Dlaczego liberałowie mają rację

1 miesiąc temu

Polska to biedny kraj. Tak się już przyjęło, tak się mówi i długo nikt tego nie negował. Trochę niczym związek frazeologiczny, którego rozdzielenie nie mieści się w głowie – jesteśmy biedni, gonimy mityczny Zachód. Kiedyś go dogonimy, ale jeszcze nie teraz, nie za naszego życia. Ile tak można? Faktem jest, iż w Polsce biedy nie brakuje – ale jej też nie brakuje w Niemczech, Francji czy szczególnie USA. Skali bezdomności, jaką można zobaczyć na tamtejszych ulicach, nie mieliśmy w Polsce choćby w najcięższych latach transformacji. Tylko iż skrajne przypadki biedy i zamożności występują w absolutnie każdym kraju świata. choćby jeżeli obecny stan rzeczy jest daleki od naszych ambicji, to obiektywnie nie jesteśmy krajem biednym – zajmujemy miejsce może i w dole tabeli, ale jest to tabela 30-40 najbogatszych państw świata, na które reszta może jedynie patrzeć z zazdrością.

Dowodem zmiany pozycji naszego kraju jest także pojawienie się na scenie politycznej partii pokroju partii Razem – skrajnej lewicy, będącej w istocie partią komunistyczną, a nie socjaldemokratyczną. Tak naprawdę dotychczasowy podział stron sporu politycznego – post-PZPR i postsolidarność – kilka miał wspólnego z realnie głoszonymi postulatami. Wszystkie rządy od 1989 roku z różnymi odchyleniami, ale wyznawały wolnorynkowy model gospodarki i społeczeństwa. Wyjście z faktycznej biedy i osiągnięcie przyzwoitego poziomu rozwoju doprowadziło do rzeczy teoretycznie absurdalnej – kontestowania słuszności modelu gospodarczego, który pozwolił z tej biedy wyjść. Co jeszcze bardziej niedorzeczne – kontestowania go przez model, który do tej wcześniejszej biedy doprowadził. Choć nie da się pominąć strat gospodarczych dwóch wojen światowych, to nie byliśmy jedynym krajem, który takich strat zaznał. My jednak zamiast te straty odrobić, zafundowaliśmy sobie 60 lat socjalizmu – najpierw sanacyjnego, potem bolszewickiego. W ostatnich latach także pisowskiego. Nasuwającym się pytaniem jest: „co poszło nie tak?”. Skoro wszystko, wydawałoby się, zmierza w dobrym kierunku, dlaczego społeczeństwa wybierają populizm? Nie kilka, ale kilkadziesiąt procent społeczeństwa daje się uwieść nośnym hasłom o prostych rozwiązaniach wszelakich problemów. Co więcej, te sukcesy populiści odnoszą nie tylko w okresach kryzysów gospodarczych, ale także generalnej prosperity. Wydaje się, iż warto zadać sobie pytanie, czym jest liberalna gospodarka, czym jako liberałowie w ogóle się różnimy od reszty sceny politycznej. Na końcu to kampania wyborcza – trwająca kilka tygodni – ale kilka lat rządów z konkretnymi działaniami tworzy nastroje społeczne i poczucie zadowolenia bądź niezadowolenia. Ostatnie 3 dekady w całej Europie to niestety regres liberalizmu – społecznego i gospodarczego. Liberałowie, choć głoszą hasła rozsądku, gdy już przejmą władzę, najczęściej robią to samo, co ich poprzednicy. Zamiast zmniejszać ogólną ilość regulacji, zakazów, deregulować rynek, obniżać zatrudnienie w administracji rządowej czy walczyć z interwencjonizmem gospodarczym, postępują dokładnie odwrotnie. Zamiast skupiać się na poprawie konkurencyjności i innowacyjności Europy, dostajemy nakrętki przymocowane do butelek czy pomysły standardowych słoików do musztardy. Choć trudno w to uwierzyć, to naprawdę jedna z polskich europosłanek promowała pomysł, by w całej Europie funkcjonował jeden wzór słoika spożywczego objętego systemem kaucyjnym. Wśród często potrzebnych projektów gubimy fundament tożsamości liberałów – żyj i daj innym żyć. Państwo nie powinno się wtrącać w życie obywateli bardziej niż jest to konieczne, a już na pewno nie powinno ludziom mówić, jak mają żyć. Przywołane nakrętki są genialnym przykładem, jak uprzykrzanie życia (nawet w słusznym celu) połączone z brakiem odpowiedniej komunikacji społecznej antagonizuje społeczeństwo. Gdy liberałowie przejmują władzę, krytykowane przez nich wcześniej złe i szkodliwe regulacje są poprawiane – nie są usuwane, choć powinny całkowicie zniknąć.

