Dr Jakub Majewski: Ten papież odciśnie na Kościele mocne piętno

20 godzin temu

Leon XIV będzie miał bardzo dużo czasu, żeby wykazać się swoimi poglądami. Niezależnie czy będzie to papież centrowy, czy nieco bardziej konserwatywny, czy nieco bardziej liberalny – w każdym z tych przypadków – o ile Pan Bóg nas czymś nie zaskoczy – to odciśnie on na Kościele bardzo mocne znamię, ponieważ będzie z nami bardzo długo.

Mamy przed sobą pontyfikat „pro-trumpowski” czy wręcz przeciwnie?

Myślę, iż będzie miał on dyskretnie „antytrampowski” kolor. Widać to już choćby po tym, iż jeszcze jako kardynał Robert Prevost parę miesięcy temu zdążył pójść na lekkie starcie z obecnym wiceprezydentem J. D. Vance’m w momencie, gdy ten przypominał o katolickiej nauce na temat ordo caritatis – porządku miłości. Chodziło o kontekst międzynarodowy: iż najpierw należy dbać o swoich, a dopiero potem o uchodźców. Wtedy właśnie kardynał Prevost go lekko upomniał, iż Chrystus nie domaga się zachowywania takiego porządku – co notabene sugeruje, iż kardynał Prevost mógł nie do końca znać klasyczną doktrynę katolicką, ale to już inna kwestia.

Istotny tutaj jest fakt, iż rzeczywiście to wskazuje, iż będzie pewne ryzyko sprzeciwu jeżeli chodzi o politykę Trumpa w kwestii „uchodźców”. Trzeba to natomiast zniuansować pewnym szczegółem: mamy w tej chwili papieża, który będzie trochę bardziej rozumiał, o co Amerykanom chodzi. Nie będzie ich postrzegał – jak to miało miejsce u papieża Franciszka – jako mocarstwo, które nas kontroluje, zmienia nam rządy, i tak dalej. U papieża Franciszka wydaje mi się, zauważalna była pewna wrogość wobec Stanów Zjednoczonych.

Natomiast tutaj takiej formy wrogości nie będzie z całą pewnością. Być może będzie to pontyfikat bardziej proamerykański, ale zdecydowanie nie bardziej „pro-trumpowski”. jeżeli zaś chodzi o sprawy międzynarodowe związane z krajami Trzeciego Świata – zwłaszcza z Ameryka Łacińską – to myślę, iż nowy papież będzie wyraźnie sprzeciwiał się różnym działaniom prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Natomiast kwestią otwartą jest, jak daleko to pójdzie. Tym bardziej, iż rzeczywiście łączy ich jednak wspólny język, wspólna kultura, wspólne pochodzenie, choćby jeżeli pochodzą z innych części USA. To umożliwi potencjalne porozumienie. Oni mogą ze sobą współpracować, choćby o ile politycznie są między nimi różnice. Nie znam poglądów kardynała Prevosta, ale jeżeli miałbym zgadywać, to podejrzewałbym, iż jest on raczej wyborcą Demokratów.

Podczas spotkań prekonklawe mówiono o tym, iż jednym z wyzwań, z jakimi będzie musiał zmierzyć się przyszły papież, jest „wzrost nacjonalizmów”. Jak rozumiem, chodzi tu raczej o powrót do kierowania się interesem narodowym, co w jakimś sensie reprezentuje w perspektywie międzynarodowej administracja Trumpa.

Sądzę, iż możemy raczej spodziewać się tu kontynuacji linii papieża Franciszka. Tym bardziej, iż jednak kardynał Prevost, wcześniej jako kapłan i biskup, spędził dużo czasu Ameryce Południowej, z której nie pochodził. Był człowiekiem z zewnątrz, który wchodzi do pewnej innej wspólnoty. Taka sytuacja sprawia zawsze, iż człowiek się trochę „umiędzynarodawia” w swoich poglądach.

Myślę zatem, iż tutaj rzeczywiście możemy się spodziewać linii nieco „antynarodowej” w sensie sprzeciwu wobec „nacjonalizmu”. Tutaj jednak znowu otwarte pozostaje pytanie, jak głębokie to będzie i co z tego wyniknie.

