„Pojawiły się nowe dowody na ostatnie napięcia w rosyjskiej propagandzie. […] Rosyjska elita podróżuje po Europie, rzekomo jako turyści, ale w rzeczywistości szerzy propagandę i rekrutuje sympatyków. Rosyjscy agenci są przyczyną niepokojów we Francji, podsycając niepokój w lokalnej prasie. […] Gdyby między Francją a Anglią pojawiła się tymczasowa rozbieżność, 75 rosyjskich agentów i fanariotów w Tesalii, Albanii, Czarnogórze, Serbii itp. zareagowałoby natychmiast”.
Nie, to nie jest tekst z dzisiejszej gazety. To fragment raportu z „Gazeta de Transilvania” z 1856 r., zaczerpnięty z artykułu w „Morning Post” poświęconego metodom stosowanym przez Rosję do szerzenia propagandy w Europie.
Głównymi metodami były: „rosyjscy dyplomaci, słudzy lojalni jak kule armatnie i ich agenci, chronieni przez wszystkie rosyjskie ambasady w Europie; cała machina rosyjskiego Kościoła prawosławnego oddana na służbę propagandy”. Artykuł kontynuuje: „głównym teatrem tych napięć będą księstwa (Mołdawia i Wołoszczyzna), gdzie Rosja wyśle swoich najbardziej doświadczonych emisariuszy i będzie próbowała przekupić wpływowe osoby”.
Nic nowego pod słońcem. Rosja robi to od ponad dwóch stuleci, zawsze tymi samymi środkami i z tymi samymi skutkami. Część ludności tych krajów, w tym Rumunii, ulega rosyjskiej propagandzie i staje się tym samym niezwykle skutecznym agentem – w służbie państwa, które chce nie tylko wpływać na politykę i decyzje w naszym kraju, ale także je kontrolować.
Ewolucja rosyjskiej propagandy
Niezwykle interesujące (dla tych, którzy mają czas zagłębić się w archiwa) jest obserwowanie, jak na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci zmieniało się użycie słowa „propaganda” w rumuńskojęzycznych gazetach. Na pierwszy rzut oka znaczna część artykułów łączy słowo „propaganda” z Rosją i nie bez powodu.
Z biegiem czasu propaganda rosyjska zmieniała się wraz z rozwojem sytuacji w samej Rosji – od „jednoczącego” prawosławia (ponieważ pan-slawizm nie sprawdził się w księstwach rumuńskich) do propagandy socjalistycznej, bolszewickiej, a choćby anarchistycznej, następnie do propagandy komunistycznej, radzieckiej, a w tej chwili do propagandy ukrytej i nieuznawanej, skupionej na nostalgii, egocentryzmie i cynizmie.
Prawosławie, a choćby różne formy propagandy komunistycznej próbowały przyciągnąć rumuńskich chłopów, a zwłaszcza proletariat (głównym celem są zawsze niższe klasy społeczne), do „chrześcijańskiego” lub komunistycznego raju, aby mieli inspirującą historię, która dałaby im nadzieję i pragnienie duszącego uścisku Rosji.
Dzisiejsza propaganda porusza inne najważniejsze elementy: strach przed wojną, nostalgię za czasami, które nigdy nie były takie, jak je opisuje, ostre poczucie niesprawiedliwości ze strony sąsiadów, a przede wszystkim cynizm, który wywodzi się z najgłębszych zakamarków rosyjskiej duszy.
Cel propagandy również ewoluował. Dzisiaj jest prosty: sprawić, byś w nic nie wierzył, byś nie miał żadnych nadziei wobec własnego kraju, byś nie był pewien, co jest prawdą, a co nie, a przede wszystkim, byś był niezwykle zły na wszystko, co nieuchronnie idzie nie tak w twojej demokracji. Efekt? Nie tylko poddajesz się bez walki, ale stajesz się agentem wpływu, za pomocą którego rosyjska propaganda rozwija się w społeczeństwie w tempie geometrycznym, zatruwając je.
Ciągły bombardowanie wszystkich kanałów ma ostateczny cel: zniszczenie otwartej i liberalnej cywilizacji europejskiej i zastąpienie jej amalgamatem bezsilnych państw narodowych, nieustannie skłóconych między sobą, umiejętnie podzielonych przez zubożałą, ale w pełni zmilitaryzowaną Rosję, która w ten sposób osiągnie ostateczny cel: nikt w Rosji nie będzie już marzył o Zachodzie jako inspirującej historii zdolnej zburzyć wieczną rosyjską autokrację.
Ostatecznym celem rosyjskiej propagandy nie jest Rumunia ani żadne inne europejskie państwo, które zanieczyszcza. Nie, jest nim właśnie naród rosyjski, który nigdy więcej nie może mieć możliwości wyjścia z obozu, w którym się urodził, tak jak próbował to zrobić na początku lat 90. Aby tak się stało, Putin i jego najbliższe otoczenie muszą sprowadzić społeczeństwo europejskie i amerykańskie do poziomu Rosji, ponieważ wiedzą, iż nigdy nie zdołają podnieść Rosji do poziomu jej konkurentów.
