W jakiej Europie obudzimy się za pięć lat? W takiej, która potrafi bronić demokratycznego porządku, czy w Unii sprowadzonej do roli gołego rynku, wygodnej dla tych, którzy już dziś odżegnują się od jej wartości? Kierunek zależy od tego, kto w najbliższym czasie narzuci ton unijnej polityce i czy Europa wreszcie poważnie potraktuje to, czego Rosja nigdy nie lekceważyła. O tym, co to takiego i jak różnie mogą potoczyć się losy Europy, opowiadają Wojciech Przybylski i Magdalena Jakubowska z Fundacji Res Publica oraz Visegrad Insight.
Małgorzata Wołczyńska: „Foresight on European Values and Democratic Security” (FEVDS) to projekt, dzięki którego pokazujecie, jaka przyszłość może czekać Unię Europejską. Opcji jest kilka – od mocno pesymistycznych, do takich, które niosą nadzieję. Na podstawie czego je przewidujecie?
Wojciech Przybylski: Zajmujemy się foresightem strategicznym, czyli oceną trendów i tworzeniem perspektyw na kilka lat do przodu, aby lepiej przygotować się na nadchodzące zmiany, i by przedstawiciele administracji publicznej, ale też liderzy społeczeństwa obywatelskiego (w tym biznesu), mogli podejmować bardziej dojrzałe decyzje. Chcemy, by wiedzieli, jakie ryzyka wiążą się z planami na przyszłość. „My” to zespół Fundacji Res Publica i Visegrad Insight, czyli platforma analityczna fundacji.
Metoda foresightu zyskała na znaczeniu szczególnie po Brexicie, który był dla wielu zaskoczeniem, a pokazał, jak ważne jest przewidywanie nieoczekiwanych scenariuszy i przygotowywanie się na nie. W ramach tego konkretnego scenariusza od trzech lat prowadzimy ćwiczenia z osobami ze środowisk eksperckich, politycznych i medialnych z Europy Środkowo-Wschodniej, szukając odpowiedzi na pytanie: jak lepiej podejmować decyzje o znaczeniu strategicznym. Analizujemy zarówno pozytywne, jak i pesymistyczne scenariusze wydarzeń.
Magdalena Jakubowska: Nasze podejście jest praktyczne – tworzymy scenariusze, by znaleźć rozwiązania, które pomogą złagodzić negatywne zjawiska i wywoływać oraz wzmacniać te pozytywne. Dzięki nim UE może z wyprzedzeniem przyjąć skuteczne polityki, np. wobec ingerencji zewnętrznych w kampanie wyborcze, jak miało to miejsce w przypadku Rumunii czy Mołdawii.
MW: Czym różni się foresight od zwykłej prognozy, która mówi, iż może być tak albo tak…?
WP: Prognozy działają na krótką metę, a foresight pozwala spojrzeć w przyszłość na co najmniej trzy lata do przodu i bierze pod uwagę wiele możliwych ścieżek. Wojsko i biznes używają tej metody, żeby z wyprzedzeniem planować inwestycje i rozwój swoich zdolności – orientują się, jakich scenariuszy mogą się spodziewać i co mogą zrobić, żeby uprawdopodobnić jeden z nich. W polityce europejskiej takie podejście jest szczególnie ważne, ponieważ decyzje podejmowane są na długi czas, np. w przypadku planowania budżetu na badania i rozwój, więc wymagają przewidywania skutków na wiele lat do przodu.
MJ: Foresight najlepiej działa, gdy tworzą go sami zainteresowani, a nie zewnętrzni eksperci narzucający gotowe wizje i rozwiązania. Metoda opiera się na identyfikacji trendów i zagrożeń, warsztatach scenariuszowych, testowaniu konsekwencji różnych opcji i przekładaniu tego na wykonalne rekomendacje, szczególnie w kwestii demokracji i bezpieczeństwa. Nasza praca skupia się więc na dwóch celach: poprawie demokracji i wzmacnianiu bezpieczeństwa. Pokazujemy też, co może się stać, gdy któryś z nich zostanie zaniedbany.
