Rozpad PiS nie jest nagłym wypadkiem przy pracy ani efektem jednego przegranego głosowania. To proces strukturalny, który zaczął się w momencie utraty władzy i przyspieszył, gdy do działaczy partii dotarło, iż tym razem nie ma prostego „powrotu do normalności”.
PiS traci spójność, ponieważ traci dwie rzeczy, które przez lata były jego głównym spoiwem: realną nadzieję na odzyskanie władzy oraz wiarę, iż da się uniknąć politycznych i prawnych konsekwencji rządów.
Pierwszym czynnikiem dezintegrującym PiS jest świadomość, iż powrót do władzy w dającej się przewidzieć perspektywie jest skrajnie mało prawdopodobny. Partia była skonstruowana jako formacja władzy – zcentralizowana, hierarchiczna, oparta na transferach finansowych, stanowiskach i kontroli instytucji. Po przegranych wyborach zabrakło nie tylko instrumentów wpływu, ale też wiarygodnej strategii odbicia się od dna. Elektorat się skurczył, młodsi wyborcy odpłynęli, a centrum polityczne przestało traktować PiS jako siłę zdolną do stabilnego rządzenia. W efekcie wewnątrz partii zniknął horyzont nagrody, który dotąd usprawiedliwiał dyscyplinę i lojalność.
Drugim, znacznie silniejszym impulsem rozpadu jest lęk przed rozliczeniami. PiS przez osiem lat rządów funkcjonował w przekonaniu, iż państwo jest tarczą chroniącą przed odpowiedzialnością. Gdy ta tarcza zniknęła, a nowe władze zaczęły przywracać standardy kontroli, prokuratury i sądów, w partii pojawiło się poczucie egzystencjalnego zagrożenia. Dla wielu działaczy nie chodzi już o spory ideowe czy przyszłość kraju, ale o bardzo konkretne pytanie: kto i w jakim stopniu poniesie konsekwencje decyzji, nadużyć i mechanizmów władzy z ostatnich lat. To niszczy solidarność szybciej niż jakikolwiek konflikt programowy.
W tej sytuacji autorytet Jarosław Kaczyński przestaje pełnić dawną funkcję. Dopóki gwarantował zwycięstwo wyborcze lub przynajmniej realną perspektywę powrotu do rządów, był niekwestionowanym arbitrem. Dziś nie jest już w stanie zapewnić ani jednego, ani drugiego.
Brak nadziei na uniknięcie rozliczeń dodatkowo premiuje najbardziej radykalne postawy. Skoro nie da się wygrać wyborów w centrum, część PiS wybiera strategię eskalacji: język oblężonej twierdzy, teorie spiskowe, podważanie legalności instytucji państwa. To jednak działa destrukcyjnie na samą partię, bo odstrasza umiarkowanych wyborców i pogłębia izolację międzynarodową. Zamiast budować zdolność koalicyjną, PiS coraz wyraźniej zamyka się w politycznym getcie.
Rozpad PiS jest więc konsekwencją utraty władzy, ale przede wszystkim utraty przyszłości. Partia, która przez lata istniała jako narzędzie sprawowania kontroli nad państwem, nie potrafi odnaleźć się w roli opozycji.

6 godzin temu