Panie Doktorze, Kościół amerykański wskazuje się jako dość podzielony między dwie skrajności, które uosobić można sylwetkami, z jednej, liberalnej strony – kardynała McElroya, zaś z drugiej, konserwatywnej – kardynała Raymonda Burke’a czy arcybiskupa Salvatore’a Cordileone. Co wybór kard. Prevosta może zapowiadać w kontekście przyszłości Kościoła w Stanach Zjednoczonych?

Trudno to jednoznacznie powiedzieć. Można sądzić, iż kardynał Prevost, w tej chwili papież Leon XIV, jeżeli był powiązany z którąś ze stron w amerykańskim Kościele, to raczej byłby bliższy frakcji liberalnej. Jego pochodzenie i wykształcenie w Chicago sugeruje, iż tam było mu po prostu bliżej.

Jednocześnie trzeba mocno zaznaczyć: o ile on rzeczywiście był przełożonym zakonu augustianów będąc w Stanach Zjednoczonych, to jednak przeważającą większość swojej kariery spędził jako biskup poza granicami kraju. Oznacza to, iż nie będzie aż tak mocno powiązany z tymi frakcjami, a zwłaszcza z którąś spośród nich. Może być tak, iż on na te dwie frakcje patrzy zupełnie z zewnątrz.

Nigdy nie miał powodu, żeby się wiązać mocno z jedną czy drugą stroną. Daje to pewną nadzieję, iż nie będzie ani wzmacniał tego sporu, ani nie stanie mocno po stronie liberalnej. Natomiast mimo wszystko sądzę, iż jeżeli ma jakieś sympatie, to obawiam się, iż będą one ulokowane właśnie tam.

Przed konklawe dużo spekulowano o tym, iż wybrany zostanie kardynał z „centrum”. Czy tak właśnie się stało?

Musiał się cieszyć bardzo szeroką akceptacją, jeżeli został wybrany już w czwartym głosowaniu. Najwyraźniej widać było, iż rzeczywiście jest dzisiaj [w czwartek – PCh24.pl] szansa dojść do zgody. W związku z tym nastąpiła szybka dyskusja i potem ponowne głosowanie.

Jego poglądy wydają się rzeczywiście raczej centrowe, w pewnych punktach choćby bardziej konserwatywne. To jednak bardzo trudne do oceny. Jest to kardynał, o którym rzeczywiście bardzo kilka było wiadomo, a jednocześnie był on ewidentnie bardzo mocno protegowany przez papieża Franciszka; papieża, o którym nie można powiedzieć, iż był centrowy. To sugeruje, iż możemy po prostu nie znać jego poglądów [Leona XIV] w pełni. Raczej zobaczymy dopiero w przyszłości, co z tego pontyfikatu wyniknie.

Z całego pewnością natomiast, biorąc pod uwagę jego wiek, będzie on miał bardzo dużo czasu, żeby wykazać się swoimi poglądami. Niezależnie czy będzie to papież centrowy, czy nieco bardziej konserwatywny, czy nieco bardziej liberalny – w każdym z tych przypadków o ile Pan Bóg nas czymś nie zaskoczy, to ten papież odciśnie na Kościele bardzo mocne znamię, ponieważ będzie z nami bardzo długo.

Pewien dylemat i pewne napięcie wywoływało na konklawe to, jakim kryterium wyboru rzeczywiście powinni kierować się kardynałowie. Jedni zwracali uwagę na to, iż Kościół stoi przed wieloma wyzwaniami w dziedzinie politycznej. Są też głosy, iż pierwszym zadaniem papieża jest obrona jedności w wierze, niezmiennego depozytu wiary i rządzenie Kościołem we adekwatny sposób.

