Dlaczego obawiam się Trumpa?

1 tydzień temu
Został nam nieco ponad miesiąc do wyborów prezydenckich w USA. Dwa tygodnie temu odbywała się debata między Kamalą Harris, a Donaldem Trumpem. Kandydatka Partii Demokratycznej wspomniała o 800 tysiącach Polaków zamieszkałych w Pensylwanii (w której odbywała się ta debata, a która jest również tzw. swing state) o tym, dlaczego nie zwróci się do nich, jak gwałtownie oddałby Polskę Putinowi za przysługę (źródło). Trump zasugerował niedawno, iż jeżeli wygra te wybory, zniesie sankcje na Rosję, bo te według niego osłabiają dolara (źródło). Tym bardziej dobija mnie fakt, iż Andrzej Duda - prezydent Polski, który rzekomo wspiera Ukrainę w trakcie wojny z Rosją, chciał jechać do Ameryki pomagać Trumpowi pozyskać głosy Polonii (źródło). Jest to dla mnie niewyobrażalna porażka, iż Polska ma taką głowę państwa, która dobitnie pokazuje, iż liczy się ideologia polityczna, a nie interesy naszej ojczyzny.
Wyborcy republikańscy często domagają się od Ameryki polityki izolacjonizmu, żeby „stawiać ją na pierwszym miejscu”. To byłby cios nie tylko dla Polski, ale także dla państw bałtyckich, które zagrożenie ze strony Rosji traktują bardzo poważnie. Zobaczmy chociaż przygraniczne, estońskie miasto Narwa, które liczy ponad 50 tysięcy mieszkańców, z czego prawie 90% jest Rosjanami. Rosja często tam dokonuje prowokacji. Chociażby w maju. Usunięto boje graniczne po stronie estońskiej (źródło).
Te obawy z perspektywy Polaka mieszkającego w tej części Europy nie są bezpodstawne. Rosja do tej pory żałuje, iż państwa bałtyckie i nie tylko odeszły z rosyjskiej strefy wpływów i dołączyły do zachodu. Rosja zachowuje się wobec nas tak, jakbyśmy zdradzali swoją tożsamość bratając się z Ameryką, zamiast z nią.
Putin miesza w europejskiej polityce, a Rosja jest mistrzem propagandy, która ma wpływ na wyniki wyborów w różnych państwach. Przykład? Węgry i rządy Orbana. Pomimo licznych antyrządowych manifestacji w Segedynie i Budapeszcie, Orban wciąż może czuć się bezpieczny. Gruzja, której obywatele walczą o przyłączenie do UE, a ichniejszy rząd działa na rzecz wielkiego sąsiada na północy. Gruzińskie Marzenie zmierza w stronę dyktatury wprowadzając ustawy uderzające w wolności obywatelskie. W tym miesiącu uchwalono m.in. prawo zakazujące „propagandy LGBT”. Zupełnie jak w Rosji (o tym jak to wygląda opisywałem w mojej książce, m.in. o kobiecie skazanej na pięć dni więzienia za nałożenie tęczowych kolczyków). Albo Niemcy. Nie mowa tu tylko o Alternatywie dla Niemiec (z którą w PE zbratała się Konfederacja, pomimo ichniejszej wizji rewizjonizmu niemieckich granic), ale również o lewicowym Sojuszu Sahry Wagenknecht założonym kilka miesięcy temu. Oba ugrupowania są prorosyjskie. W ostatnich wyborach do Landtagu Brandenburgii zyskały łącznie 44 mandaty. Równo połowę. Oznacza to, iż ich opinia będzie wiele znaczyć w lokalnej polityce. Inny przykład? W Parlamencie Europejskim zasiada europoseł z Cypru - Fidias Panajotu, który popularność zdobył na YouTube i zaczął pokazywać politykę europejską „od środka” na swoich mediach społecznościowych. Obserwowałem go, między innymi ze względu na ciekawość. Tworzył chociażby ankiety na Instagramie dotyczące tego jak ma głosować. Kilka dni temu wywołał kontrowersje odnośnie swoich wyborów, by nie wspierać militarnie Ukrainy (bo w jego ocenie to eskaluje konflikt, a on „chce pokoju”, jak deklaruje to wielu publicystów oskarżanych o sprzyjanie Kremlowi). Nie uznał także ostatnich wyborów w Wenezueli za sfałszowane (na co są dowody, iż jednak zostały - źródło). Dziwnym trafem Nicolas Maduro otrzymał gratulacje od Putina, który nazwał jego „zwycięstwo” zgodne z interesami obu narodów (źródło).
Populizm w Europie ma się dobrze, a media społecznościowe coraz częściej stają się idealnym miejscem dla kont szerzących dezinformację. Elon Musk, którego ostatnio pochwaliłem za jego zaangażowanie w kwestii Internet Archive, również ma swoje za uszami. Twitter to wciąż silne politycznie narzędzie, które pod jego sterami staje się wylęgarnią botów, a on sam bez przerwy jawnie wspiera Donalda Trumpa, jednocześnie oskarżając „establishment” i środowiska naukowe o bycie „woke” i sympatyzowanie z Demokratami. Polaryzacja społeczeństwa szybuje. Nie tylko w Stanach, ale także i u nas, w Polsce. W innych zakątkach świata także. Znak czasów, które z każdym dniem zdają się być coraz bardziej niestabilne (mi osobiście przypominają coraz bardziej lata 20. ubiegłego stulecia). Poniekąd rozumiem ten zwrot (chociażby masowa imigracja wzbudza strach podsycany przez odpowiednie środowiska), ale mam swoje obawy o przyszłość. Zarówno USA, jak i Europy. Członkostwo Polski w UE dało mi szansę na lepszą przyszłość i uważam, iż nasza przynależność do niej jest polską racją stanu. Codziennie to wszystko obserwuję. Czytam dużo prasy na temat polityki polskiej oraz zagranicznej i muszę to powiedzieć. Nie jest dobrze.
Idź do oryginalnego materiału