Stawiane jest pytanie, jak regulować, a nie po co w ogóle coś regulować. Tymczasem to pytanie nie jest zero-jedynkowym wyborem między totalitaryzmem a kompletną anarchią, jak niektórzy chcieliby je przedstawiać. Co najbardziej zabawne, te dwa skrajne światy łączą się ze swą odwrotnością, zależnie czy mowa jest o obyczajowości czy gospodarce. Bratający się coraz bardziej z lewicą liberałowie tracą w tym postępującym radykalizmie głos rozsądku, którym naturalnie powinni się stać. Świat bowiem nie musi się stać ani anarchią religijnych fanatyków ani też wielką komuną z dochodem podstawowym zamiast indywidualnych karier zawodowych. Wolnorynkowe społeczeństwa i gospodarka to bowiem system maksymalnych wartości ograniczonych zdrowym rozsądkiem. Państwa tworzącego nadzór, ale i impuls, by poprawić to, czego rynek sam nie wyreguluje, ale jednocześnie podejmując te działania ze świadomością działania mechanizmów rynkowych, a nie banalnych haseł o złych wszystkich, którzy korzystają chwilowo na ułomności rynku. Tak, jak kiedyś komuniści ścigali spekulantów, tak ich dzisiejsi następcy wojują z deweloperami, inwestorami mieszkań na wynajem, koncernami energetycznymi, motoryzacyjnymi i resztą przeszkód ludzkości do szczęścia. Zresztą podobno cały świat to spisek, a rządzi nami kilka rodzin o nieznanych nikomu nazwiskach.

Jednakże automatyczne wyśmiewanie tych najczęściej absurdalnych postulatów nie powoduje, iż rzeczywiste problemy przestają istnieć, a jeżeli problemy istnieją, to gospodarka – także ta liberalna – powinna znajdować ich rozwiązanie. O ile pomysły pokroju dochodu gwarantowanego można jedynie wyśmiać, to sprowadzanie wszystkich zwolenników tej narracji do serialowego Ferdynanda Kiepskiego jest obraźliwe i to także dla własnej inteligencji. Oczekiwanie uczciwie pracujących ludzi dochodów zapewniających im godziwe życie jest normalne. Tego, iż przeciętny człowiek będzie w stanie prowadzić przeciętne dla poziomu rozwoju danego kraju życie, a istniejące nierówności nie będą skrajne. Dostrzeżenie palących potrzeb społecznych to szansa, by zapobiec temu, co napędza populizm – poczuciu zbiorowej niesprawiedliwości. O ile w okresie transformacji możliwe było wytłumaczenie społeczeństwu koniecznych poświęceń, tak trudno jest jego znacznej części zrozumieć, dlaczego kraj się bogaci, a oni na tym nic nie korzystają, choć uczciwie pracują. Uderzając w te akordy, wybory wygrał w Polsce PiS, a za oceanem Trump. Na inaczej definiowanym, ale także poczuciu niesprawiedliwości swe sukcesy budują francuscy czy włoscy nacjonaliści oraz skrajna lewica. Liberałowie obok najczęściej słusznej krytyki postulowanych przez lewicę głupot muszą wyjść z propozycją i wyjaśnieniem, dlaczego ich pomysł jest lepszy. Choćby tłumacząc społeczeństwu, iż rozwiążą nie tylko doraźnie jakiś skutek, ale cały problem, począwszy od jego przyczyn. Bo tak naprawdę to jest największa przewaga liberałów, dzięki której prowadzą gospodarki do sukcesu – liberałowie problem rozwiązują u źródła, nie zaburzając wolnego rynku z jego najważniejszymi mechanizmami. Usuwają jego ułomności bez tworzenia sztucznych regulacji, które najczęściej rozwiązując jeden problem, tworzą kilka nowych innych obszarach.

