia do socjaldemokratow.

Ze 20 lat temu trzeba było jednak dodawać przy tym „jak na irlandzkie standardy”, bo na europejskie – wszystkie trzy były wściekle prawicowe, i gospodarczo, i obyczajowo. W 1983 prześcigały się w licytacji na papieskość podczas referendum o wpisaniu zakazu aborcji do konstytucji: poparli to jednogłośnie „liberałowie” i „chadecy”, a „socjaldemokraci” byli… podzieleni.

Irlandzka Partia Pracy była jak nasze SLD. Zakładali, iż skoro działają w prawicowym kraju, to muszą być prawicową lewicą, jak ministrant Oleksy.

W tej sytuacji porządnym lewakom z Sinn Fein w irlandzkiej polityce pozostawała rola marginesu marginesu. Zgarniali sobie ułamek procenta. choćby ich rola „politycznego ramienia IRA” zdawała się kończyć razem z procesem pokojowym.

Tymczasem skandal z seksualnymi zbrodniami w irlandzkim kościele powoli sobie dojrzewał przez lata 90., aż eksplodował w 2002. Kościół reagował z typową dla siebie krótkowzroczną arogancją: najpierw wszystkiemu zaprzeczał, a potem nagle musiał przyznawać, iż rzeczywistość była gorsza niż mówili najwięksi antyklerykałowie.

W ciągu kilku lat kościoły opustoszały. Od tego czasu zdążyło wyrosnąć całe pokolenie, dla którego proboszcz czy katecheta nie jest już żadnym autorytetem.

W 1997 Sinn Fein wprowadziło do parlamentu pierwszego deputowanego. W 2002 pięciu. W 2007 czterech. W 2011 czternastkę.

W 2016 wprowadzili 16 deputowanych, co czyniło ich partią numer 3, ale rząd stworzyła znów koalicja oparta o Fine Gael. Tylko iż to jest już inna Fine Gael, premierem został otwarty gej, Leo Varadkar. Za jego rządów w kolejnym referendum cofnięto aborcyjną poprawkę do konstytucji (2018).

W wyborach z 8 lutego Sinn Fein wprowadziło 37 posłów na 160 i stało się partią numer dwa. Nie wiadomo jeszcze, jaka z tego wyjdzie koalicja, ale za mojego życia Irlandia z kraju konserwatywnego i fanatycznie klerykalnego stała się krajem, w którym partie lewicowe (socjaliści, socjaldemokraci i zieloni) mają blisko połowy mandatów.

Czy to się może powtórzyć w Polsce? Jestem ostrożnym optymistą.

W demaskowaniu moralnej degrengolady episkopatu jesteśmy opóźnieni o jakieś 20 lat. Jesteśmy w takiej fazie, jak oni około 2000 – już wszyscy wszystko wiedzą, ale Kościół jeszcze zaprzecza.
Politycy PO-PiS jeszcze umizgują się o poparcie zblatowanych biskupów, ale już nie wiadomo, kto w tym partnerstwie jest stroną silniejszą. Czy PiS bardziej się boi utraty poparcia, czy Episkopat tego, iż Ziobro ruszy ze śledztwami?

Kryzys gospodarczy z 2008 wyjątkowo boleśnie uderzył Irlandię. Wielu ludzi, zwłaszcza młodych, straciło wiarę w skapywanie bogatcwa i w Ferrari czekające za rogiem.

U nas ta wiara jeszcze jest żywa – bardziej chyba nawet, niż katolicyzm. Ale i to wygaśnie. Młody liberale: stracisz swoje sny, stracisz je i ty, i ty.

Jeszcze będziemy drugą Irlandią. Jeszcze wypowiemy konkordat, wprowadzimy aborcję na życzenie, a gej zostanie premierem. Niemożliwe? W Irlandii jeszcze 20 lat temu też nic tego nie zapowiadało.

Idź do oryginalnego materiału