Donald Trump zamienił dyplomację w operę mydlaną

news.5v.pl 5 godzin temu

Donald Trump przekształcił dyplomację i politykę zagraniczną w coś nowego: operę mydlaną. Amerykański prezydent, który — wbrew twierdzeniom — odniósł sukces nie tyle jako przedsiębiorca, co przede wszystkim jako postać reality show, pozostaje wierny tej logice również na najważniejszym stanowisku świata.

Po wizytach przywódców państw i szefów rządów nie organizuje konferencji prasowych, ale zmusza ich do wystąpień przed kamerami na żywo. Przebieg tych telewizyjnych wydarzeń jest — podobnie jak w reality show — z grubsza zaplanowany, a więc z góry ustalony. Kulminacją było upokorzenie Wołodymyra Zełenskiego w Białym Domu w lutym. „To była dobra telewizja” — skomentował wówczas Trump.

Żaden niemiecki kanclerz — może z wyjątkiem Konrada Adenauera i Willy’ego Brandta — nie skupiał się na początku swojej kadencji na polityce zagranicznej tak bardzo jak Friedrich Merz. Już jako lider opozycji szef CDU latał samolotami Bundeswehry po Europie i poza nią. Merz nawiązał kontakty, które natychmiast wykorzystał po objęciu urzędu. Jego priorytetem nie jest polityka wewnętrzna ani gospodarcza, ale wyraźnie Europa i świat. Jego kalendarz wypełniały dotychczas wojna w Ukrainie, zamieszanie na Bliskim Wschodzie, transatlantycki spór celny.

Jest to szczególnie zauważalne, ponieważ w przypadku bezpośredniego poprzednika Merza było inaczej. Olaf Scholz już w lutym 2022 r. opuścił wspólne zdjęcie na początku specjalnego szczytu NATO po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ponieważ w nocy sytuacja z rządem wymknęła się w Berlinie spod kontroli. Koalicja zużyła tyle energii na walkę między sobą, iż nie pozostało jej już siły na Europę.

Nawet Francja nie została wcześniej poinformowana o gigantycznym pakiecie 200 mld euro (853 mld zł) na wsparcie niemieckiej gospodarki w czasie kryzysu gazowego. Scholz musiał ponieść konsekwencje tego, iż Niemcy znalazły się w kompromitującej sytuacji po rosyjskiej agresji, ponieważ przez długi czas ignorowały ostrzeżenia.

Merz chciał wypełnić tę lukę i mu się to udało. Jego podejście polegające na zorganizowaniu europejskiego stanowiska i przekazaniu go Waszyngtonowi jest słuszne: kiedy kanclerz udał się wraz z sojusznikami do Kijowa, wspólnie dzwonili jeszcze na telefon komórkowy Emmanuela Macrona, aby połączyć się z Trumpem. Teraz Merz zaprosił Zełenskiego i Europejczyków do Berlina, aby stamtąd połączyć się z Trumpem. Wspólnie z Ukraińcem Europejczycy wyruszyli choćby do Waszyngtonu, aby reprezentować swoje interesy.


Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Międzynarodowy spektakl

Obecnie show Trumpa dotarło do rekonstrukcji historycznych negocjacji między prezydentami USA a przywódcami Związku Radzieckiego, która ma nawiązywać do wcześniejszych doświadczeń telewizyjnych amerykańskiej publiczności. Nieprzypadkowo sam Trump opublikował dwa zdjęcia, które są do siebie zaskakująco podobne, choćby w gestach: jedno przedstawia Trumpa z Putinem, a drugie Nixona z Chruszczowem.

Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow pokazał, iż to zrozumiał, już poprzez wybór stroju: przybył na Alaskę w swetrze z napisem „CCCP” (rosyjski skrót od ZSRR). W rzeczywistości nie doszło tu oczywiście do spotkania supermocarstw. jeżeli istnieje dziś antagonista USA, to są nim Chiny.

Putin skupił się na stabilizacji państw zbójeckich i sam nie odnosi sukcesów: niedawno upadł wspierany przez niego dyktator Baszszar al-Asad w Syrii, a dostarczona mu przez Iran broń przeciwlotnicza została zdemaskowana przez izraelskie samoloty.

Merz musiał więc nie tylko spróbować znaleźć rolę na arenie międzynarodowej, ale także w show Trumpa. W tym zakresie kanclerz stracił wzór do naśladowania: Angela Merkel w pierwszej kadencji Trumpa dała się przedstawić jako jego przeciwniczka, a pod koniec swojej kadencji sama się tak przedstawiła.

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz i prezydent USA Donald Trump, Haga, 25 czerwca 2025 r.LUDOVIC MARIN / AFP

Chwila sławy Merza

Jako rzekoma „przywódczyni wolnego Zachodu” (ponieważ Trump nie spełniał tej funkcji) Merkel zyskała uznanie, a choćby sławę. Nieprzypadkowo najważniejsze przemówienie swojej ostatniej kadencji wygłosiła na uniwersytecie na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych: liberalna Ameryka przeniosła swoje niezadowolenie z Trumpa na odległą Niemkę.

Merkel do dziś z powodzeniem wykorzystuje to dziedzictwo, m.in. w swoich wspomnieniach. Ale zapłaciła też cenę: pod koniec kadencji kanclerz nie miała już prawie żadnych relacji z Trumpem.

Niemcy — a także Europa i Ukraina — nie mogą sobie dziś na to pozwolić. Merz nie mógł wcielić się w rolę wroga w telenoweli Trumpa. Podczas swojej pierwszej wizyty w Waszyngtonie wydawał się raczej popadać w rolę statysty. Trump przez kilka minut wygłaszał tyrady na temat swojego byłego zwolennika i sponsora Elona Muska, niemal zapominając o siedzącym obok niego Niemcu.

Merz nie zadowolił się jednak rolą statysty, ale wielokrotnie podkreślał swoje stanowisko. Już podczas szczytu G-7 w Kanadzie w czerwcu sprzeciwił się prezydentowi, który wyraził ubolewanie, iż nie zaproszono Putina. Zamiast tego kanclerz przypomniał o jego „zbrodniach wojennych”. Również w zeszłym tygodniu, kiedy Trump w Białym Domu zwołał Europejczyków jak uczniów, Merz — w porozumieniu z Brytyjczykami i Francuzami — podkreślił decydującą kwestię: przed negocjacjami z Rosją musi nastąpić zawieszenie broni w Ukrainie.

Idź do oryginalnego materiału