Nareszcie dobra wiadomość! Tak jak wielu PT Komcionautów spędziłem ostatnią dobę na chichraniu się z bezsilnej rozpaczy prawackiego internetu.
Została im już tylko absurdalna nadzieja, iż coś wywalczą w sądzie. „Dowody” typu „zdjęcie na którym ktoś coś ładuje do samochodu” mogą wystarczyć na prawackim forum dyskusyjnym, ale nie w sądzie.
Przewaga Bidena jest tak duża, iż choćby gdyby po ponownym przeliczeniu stracił jeden czy dwa stany, i tak wygra. Nadzieja na sądową wygraną Trumpa została już tylko głupkom wierzącym w chemtrailsy.
Cieszę się z porażki Trumpa, bo prawicowym populizmem brzydzę się bardziej niż zwykłym konserwatyzmem. Ostatecznie, choćby Nixonowi nie można odmówić pewnych pozytywnych osiągnięć – Trump nie miał absolutnie żadnych.
Jak wiecie, jestem marksistą. Przy tej okazji przypomnę podstawowe założenie marksizmu, odwołując się do znanej przypowieści o ciastkach.
Oto przy stole siedzą kapitalista i pracownik. Pracownik przy pomocy sprzętu należącego do kapitalisty wyprodukował 10 ciastek.
Kapitalista bierze 9 ciastek i woła do pracownika: „UWAŻAJ! GEJE/UCHODŹCY/FEMINISTKI/ZWIĄZKOWCY/SOCJALIŚCI CHCĄ CI ZJEŚĆ TWOJE CIASTKO!”.
Walkę o to, żeby pracownikowi przypadło choćby jeszcze jedno ciastko, uważam za jedyną rzecz wartą działalności społecznej. Dlatego gdy inni angażują się w organizacje broniące kotków, foczek, pszczółek czy też roślinek, moim jedynym wolontariatem jest działalność związkowa.
Powyższy schemat jest naturalnie uproszczony, tak jak wszystkie inne schematyczne opisy rzeczywistości. Neoliberalizm też przecież odwołuje się do uproszczeń (jeśli przyjrzymy się założeniom robionym przez neoliberalnych ekonomistów, opisują m.in. kapitalizm, w którym nie ma marży).
Wierzę, iż ten schemat opisuje kapitalizm najtrafniej. Przez ostatnie setki lat zmieniało się tylko to kłamstwo, którym kapitalista odwracał uwagę pracownika, gdy zgarniał dla siebie większość ciastek.
Trumpizm to kłamstwo wyjątkowo perfidne, bo w tym przypadku kapitalista udaje, iż stoi po stronie pracownika. „Będę bronić twoich ciastek, wybuduję mur chroniacy cię przed Meksykanami, i wypowiem wojnę handlową Chińczykom, bo oni ci chcą zjeść ciastka, poza tym oczyszczę waszyngtońskie bagno ze skorumpowanych polityków, którzy jedzą twoje ciastka”.
W rzeczywistości jednak Trump sam – jako kapitalista – był i jest typowym wyzyskiwaczem. Unikał podatków, nie płacił robotnikom (w tym polskim budowlańcom), sam był umoczony w waszyngtońskim bagnie po uszy. Był winny wszystkiego, co zarzucał elitom – przyjaźnił się z Epsteinem i Weinsteinem, a choćby z Clintonami.
To charakterystyczne, iż jego ostateczny upadek nastąpił na parkingu firmy ogrodniczej Four Seasons 16 kilometrów od Filadelfii. Ktoś z jego sztabu miał zrobić konferencję prasową w luksusowym hotelu w centrum miasta, ale przez pomyłkę zamówił ją w miejscu o podobnej nazwie, przy autostradzie, między sex shopem a krematorium.
Gdyby w tej kampanii pracowali wolontariusze, nie zrobili by takiego błędu. To typowy błąd źle opłacanego, źle traktowanego personelu. Ludzie, którym ciągle zabierasz ciastka, nie będą wobec ciebie lojalni.
Prawicowy populizm, czyli zabieranie pracownikom ciastek w atmosferze udawanej „ludowości”, to zjawisko stare jak demokracja. Od kiedy pojawiło się w miarę powszechne prawo wyborcze (czyli mniej więcej od 1848), mamy też polityków wygrywających pod takimi hasłami. To właśnie jest ten bonapartyzm, w który wierzy poczciwy subiekt Rzecki.
Żeby pracownicy zaczęli liczyć ciastka, muszą skupić uwagę na stole. A nie na urojonych zagrożeniach, którymi straszy ich Trump, Kaczyński czy Boris Johnson.
Dlatego zagłada trumpizmu to wstępny warunek, żebyśmy mogli mieć ładne rzeczy. Na szczęście udało się go spełnić.