Niestety, rosyjskie inwestycje w propagandę zawsze przynoszą niezmierzone korzyści. Nauczyli się tego wszyscy komunistyczni dyktatorzy państw podbitych przez Rosję po II wojnie światowej, a konsekwencje tego widzimy do dziś w ogromnym odsetku nostalgików komunizmu w Rumunii – jak na ironię, wielu z nich nigdy nie doświadczyło choćby jednego dnia pod rządami komunistycznych przywódców Rumunii, takich jak Nicolae Ceaușescu czy Gheorghe Gheorghiu-Dej!
Jak zwalczać rosyjską propagandę – i gdzie obecni przywódcy rumuńscy i europejscy popełniają poważny błąd
Demokratyczni politycy popełniają typowy błąd: wierzą, iż fakty i prawdziwe statystyki mają jakieś znaczenie w walce z propagandą. Niestety, jest to całkowita nieprawda. Propaganda sprzedaje przede wszystkim emocje i historie, a nie fakty, a już na pewno nie prawdziwe statystyki.
Nie można zwalczać fałszywych wiadomości poprzez weryfikację faktów. Działa to tylko w przypadku osób, które już mają poważne wątpliwości co do fałszywych wiadomości. Dostarcza im to jedynie argumentów na poparcie własnych poglądów, a nie tych, którzy od razu wierzą w sensacyjne historie rozpowszechniane przez Rosję i jej popleczników w sferze publicznej.
Nie można zwalczać ostrego poczucia niesprawiedliwości w społeczeństwie – w pewnym stopniu rzeczywistego, ale zaostrzonego do granic histerii przez rosyjskich agentów wpływu – poprzez środki oszczędnościowe i adekwatne wydawanie publicznych pieniędzy. Wręcz przeciwnie, tego rodzaju antypopulistyczne środki sprawiają, iż rządy, które je stosują, stają się najbardziej podatne na ataki, zwłaszcza gdy się boją i decydują się nie komunikować.
Tej fali histerii i nienawiści można przeciwdziałać jedynie poprzez zabranie głosu – nie dzięki propagandy, ale szczerości.
To, co naprawdę zdyskredytowało narrację jednoczącą Unię Europejską w Rumunii, to rażące kradzieże popełnione przez tysiące burmistrzów z głównych partii. Ścieżki rowerowe biegnące przez puste pola, źle ułożony asfalt, systemy kanalizacyjne zbudowane wyłącznie na potrzeby willi lokalnych bossów, centra kultury odnowione za miliony, a następnie zamknięte – lista zmarnowanych publicznych pieniędzy w imię „europejskich” projektów jest nieskończona.
W obliczu takich przykładów, jak ludzie mogą przez cały czas wierzyć w Europę i jej obietnice, skoro choćby najmniejsze lokalne inwestycje okazują się niczym więcej niż planami kradzieży?
Jak można walczyć z tym szaleństwem? Można zacząć od zobowiązania się do całkowitej przejrzystości, zaczynając od najwyższych decydentów i przechodząc w dół łańcucha dowodzenia. Przejrzystość przede wszystkim wobec dziennikarzy, którzy potrafią dotrzeć do informacji publicznych i je wyjaśnić, a także wobec ogółu społeczeństwa.
W przypadku tej ostatniej nie wystarczy już organizować konferencje prasowe lub wydawać oświadczenia prasowe; konieczne jest bezpośrednie dotarcie do niej, zwrócenie się do niej bezpośrednio, tak jak robią to już wszyscy apostołowie Rosji w Rumunii. A kiedy zwracamy się do niej w ten sposób, nie możemy przedstawiać jej tylko suchych danych, ale musimy również umieć ją zainspirować.
W tym miejscu dochodzę wreszcie do wielkiego problemu współczesnej demokracji europejskiej, w tym rumuńskiej: demokratyczni politycy, w przeciwieństwie do populistów, którzy zawsze rujnowali rządzone przez siebie kraje, nie potrafią marzyć. Potrafią tylko ciąć, czytać arkusze kalkulacyjne Excel w celu optymalizacji, myśleć jak przedsiębiorcy i prosić wszystkich o poświęcenia dla bardzo niejasnego dobra społeczeństwa. Ich brak inspiracji zabija nie tylko demokrację, ale także przyszłość kraju.
Czy demokratyczni politycy marzą o elektrycznych owcach?
Brak narracji w historii europejskiej demokracji, brak wspólnego marzenia i środków, dzięki którym można je zrealizować – właśnie tego brakuje Europie, a tym samym Rumunii. To właśnie tę lukę wypełniają populiści, którzy nie wahają się sprzymierzyć choćby z rosyjską propagandą, jeżeli pomoże im to dojść do władzy.