MW: Skąd wybór akurat tych celów?
WP: Mamy do czynienia z przełomowymi decyzjami o znaczeniu historycznym, na przykład gdy UE podejmuje decyzje o militarnej pomocy Ukrainie czy stabilizacji regionów sąsiednich. Europejskie instytucje mają teraz do dyspozycji narzędzia do realizacji celów militarnych, które de facto decydują o życiu i śmierci, i dlatego jednocześnie muszą być silnie zakotwiczone w hierarchii wartości demokratycznych. Bez kontekstu wolności i demokratycznych zobowiązań, inwestując wyłącznie w twardą siłę, tworzylibyśmy w Europie tylko podłoże dla nacjonalizmu.
MJ: A z drugiej strony warunki pokoju ustala ten, kto dysponuje siłą militarną, a nie niesie jedynie wzniosłe hasła na sztandarach. Dlatego tak ważne jest, by twarda siła i demokracja szły ze sobą w parze. Unia Europejska musi łączyć rozwój zdolności wojskowych z ochroną demokratycznych fundamentów, aby siła służyła pokojowi, a nie dominacji czy eskalacji konfliktów. Strategiczna autonomia militarna UE, wsparta jednolitym podejściem do bezpieczeństwa i silnymi instytucjami demokratycznymi, jest kluczowa dla stabilizacji regionu i ochrony obywateli.
MW: No dobrze, ale ktoś może powiedzieć: o, odezwali się kolejni, którzy postanowili straszyć nas wojną. Jak odpowiecie na taki zarzut?
WP: Bezpieczeństwo militarne opiera się na dwóch filarach: twardych zasobach wojskowych i miękkiej woli demokratycznej społeczności, która historycznie zawsze chce pokojowych rozwiązań, chyba iż musi się bronić przed agresją. Na tę wolę składają się wolne media, aktywne społeczeństwo obywatelskie, zaufanie do instytucji, utożsamianie się z wartości takimi jak wolność, godność i praworządność. Wzmacniając miękką stronę, zwiększamy koszt ewentualnej agresji i minimalizujemy ryzyko eskalacji konfliktu. To inwestycja w pokój, a nie kampania alarmowa. Przykład opierającej się Rosji Ukrainy pokazuje, ile może zdziałać siła wspólnoty i wola walki o wolność, choćby jeżeli zaatakowany jest mniejszy i słabszy od najeźdźcy.
MW: Tworzycie scenariusze dotyczące przyszłości Europy i wskazujecie, o co należy zadbać, zbierając głosy z Europy Środkowo-Wschodniej. Dlaczego akurat na tym regionie się koncentrujecie, skoro temat dotyczy całego kontynentu?
WP: Nasz region ma wiedzę i doświadczenia, które są unikalne dla zachodniej Europy. Sama szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przyznała, iż UE powinna była bardziej słuchać tego, co mówiły kraje Europy Środkowej w sprawie Rosji i wcześniej podjąć zdecydowane działania. Za sprawą naszego projektu sprawiamy, iż głos regionu jest skonsolidowany, dociera do Brukseli, a jednocześnie pozwala zamienić mówienie “nie” pojawiającym się ze strony UE propozycjom, na mówienie „tak” rozwiązaniom, które nasz region może zaproponować wspólnie i z odpowiednim wyprzedzeniem.
MJ: Europę Środkowo-Wschodnią tworzą kraje przyfrontowe, które mają inną pamięć historyczną i wrażliwość po komunizmie, co przekłada się też na podejście do bezpieczeństwa. Traktowanie nas jak „młodszego brata” bywa kosztowne, co widać na przytoczonym przez Wojtka przykładzie wojny w Ukrainie. Nasz głos musi być brany pod uwagę, także przy planowaniu przyszłych rozszerzeń UE, choćby o Ukrainę czy Mołdawię, bo one wpłyną bezpośrednio właśnie na nasz region.
MW: W takim razie, o co dziś toczy się gra w Unii Europejskiej, jeżeli chodzi o nasze bezpieczeństwo i obronność poprzez wzmacnianie demokracji?
