Polscy biskupi oczywiście nie zawodzą. I właśnie ogłosili, iż nowy przedmiot w szkołach, tzw edukacja zdrowotna, która dosłownie za kilka dni wchodzi do szkół, to zło w czystej postaci. To zaplanowana i zbrodnicza seksualizacja, erotyzacja i demoralizacja, a wszystko razem doprowadzi do totalnego upadku rodziny, oraz kryzysu demograficznego (czego akurat nie rozumiem, bo skoro choćby dzieci będą się bzykać, to edukacja edukacją, świadomość świadomością, ale zawsze coś z tego musi wynikać, coś zostanie…).
Apelują przeto biskupi do rodziców, by wypisywali dzieci z tych zajęć, by nie uczestniczyli w tej „na zimno zaplanowanej zbrodni”. Więc jak w tej sytuacji nie mieć „szacunku” dla ponadprzeciętnej inteligencji biskupów? Powiedzieć o takim „zjeb”, to nic nie powiedzieć.
Nie chce mi się tu szerzej rozpisywać o argumentach jakich biskupowi używają, bo te przypuszczam są doskonale znane, pomijając to oczywiście, iż powtarzają do wyrzygania argumenty już stare i mocno zużyte. Nie stać ich intelektualnie na nic nowego.
Natomiast to ewentualne postulowane przez nich wypisywanie dzieci z zajęć wychowania zdrowotnego, mogłoby mieć, gdyby nastąpiło, pewne być może pozytywne efekty. Pojawi się oto niepowtarzalna szansa! Zwolniłoby się po prostu nieco miejsca, i żeby dać nauczycielom zajęcie, w miejscu dzieci w ławkach powinni usiąść i to obowiązkowo biskupi, arcybiskupi, kardynałowie, cała ta pierdolona, zapierdziana menażeria, zatruwająca nam życie a przy okazji atmosferę.
Pederaści (pojęcie gej zarezerwowane jest dla porządnych ludzi), seksualni zboczeńcy (niezależnie od tego czy dymają dzieci, kolegów, gosposie czy kleryków), o rodzinie mający tyle pojęcia ile opowiedział im przy kieliszku kościelny. Powinni, się dokształcać, bo jak powiedział kiedyś pan eksrezydent Duda, na naukę nigdy nie jest za późno. W ten sposób łyknęli wiedzy by trochę, o której nie mają pojęcia a zawzięcie gardłują, uważając się za ekspertów.
No sorry, ale obciąganie pały kolegi jeszcze w czasach seminarium (dla niektórych był to ostatni kontakt z szeroko pojętym seksem), lub wystawianie tyłka biskupowi w zamian za awans, nijak nie upoważnia do zabierania głosu w sprawach tak zwanej i szeroko pojętej ruchalności. Pakując bez opamiętania w dziurę jakiegoś asystenta Andreę, czy kogoś tym rodzaju (imię nie jest ważne), nie czyni z biskupa/arcybiskupa/kardynała, eksperta mogącego zabierać głos w sprawie czego i jak uczyć dzieci, co najwyżej ugruntowuje opinię o nim jako o zboku. Gdyby choćby taki dymał samego papieża, nie daje mu to prawa do używania tytułu magistra seksu. Zmierzam do tego, iż zseksualizowani zboczeńcy, nie mogą decydować co jest zboczeniem i demoralizacją.