Jeżeli to ten pontyfikat miałby wymiar mocno polityczny, światowy, to to by oznaczało, iż rzeczywiście trudno byłoby nie wiązać tego z prezydentem Trumpem. Mamy amerykańskiego kardynała, co sugerowałoby jakieś powiązanie z wybranym niedawno przywódcą USA. choćby jeżeli jego sukcesor zostałby J. D. Vance, to mamy ciągłość 8 lat. Tymczasem został właśnie wybrany sukcesor świętego Piotra, który biorąc pod uwagę średnią długość życia papieży, będzie z nami aż przez 20 lat. Wybieranie w tym momencie papieża ze względu aktualną sytuację polityczną, byłoby bardzo dramatycznym błędem wybierać kandydata na tak długi czas na takiej podstawie.

Jak Pan sądzi, czy na wybór imienia przez Leona XIV powinniśmy patrzeć jak na deklarację? Co mogłaby ona oznaczać?

Zdecydowanie, wydaje mi się, iż to jest deklaracja. Zastanawiam się i nie mam jeszcze odpowiedzi na to pytanie, co nam chciał powiedzieć przez to nowy papież. Czasy Leona XIII były stosunkowo pokojowe. To był koniec XIX wieku, kiedy w Europie, może poza początkiem wojen bałkańskich, kilka się działo jeżeli chodzi o zbrojne konflikty. Kościół mógł też wtedy uporządkować pewne własne sprawy. I teraz: co obecny papież dostrzegł w Leonie XIII? Tego będziemy się mogli dopiero dowiedzieć. Z jednej strony [Leon XIII] sprzeciwiał się zarówno kapitalizmowi, jak i socjalizmowi. Powracał do tradycyjnego nauczania Kościoła. Dzisiaj jednak, obawiam się, jego pontyfikat mógłby być interpretowany bardziej w duchu socjalistycznym. To może być jeden aspekt.

Z drugiej strony, on też próbował przywrócić tradycyjne nauczanie Kościoła, na przykład jeżeli chodzi o pisma świętego Tomasza. Jednak co konkretnie miał na myśli Leon XIV, jaki rys pontyfikatu jego ostatniego imiennika przemawia do obecnego papieża – tego się jeszcze nie da się powiedzieć.

Popularne spojrzenie na Leona XIII różni się od prawdziwego oblicza jego pontyfikatu. jeżeli poczytamy encykliki – Aeterni Patris, Satis cognitum, Quod apostolici muneris, Immortale Dei – można powiedzieć, iż bez dwóch zdań Leon XIII jest papieżem ortodoksji. Jednak przylgnęła do niego też łatka liberalna – jako tego, który próbował pojednać Kościół z demokracją. Trzeba przyznać, iż powołanie demokracji chrześcijańskiej przez Leona XIII w encyklice Graves de communi wcale nie wiąże się z afirmacją demokracji jako takiej. To jest tylko etykieta, którą papież wykorzystuje. Więc istnieje niejednoznaczność w jego ocenie.

Tak, ale największa niepewność jest właśnie taka: jeżeli choćby dwie osoby przeczytają tę samą biografię postaci, to mogą zwrócić uwagę na zupełnie inne szczegóły. Na przykład kusiłoby mnie to, żeby spojrzeć teraz na to, jak papież Leon XIII układał relacje z państwami. U początków pontyfikatu próbował dojść do jakiejś ugody z Rosjanami. Kusiłoby mnie żeby poszukiwać tej właśnie perspektywy. Nie wydaje mi się jednak, żeby amerykański duchowny w ogóle zastanawiał się na tym, jakie relacje z Rosją czy z Polakami miał papież Leon XIII. Jego perspektywa będzie perspektywą amerykańską.

Myślę, iż jest jeden szczegół, który chyba powinien dawać nam pewną nadzieję. To fakt, iż obecny Ojciec Święty sięgnął 100 lat wstecz. Nie wybrał łatwego wzoru – Jana Pawła III, Franciszka II, nie wybrał Benedykta XVII, nie wybrał też – jak Franciszek – żadnego imienia, którego nie było w dziejach papiestwa wcześniej. Obrał sobie natomiast takie imię, które pozwala odnosić się do przeszłości. To pozwala nam żywić nadzieję, iż myśli o Kościele głębiej.

Rozmawiał Filip Adamus

Idź do oryginalnego materiału