WP: Po pierwsze – przed nami nowy budżet UE na lata 2028-2034, czyli długoterminowy plan wydatków. Nowa propozycja finansowa daje krajom więcej swobody poprzez większe „koperty narodowe” (pule pieniędzy, o których wydatkowaniu decyduje samo państwo – red.), ale może to sprzyjać nadmiernej centralizacji i utrudniać budowanie odporności. Odporność wymaga wielu autonomicznych, zdolnych do działania podmiotów, a nie jednego ośrodka kontroli. I tu jest pierwsze ryzyko, którego nie można lekceważyć.
W przyszłym budżecie istotny jest nowy program Agora UE, który ma na celu wspieranie komunikacji, kultury i wartości, także poprzez finansowanie organizacji obywatelskich. Nie wiemy, jak te środki będą rozdysponowane, a najważniejsze jest, aby trafiały nie tylko do organizacji mających swoje siedziby w Brukseli, ale też do tych, które są na pierwszej linii frontu obrony demokracji i pochodzą właśnie z Europy Środkowo-Wschodniej.
Po drugie mowa o Europejskiej Tarczy Demokratycznej, czyli strategii, która ma chronić wybory i debatę publiczną przed zagraniczną manipulacją i ingerencją informacyjną (FIMI, czyli Foreign Information Manipulation & Interference – red.). To, dlaczego taka ochrona jest niezbędna, pokazały nam m.in. wspomniane już ingerencje w niedawne wybory w Rumunii i Mołdawii.
Tarcza powinna polepszyć koordynację działań w całej Unii przeciw dezinformacji oraz wzmocnić odporność na manipulacje poprzez uczenie się od siebie, wymianę doświadczeń oraz wspieranie mediów i organizacji. Istnieje jednak ryzyko, że, na przykład. poprzez niefortunne zapisy, dojdzie do centralizacji pewnego rodzaju operacji chroniących proces wyborczy, co utrudni przejęcie władzy nie tylko przez wrogie siły, ale i przez opozycję, co jest sprzeczne z ideą demokracji.
MJ: W grze jest też strategia dla społeczeństwa obywatelskiego – pierwsza w historii UE, która ma wprost wzmacniać organizacje społeczne, począwszy od małych wspólnot i lokalnych inicjatyw po watchdogi pilnujące przejrzystości. Rola tych organizacji jest fundamentalna z punktu widzenia bezpieczeństwa demokratycznego i odporności. Z jednej strony takie organizacje tworzą swoje przestrzenie, które są niezależne od władzy i których nie da się zawłaszczyć przez wrogie siły, a z drugiej mogą sprawnie się zmobilizować i zreorganizować w sytuacji, gdy trzeba stanąć na wysokości zadania i gdy najważniejsze wartości takie jak życie i zdrowie wymagają współdziałania. Widzieliśmy to po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie – to polskie społeczeństwo, nie instytucje, wzięło na siebie główny ciężar pomocy ponad 2 mln uchodźcom.
Zależy nam na tym, by Unia Europejska zdawała sobie sprawę z tego, iż oddolna obywatelska aktywność jest nie do przecenienia. Z punktu widzenia obronności cywilnej i militarnej kształcenie postaw obywatelskich to fundament, który trzeba realnie wzmacniać i promować.
WP: A co do polityk unijnych – na stole pozostało strategia gotowości, opublikowana w marcu i inspirowana m.in. Finlandią, która realizuje koncepcję „obrony totalnej” zakładającą zaangażowanie całego społeczeństwa i wszystkich sektorów państwa w przygotowanie do kryzysu lub wojny. Unijna strategia też przewiduje przygotowanie ludzi, organizacji i systemów na różnego rodzaju zagrożenia, np. militarne lub humanitarne, ale z uwzględnieniem specyfiki poszczególnych państw członkowskich, ich uwarunkowań i możliwości. W tej strategii szczególny nacisk kładzie się na zdolność do reagowania z wyprzedzeniem. I tu wracamy do idei foregsightu, bo strategia zakłada, iż standardem w państwach UE powinien być foresight strategiczny, tak byśmy potrafili wsłuchiwać się w głosy płynące z różnych państw i przewidywać potencjalne zagrożenia czy wyzwania, oraz umieli się do nich odpowiednio wcześnie przygotować. Przykład? jeżeli przewidujemy, iż do Europy może przybyć dużo uchodźców, to nie dajmy się temu zaskoczyć, tylko zaplanujmy konkretne ruchy, działajmy ze wspomnianym wyprzedzeniem. Taki jest sens strategii bycia w gotowości.
