Dlaczego władza z definicji nigdy nie poradzi sobie z katastrofalną powodzią

galopujacymajor.wordpress.com 1 dzień temu

Chaos, kłamstwa, brak pomocy, Tusk sobie kompletnie nie radzi, robi tylko pijar – tak z grubsza można by podsumować dominującą ocenę „ogarniania”, czy raczej „nieogarniania” powodzi przez władzę. Rzecz jasna jest to przede wszystkim głosy obecnej opozycji, która, będą, u władzy, robiłaby pewnie dokładnie to samo, co teraz robi Tusk. A z kolei opozycja za Tuska dokładnie tak samo krytykowałaby dziś chaos Kaczyńskiego.

Ten swoisty rytuał zarzutów jest więc pierwszym, acz nieostatnim powodem, dlaczego żadna władza tak naprawdę nie jest w stanie poradzić sobie z katastrofalną powodzią. I to poradzić nie w sensie faktycznym, a w percepcyjnym, to jest w percepcji własnych obywateli.

Przede wszystkim poradzenie sobie z powodzią jest postrzegane w ramach oceny zero jedynkowej. Dobrze źle. Tak nie. Radzi sobie nie radzi. To o tyle istotne, iż absolutna skuteczność nie jest zwykle możliwa, zawsze gdzieś się coś nie da, zawsze będzie ktoś pokrzywdzony. Przyjmowanie ocen zero jedynkowych sprawia, iż poprzeczka oceny pozytywnej jest zawieszona niezwykle wysoko i choćby dlatego władza zwykle nie ma szans do niej doskoczyć. choćby jeżeli zrobiła więcej od innych. Zero jedynkowa skala ocen to jedno, drugie to brak kryteriów. Jak bowiem oceniać sukces albo porażkę władzy, skoro adekwatnie brak jest kryteriów oceny „ogarniania powodzi”. Dwa miasteczka zalane? Trzy wsie? Ile metrów sześciennych wody? Czasami miarą sukcesów jest brak ofiar. Ale przecież Polska miała ich o wiele więcej od innych państw podczas covidu, a i tak nie dla wszystkich jest to kryterium zasadne. A gdy nie masz kryteriów, to nie może podważyć oceny, prawda?

Poprzeczka sukcesu jest też zawieszona wysoko także dlatego, iż katastrofy realizowane są w ramach współczesnego społeczeństwa spektaklu. Z jednej strony ów spektakl stawia więc władzę w sytuacji dwuznacznej. Władza musi występować, a więc poniekąd generować spektakl, bo jak go nie generuje, to jest postrzegana jako nieczuła i obojętna. I pojawiają się zarzuty jak do Dudy, którego nie ma na wałach. Jednocześnie, generując ów spektakl pomocy, narażana jest władza na robienie sobie pijaru na ofiarach. Od tego dwuznaczności praktycznie nie ma ucieczki ,a w konsekwencji bardzo trudne, a wręcz niemożliwe jest zwycięstwo. Dodatkowo, co chyba najważniejsze, w owym spektaklu biorą też udział ofiary katastrofy, których narracja zawsze jest bardziej wiarygodna i ma mocniejszy przekaz niż cokolwiek, co powie władza. A iż pomoc nigdy nie dociera na raz do wszystkich w tej samej sile, toteż zawsze się znajdzie ktoś, kto jej nie otrzymał. I z przekazem może dotrzeć do mediów.

Ba, gdyby choćby władza taki sukces odniosła, to znowuż w percepcji odbiorców trudno będzie akurat jej przypisać sukces. Co najwyżej „zrobiła, co do niej należało”. Przecież, gdy dany zbiornik wodę utrzyma, to jest to zwykle sukces zbiornika, a nie polityków, co go wybudowali. Gdy miasto nie jest zalane, to jest to zasługa służb, strażaków, a nie władz lokalnych czy centralnych, choćby jeżeli ich rola była kluczowa. Sukces ma wielu ojców, ale akurat nie władzę. A porażka akurat nie jest sierotą, bo zawsze się przecież na ową władzę psioczy.

Wreszcie sam proces zarządzania podczas katastrofy jest nie tylko utrudniony przez nadzwyczajność okoliczności, ale także przez ustrój, w którym żyjemy. Nie przypadkiem na czas wojny, niektóre cywilizacje powoływały tymczasowego dyktatora. W ten sposób nie tylko ustanawiano osobę odpowiedzialną, ale przede wszystkim skracano łańcuch dowodzenia i kompetencje konkurencyjnych ośrodków władzy. Masz robić, co ci każę i koniec. Takiej sytuacji nie ma, nie tylko we współczesnej Polsce. Mamy raczej do czynienia z politykami rozmaitego szczebla, którzy w ramach własnej, ograniczonej, ale jednak, suwerenności działają na własną rękę. A więc wszelka koordynacja jest utrudniona.

Dlatego bez względu, czy powódź będzie ogarniał Tusk, czy Kaczyński, Memcen, Hołownia czy Zandberg odbiór pomocy będzie zawsze podobny. Oni jako władza zawsze zawiodą. Mało tego, pochwała władzy skutkować może obcinaniem pomocy. A na to z nikt z ofiar nie może sobie przecież pozwolić. Mam wrażenie, iż politycy zdają sobie z tego sprawę. Odgrywają swój teatr, wiedzą, iż wszyscy będą ich jechać i po cichu wzdychają, żeby tylko nie było jakiegoś wielkiego collpasu. Te mniejsze da się nie tyle ogarnąć, bo to niemożliwe, co po prostu wyborcza gawiedź zaraz o nich zapomni. A skoro nie da się ogarnąć, toteż nie ma co się szarpać. W końcu i tak zawsze będzie nasz, polityków wina.

Tradycyjnie, jeżeli podobał ci się tekst, możesz mi postawić HERBATĘ!

https://buycoffee.to/galopujacymajor

Idź do oryginalnego materiału