W środę o godz. 7 rano czasu polskiego zamknięty został ostatni lokal wyborczy w USA. Tym samym zakończyły się wybory prezydenckiego, w których Amerykanie wybierali tradycyjnie spośród dwóch głównych kandydatów. Tym razem byli nimi Kamala Harris (Demokraci) i Donald Trump (Republikanie).
– Dzisiaj napisaliśmy historię. Osiągnęliśmy niebywały polityczny sukces. Chcę podziękować Amerykanom za niesamowity zaszczyt, iż zostałem waszym 45. i 47 prezydentem. Chciałem wam podziękować, mamy tysiące przyjaciół tutaj. Nasz ruch to ruch, którego nikt nigdy wcześniej nie widział. To największy ruch polityczny wszech czasów. Zamierzamy pomóc naszemu krajowi uleczyć się – mówił Donald Trump tuż przed godz. 9 polskiego czasu w scenie w West Palm Beach na Florydzie.
Wówczas nie był on jeszcze pewien 270 głosów elektorskich, wymaganych do tego, by zostać prezydentem. Wyniki z poszczególnych stanów wciąż bowiem spływały, ale przewidywanie ekspertów dawały Trumpowi prezydenturę. Ta ostatecznie chwilę później stała się faktem. Do tego, aby jednak formalnie Trump został 47. prezydentem USA jeszcze daleka droga.
Trump będzie pierwszy prezydentem od czasów Grovera Clevelanda w XIX wieku, który po wyborczej porażce, powrócił do Białego Domu.
Z swojego wtorkowego (lokalnego czasu) wystąpienia zrezygnowała z kolei Kamala Harris. Ma ono mieć miejsce jutro, tj. w środę lokalnego czasu.
Skomplikowany proces wyborczy
Wybory prezydenta USA realizowane są na zupełnie innych zasadach, niż ma to miejsce chociażby w Polsce. Amerykanie głosują w wyborach powszechnych, ale ostateczna decyzja ws. wyboru prezydenta nie zapada zaraz po przeliczeniu głosów. Na podstawie wyników, wyłania się bowiem elektorów o konkretnej przynależności politycznej, którzy z kolei są zobowiązani oddać głos na konkretnego kandydata. W ten sposób realizują oni wolę mieszkańców danych stanów.
Kolejną istotną datą w procesie wyboru głowy państwa po 5 listopada, jest 11 grudnia. Do tego dnia władze wszystkich stanów muszą bowiem wskazać zestaw elektorów. To właśnie oni będą ich reprezentować podczas głosowania Kolegium Elektorów, które formalnie wybierze prezydenta. Warto podkreślić, iż to właśnie głosy elektorskie mają odzwierciedlać preferencje wyborczy czyli kto wygrał w danym stanie.
Na 17 grudnia zaplanowano z kolei posiedzenie elektorów w Waszyngtonie, gdzie formalnie oddadzą oni głosy na jednego z kandydatów (prezydenta oraz wiceprezydenta).
By wygrać wybory, trzeba zdobyć 270 głosów elektorskich spośród wszystkich 538.
Następnie głosy te zostaną wysłane do przewodniczącej Senatu (żeby było ciekawiej, pełni ją… obecna wiceprezydent, Kamala Harris) oraz do Archiwistki Stanów Zjednoczonych. Głosy te muszą dotrzeć pod wskazane adresy do 25 grudnia. Następnie do 3 stycznia czyli dnia inauguracji nowego parlamentu muszą one trafić do Kongresu.
6 stycznia będzie miał miejsce ostatni krok formalny w wyborach prezydenckich. Będzie nim posiedzenie połączonych izb Kongresu. To właśnie podczas niego formalnie zostaną policzone zostaną głosy elektorskie i zatwierdzony ich wynik.
Zgodnie z konstytucją USA, nowy prezydent obejmie swój urząd 20 stycznia.