Liberalizm to także najbardziej demokratyczny system społeczny – demokracja nie jest tożsama z demokraturą – ślepą tyranią większości, jaką obserwujemy choćby w krajach skandynawskich. Demokracja to takie kierowanie obszarem wspólnym, by z jednej strony wspólnie zarządzać tym, co wspólne, a z drugiej by jak największa część życia pozostawała w indywidualnej dyspozycji każdego z nas. To także system transparentny, gdzie tworząc zasady, jawnie tłumaczy się, z czego one wynikają i dlaczego są potrzebne. Transparentność zasad zabezpiecza się praworządnością, gdzie odpowiedzialność za łamanie prawa ponoszą nie tylko obywatele, ale także instytucje państwowe. Wtedy dopiero poszczególne zasady można stanowczo respektować i surowo ścigać ich łamanie. Polska jest w tej materii niechlubnym przykładem i nie jest to niestety casus wyłącznie ostatnich 8 lat. Choć mieliśmy w tym okresie do czynienia z prawdziwym festiwalem bezprawia w wykonaniu przeróżnych instytucji państwowych, to ta tradycja jest zdecydowanie starsza, a gdy mowa o prawach obywatelskich, brak szacunku do nich bywa wręcz porażający i jest to zakorzenione w naszej mentalności społecznej. Przekraczanie uprawnień przez policję jest od zawsze na porządku dziennym, prokuratura zleca zatrzymania tylko po to, by postawić zarzuty i zwolnić do domu, sądy klepią areszty, jakby choćby nie przejrzały akt. Drogówka w istocie rzeczy nie jest policją, a poborcą podatkowym, szczęśliwie zapomnieliśmy, co kiedyś straże miejskie wyprawiały z fotoradarami. Prezydent Komorowski za regułę przyjął podpisywanie ustaw i dopiero następcze kierowanie do TK, zamiast robić to, za co między innymi brał wynagrodzenie – chronić system prawny przed wejściem w życie na choćby jeden dzień ustaw, co do których miał wątpliwości. Gdy obywatel wpadnie ze skrętem w kieszeni na własny użytek, uruchamiana jest cała machina państwowa, by go ukarać. Za co? Za to, iż w najgorszym razie sam sobie chciał zrobić krzywdę? Gdy oczywistym jest dla wszystkich naruszanie przepisów wyborczych przez PiS i wykorzystywanie w kampanii wyborczej wszelkich dostępnych instytucji państwowych dla własnej korzyści, powołana do pilnowania wyborów PKW kłoci się, gdzie w którym paragrafie stoi przecinek, nie mając odwagi, by podjąć sprawiedliwą i zgodną z duchem prawa decyzję. Domagając się surowych kar dla piratów drogowych, pomijamy przyczynę tak powszechnych przekroczeń prędkości – 20-30 km i refleksję nad adekwatnością istniejących ograniczeń. Wszyscy kierowcy to szaleńcy, czy może ograniczenie jest przesadzone? To także jest kwestia transparentności i uczciwości państwa wobec obywateli, o której zapominają liberałowie, którzy jeszcze kilka lat temu bili na alarm o zagrożeniu praworządności. Wszelkie niezawisłości sędziowskie i inne instrumenty, mające dać stosownym organom komfort pracy, nie służą temu, by pracownikom tych instytucji było wygodnie, tylko po to, by dzięki tej wygodzie mogli pracować jak należy i podejmować sprawiedliwe decyzje.

Tej kultury politycznej i prawnej u nas brakuje i przynajmniej część osób głosujących na populistów dokonuje w istocie racjonalnego wyboru. Istnienie partii skrajnych – jak partia Razem – to wyraz potrzeby ekonomicznej tej części społeczeństwa, która czuje się pokrzywdzona. Choć można na te postulaty patrzeć przez pryzmat chciwości, chęci życia na koszt innych czy wręcz poprzewracania w głowach to istnienie tych oczekiwań ekonomicznych jest rzeczywistością we wszystkich rozwiniętych krajach świata. Pytaniem do liberałów jest jak na to zjawisko społeczne odpowiadać, ponieważ nie jest prawdą, iż kilkanaście procent społeczeństwa oczekuje dostatniego życia za sam fakt stąpania po powierzchni ziemi. Tacy ludzie oczywiście istnieją, ale stanowią grupę marginalną i otrzymując tylko ich grupy partia Razem nie przekroczyłaby progu wyborczego. Tymczasem widzimy myślenie – skoro liberałowie i tak nie gwarantują mi praworządności i wolności, to co ja tracę? Zagłosuję na tych, którzy przynajmniej dadzą mi pieniądze. Wybierając swoisty zamordyzm, płacą naszymi wolnościami, z których oni sami i tak nie korzystają. Liberalny model państwa i gospodarki gwarantuje wszystkim maksimum możliwej wolności i zamożności. Wolność nie jest łatwa – wymaga odpowiedzialności. Dlatego, by przekonała do siebie ludzi, musi pokazywać każdemu płynące z niej korzyści – nie utopijne, górnolotne – takie, z których on sam skorzysta i co straci w razie zmiany systemu. Tego od lat brakuje w przekazie liberałów, tak niebezpiecznie zbliżających się do lewicy.

Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2024 „Miasto, Europa, Przysłość”! 18-20.10.2024, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.

Idź do oryginalnego materiału