I przykro mi to mówić, ale o czym adekwatnie marzy prezydent Nicușor Dan? Z tego, co mówi, wydaje się, iż marzy tylko o elektrycznych owcach. O czym marzy premier Ilie Bolojan? Rumunia z idealną księgowością nie jest zbyt pięknym marzeniem, choćby dla księgowych, bez względu na to, jak dobrze wypadną obliczenia na koniec kwartału.
Populiści inspirują ludzi nostalgią, utrzymując ich w stanie permanentnej stagnacji, z oczami utkwionymi w idealizowanej przeszłości, która nigdy nie istniała. Ale jak, do diabła, inspirują przeciętnego człowieka demokraci, skoro terminy takie jak zrównoważony rozwój, odpowiedzialność i efektywność nie poruszyłyby choćby bibliotekarza, a co dopiero miliony ludzi na obszarach wiejskich i w małych miastach, którzy czują się całkowicie opuszczeni – ponieważ są całkowicie opuszczeni?
Być może oprócz prywatnych doradców ekonomicznych, którzy chcą wprowadzić Rumunię na tory TGV, nie zaszkodziłoby mieć w rządzie ludzi, którzy potrafią stworzyć wiarygodną wizję przyszłości Rumunii.
Tak, przez cały czas jest to rodzaj propagandy (sam termin nie jest zły, ale po prostu opisuje rzeczywistość – propaguje się przekonanie, marzenie, historię), ale zdolnej zainspirować tych ludzi do dążenia ku wspólnej przyszłości, a nie podzielonej przeszłości. Rosja jest ekspertem w hipnotyzowaniu ludzi, aby patrzyli w przeszłość, ale nie ma absolutnie nic przekonującego do zaoferowania na przyszłość. I właśnie w tym tkwi nasza szansa.
Wyjście z tego niesamowitego bagna, w które powoli wpychają nas rosyjskie wpływy – i w które wpadły już społeczeństwa demokratyczne znacznie bardziej zaawansowane (pozornie) od naszego – prowadzi wyłącznie w kierunku wizji sprawiedliwego i równego społeczeństwa, opartego na bardzo konkretnych elementach.
Oznacza to jednak, iż od samego początku trzeba zaakceptować fakt, iż zadaniem nie jest osiągnięcie doskonałych wyników finansowych w danym kwartale, ale zaangażowanie całego kraju w wiarygodny i realny wspólny projekt. Komunikacja, która nie pochodzi z „oficjalnych źródeł”, ale jest tworzona interaktywnie, z udziałem społeczności i organizacji obywatelskich, przy zaangażowaniu społeczeństwa obywatelskiego i ogółu społeczeństwa, wykorzystując media nie jako tubę propagandową, ale jako pośrednika w dyskusji, która niestety nie miała miejsca w Rumunii przez ostatnie 35 lat i która pilnie wymaga rozpoczęcia.
Czy obecni rządzący mają to na uwadze? Czy znajduje się to na liście ich priorytetów? Mam nadzieję, iż tak, ponieważ w przeciwnym razie bardzo gwałtownie znajdziemy się w nowej erze skrajnie prawicowej partii AUR, jeszcze bardziej złowrogiej niż ta, której doświadczyliśmy w latach 80.
Na zakończenie przytoczę kolejny cytat z gazety „Gazeta de Transilvania” z 1856 roku:
„Nawet młodsze pokolenia powinny pamiętać o intrygach Daszkowa i Kotzebue z 1847 roku. Kotzebue – choć był Niemcem i nie wychował się w duchu niemieckim – był tak wyrafinowany w rosyjskiej dyplomatycznej przebiegłości, iż zaślepił władcę Mołdawii i popchnął go w kierunku tyranii, podburzając lud do rewolucji.”
Miano nadzieję, iż traktat paryski uwolni Mołdawię i Wołoszczyznę spod wpływów i dominacji Rosji, ale nie udało się tego w pełni osiągnąć. Przy pierwszej nieporozumieniu między Anglią a Francją Rosja mogła ponownie wkroczyć do tych państw – dziś wrogich panslawizmowi – dzięki swoim wpływom.
Rosja jest spokrewniona z Serbami poprzez słowiańską krew, ale nie z Rumunami. Rumuni z Mołdawii i Wołoszczyzny nie mogą zapomnieć, jak trudno było im uciec spod rosyjskiej okupacji w 1849 i 1853 roku.
Nie zapominajmy, mówię, o okupacji w latach 1944–1958, ani o jej kontynuacji przez komunistycznych satrapów do 1989 roku. Nie z jakiegokolwiek innego powodu, ale dlatego, iż jesteśmy już bliscy powtórzenia scenariusza z ostatnich dwóch stuleci. przez cały czas mamy szansę, która jednak gwałtownie się zamyka. Nie pozwólmy, aby zamknęła się również przed nami.
___
Foto.: The White House, Russian president Vladimir Putin enters the joint press conference with President Donald Trump, cropped by the RPN team, domena publiczna.
___
Oryginalny artykuł ukazał się na Pressone. 21 sierpnia ukazał się na Visegrad Insight.