W polskiej polityce afery za czasów PiS-u wybuchały z częstotliwością równą wiadomościom o pogodzie. Były setki skandali: miliony rozkradzione przez ludzi Ziobry z Funduszu Sprawiedliwości, „Willa Plus” Czarnka, podejrzane transakcje Morawieckiego, znikające rezerwy strategiczne, niekończące się kolesiostwo, korupcja i nepotyzm na poziomie, jakiego nie znały żadne wcześniejsze rządy III RP. Ale żadna z tych afer nie uderzyła w PiS tak boleśnie jak sprawa Karola Nawrockiego i mieszkania odebranego schorowanemu staruszkowi.
Dlaczego? Bo tym razem nie chodzi o jakieś abstrakcyjne miliony, przetargi czy dotacje, które dla przeciętnego wyborcy są po prostu „polityką”. Tym razem chodzi o dramat, który każdy Polak — zwłaszcza senior — rozumie bez wyjaśnień. Mieszkanie to nie luksus. To bezpieczeństwo. To dach nad głową. To poczucie, iż choćby świat się walił, przynajmniej własny kąt zapewnia spokój. A Karol Nawrocki — człowiek aspirujący do najwyższego urzędu w państwie — to poczucie brutalnie komuś odebrał.
Schemat znany z gangów wyłudzaczy: znaleźć starszego, samotnego człowieka, obiecać pomoc, wzbudzić zaufanie, a potem podstępem wyciągnąć pełnomocnictwo. Reszta to już formalność. Nawrocki, opowiadając później bajki o „pomocy” i „ratowaniu”, tylko pogłębił swoją kompromitację. Bo w tym przypadku nie pomógł. Po prostu przejął mieszkanie za ułamek wartości, zostawiając starszego człowieka bez środków i poczucia bezpieczeństwa.
I tu tkwi śmiertelne zagrożenie dla PiS. Bo wyborcy tej partii to w większości seniorzy. Ludzie, którzy każdego dnia słyszą o oszustwach na „wnuczka”, o fałszywych spadkach, o przekrętach na mieszkaniach. To ich największy lęk: iż ktoś ich wykorzysta, kiedy będą słabi, chorzy, samotni. A teraz okazuje się, iż człowiek wystawiony przez PiS jako kandydat na prezydenta… sam zachował się dokładnie jak ci oszuści.
Żadne tłumaczenia Nawrockiego nie działają. Żadne konferencje i żadne ataki na dziennikarzy. W oczach opinii publicznej stał się symbolem tego, co w PiS-ie najgorsze: cynizmu, bezczelności i żerowania na słabszych. Każda kolejna próba obrony tylko pogarsza sprawę. Bo tu nie chodzi o interpretacje prawne czy polityczne. Tu chodzi o zwykłą ludzką przyzwoitość — a tej Nawrockiemu zabrakło. Co więcej, istnieje podejrzenie, iż nadużył swojego stanowiska radnego dzielnicy Siedlce w Gdańsku a idąc jeszcze dalej, istnieje podejrzenie, iż tam działała cała grupa, która wyłudzała mieszkania. Nawrocki, mający znakomite kontakty w półświatku, mógł uczestniczyć w takim procederze a przynajmniej nauczyć się go od kogoś… To wszystko wymaga oczywiście sprawdzenia, ale jest dla Nawrockiego dyskredytujące.
Dlatego właśnie ta afera zatapia nie tylko Nawrockiego, ale i cały PiS. Bo obnażyła prawdę, która dla wielu wyborców była już od dawna oczywista, ale teraz stała się boleśnie namacalna: partia Kaczyńskiego przestała bronić zwykłych ludzi. Zaczęła ich okradać. Dosłownie i w przenośni.