Premier Donald Tusk w końcu zdecydował się nazwać rzeczy po imieniu, atakując PiS, Konfederację i tzw. „bojówki” na granicy z Niemcami.
Jego słowa, opublikowane na X, brzmią jak zimny prysznic dla tych, którzy od lat bagatelizowali problem migracji i chaosu na granicy. „Im bardziej państwo polskie odzyskuje kontrolę na granicach, tym mocniej jest atakowane przez PiS, Konfederację i ich bojówki. Wpierw wpuścili setki tysięcy migrantów z Azji i Afryki, zarabiając na wizach, a teraz próbują sparaliżować naszą Straż Graniczną. Nie pozwolimy na to” – napisał Tusk. To odważna deklaracja, która dobrze oddaje skalę wyzwania, przed którym stoi Polska. I choć jego retoryka budzi kontrowersje, trudno nie przyznać, iż te słowa były potrzebne.
Patrole obywatelskie, które Polacy organizują na granicy, by przeciwdziałać wwożeniu imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu przez niemieckie służby, to zjawisko, które od miesięcy budzi emocje. Tusk nazywa je „bojówkami”, co dla jednych jest przesadą, dla innych – trafnym określeniem. Z perspektywy rządu te grupy mogą stanowić zagrożenie dla porządku i suwerenności państwa, zwłaszcza jeżeli działają bez koordynacji z legalnymi strukturami, jak Straż Graniczna. Z drugiej strony, zwykli obywatele czują się zmuszeni do działania, widząc, jak granica staje się polem eksperymentów politycznych, a nie linii obrony. Tu leży sedno problemu: brak zaufania do państwa, które – jak słusznie zauważył Tusk – przez lata było osłabiane przez krótkowzroczną politykę.
Krytyka PiS i Konfederacji w ustach Tuska nie jest zaskoczeniem. Oba ugrupowania, choć różne w ideologii, łączy podejście do migracji, które często sprowadzało się do populistycznych haseł zamiast realnych rozwiązań. PiS, rządząc przez osiem lat, budował narrację o „twierdzy Polska”, ale jednocześnie przymykał oko na luki w systemie wizowym, co – jak sugeruje premier – mogło prowadzić do niekontrolowanego napływu migrantów. Konfederacja z kolei, grając na antyunijnych i antyniemieckich sentymentach, podsycała emocje, zamiast proponować konstruktywne wyjście. Efekt? Chaos, który teraz Tusk musi sprzątać, a który odbija się na zwykłych ludziach.
Nazywanie patroli „bojówkami” może być jednak mieczem obosiecznym. Dla wielu Polaków to nie uzbrojone grupy, ale obywatele, którzy czują się porzuceni przez państwo w obliczu kryzysu. Tusk, określając ich w ten sposób, ryzykuje pogłębienie podziałów, zamiast szukać wspólnego języka. Zamiast etykietek warto byłoby zaproponować dialog – np. włączenie chętnych do współpracy z Strażą Graniczną pod ścisłym nadzorem. To mogłoby rozładować napięcia i pokazać, iż rząd słucha obywateli, a nie tylko ich krytykuje.
Podkreślmy jednak, iż słowa Tuska są krokiem w dobrą stronę. Po latach milczenia o roli Niemiec w kryzysie migracyjnym – gdzie służby tego kraju miałyby rzekomo wspierać przerzut imigrantów – premier otwarcie wskazuje na problem. To sygnał, iż Polska nie zamierza być pionkiem w większej grze. jeżeli te deklaracje przełożą się na konkretne działania, jak wzmocnienie granic i kooperacja z UE, mogą przynieść realne efekty. Na razie jednak to tylko słowa, a ich waga zależy od tego, co rząd zrobi w najbliższych tygodniach.
Dobrze, iż Tusk w końcu zabrał głos w tej sprawie. Jego atak na PiS, Konfederację i „bojówki” to próba odzyskania inicjatywy w kryzysie, który narastał latami. najważniejsze będzie teraz, by nie poprzestał na retoryce, ale pokazał, iż państwo potrafi działać skutecznie. Polacy zasługują na ochronę granic, ale też na dialog, a nie kolejne podziały. Czas na konkrety – inaczej te słowa pozostaną tylko pustym dźwiękiem.