Z bardzo dużym prawdopodobieństwem można założyć, iż dzisiejszego wystąpienia Donalda Tuska w Sejmie młodzież nie wysłuchała. Po pierwsze to nic nieznaczące wydarzenie polityczne rozpoczęło się o godzinie 9.00, czyli w czasie szkolnym i studenckim, po drugie pora popołudniowa też kilka by zmieniła, bo debaty sejmowe już dawno przestały być modne. Gdyby jednak chcieć ukarać młodzież zrelacjonowaniem wystąpienia Donalda Tuska, byłaby to kara przede wszystkim dla relacjonujących. Kolejny potok słów w tej samej formie i treści, jaką znamy od lat, a jedyna nowość to wyraźnie drżący, niepewny, momentami wręcz płaczliwy głos.
Ciągłe opisywanie tego samego pozostało bardziej męczące od ciągłego wysłuchiwania tego samego, ale edukacji dzieci i młodzieży zaniechać nie wolno. Dlatego najlepiej wystąpienie Donalda Tusk podsumować na połączonej lekcji muzyki i techniki. Drogie dzieci, droga młodzieży, w czasach gdy nie było telefonów, Internetu i Spotify, wasi rodzice słuchali muzyki na urządzeniach zwanych magnetofonami lub gramofonami. Magnetofon to taki duży telefon, do którego zamiast karty pamięci wkładało się kasetę z nawiniętą taśmą. Gramofon możecie kojarzyć z samplowania, jednak w zamierzchły czasach służył on do odtwarzania, a nie przetwarzania muzyki. Oba urządzenia miały swój urok i jedną dużą wadę, nośniki dźwięku czyli kasety i płyty z czasem się zużywały. Magnetofon potrafił wciągnąć taśmę, z kolei uszkodzona płyta zacinała się na jednym fragmencie i odtwarzała go nieustannie.
Dokładnie tak wyglądało i przede wszystkim brzmiało wystąpienie Donalda Tuska. Stara zdarta płyta znów została położona na gramofonie i monotonie przeskakiwała na jednej frazie: „PiS, PiS, PiS”. Potem Donald Tusk włączył magnetofon, ale to w żaden sposób nie pomogło, bo już po pierwszych sekundach taśma zaczęła przeciągłe łkać tymi samymi kłamstwami o wprowadzeniu 800+, skokowym rozwoju i powrocie do politycznego stołu w Europie. Całość prezentowała się tak nędznie, iż choćby zwolennicy Donalda Tuska komentując wystąpienie na żywo, nie mieli litości i zahamowań. Najlepiej na tym wszystkim wyszli opozycyjni posłowie PiS, którzy zbojkotowali mowę obrończą przed głosowaniem wotum zaufania.
Przed tym spektaklem nieudolności i nużącej wtórności, politolodzy, dziennikarze, ale też koalicjanci pytali, jaki jest sens przeprowadzania całej procedury, bez nowego pomysłu na rządzenie i rząd. Otoczenie Donalda Tuska i on sam, we wcześniejszym orędziu, broniło się przed tymi argumentami i zapewniało, iż to będzie prawdziwe nowe otwarcie. Dziś największą satysfakcję może czuć Marszałek Sejmu Szymon Hołownia, który jako pierwszy koalicjant najgłośniej krzyczał, iż wotum zaufania nie ma najmniejszego sensu, jeżeli ma być odtwarzaniem starej płyty z orkiestrą w tym samym składzie. Dokładnie tak się stało, jednak Donald Tusk raczej nie ma powodów do obaw. Z pewnością „koalicja 13 grudnia” zagłosuje zgodnie z własnym interesem i udzieli wotum zaufania rządowi Donalda Tuska.
Jest też zła informacja dla koalicji i dla Donalda Tuska, prawdopodobnie ostatni raz ta płyta trafiła na gramofon i ta taśma do magnetofonu. Tych zgrzytów, łkań i powtórzeń po prostu nie da się słuchać. Rząd zaledwie po półtora roku ma najgorsze notowania w historii rządów od 2015 roku, bo zaledwie 32 proc. Polaków dobrze ocenia Donalda Tuska i jego ministrów. Na tym nie koniec, przegrane wybory prezydenckie przez Rafała Trzaskowskiego połączone z sondażami, które wskazują na utratę władzy przez obecną koalicję, to bezlitosna prognoza totalnej porażki, a ta może nastąpić dosłownie w każdej chwili. Donald Tusk się wciągnął i zaciął, a zaraz może się skończyć.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!