MW: Czyli przyszłość Europy zależy od tego, jaki ostatecznie kształt przybiorą te polityki i jak zostaną wdrożone. Jak więc może ona wyglądać?
WP: I tu wracamy do sedna naszego foresightu. W naszym najnowszym raporcie “Demokracja na wojnie, wojna na demokracji”, który przygotowaliśmy na podstawie wspomnianych ćwiczeń i dyskusji, przedstawiamy cztery alternatywne scenariusze.
Pierwszy scenariusz zakłada, iż do głosu dochodzą „suwereniści” stawiający na niezależność państw i wycofanie się ze wspólnych europejskich projektów. Instytucje unijne zostają osłabione lub rozmontowane, cięte są regulacje, a rola Wspólnoty zaczyna się sprowadzać do podtrzymania wolnego rynku. Taki wariant nie jest wcale abstrakcją – pracuje na niego m.in. think tank Kolegium Macieja Korwina (MCC Mathias Corvinus Collegium – red.), finansowany przez rząd Viktora Orbána, który chce wprowadzić swoich ludzi do instytucji europejskich i kluczowych stolic, wywołując coś na kształt „Brexitu w wersji rozszerzonej”.
Drugi scenariusz przewiduje utrzymanie status quo: obecne główne siły polityczne, opowiadające się za silną UE, podtrzymują ją w dotychczasowym kształcie. To strategia przetrwania, nastawiona na tu i teraz – nie zda egzaminu w dłuższej perspektywie, ale bywa konieczna, by utrzymać się na powierzchni w trudnych czasach i odpierać bieżące ataki ze strony Rosji.
W trzecim scenariuszu politycy głównego nurtu przejmują narrację nacjonalistów. Partie liberalne i chadeckie wygrywają, ale wchodząc w ich agendę: odwołują się do „tradycyjnych ról” i ograniczają społeczeństwo obywatelskie. To zwycięstwo krótkotrwałe, bo w praktyce przygotowuje grunt pod przyjście skrajnej prawicy. Taka zmiana narracji wypłukuje z projektu europejskiego jego sens i zamienia instytucje unijne w polityczną wydmuszkę.
MJ: Ostatni, czwarty scenariusz zakłada przerwę w działaniach wojennych w Ukrainie i nadejście czasu pokoju – kruchego i niepewnego, ale otwierającego nowe możliwości. W takiej sytuacji, jeżeli u władzy utrzyma się główny nurt sił proeuropejskich, rządy staną przed wyzwaniem: jak dalej uzasadniać wysokie wydatki na obronność i wzmacnianie odporności, gdy społeczeństwa przestają odczuwać bezpośrednie zagrożenie. Ten moment geopolitycznego rozprężenia może jednak stać się szansą na zdefiniowanie nowej ambicji dla Unii i nadanie jej polityce nowego impetu – także poprzez kolejną fazę rozszerzenia, która wzmocni pozycję UE i bezpieczeństwo całego regionu. To scenariusz ambitny, ale realny, o ile czas względnego spokoju zostanie wykorzystany do głębokiej zmiany politycznej i przyjęcia nowych państw członkowskich, co rzeczywiście popchnie projekt europejski do przodu.
MW: Co powinniśmy robić, by jak najbardziej przybliżyć się do tego ostatniego scenariusza?
WP: Żeby ziścił się czwarty scenariusz, Europa musi wreszcie zacząć traktować społeczeństwo obywatelskie z równą powagą z jaką traktuje je Rosja – jako najważniejszy element infrastruktury bezpieczeństwa, na równi z armią. Rosyjskie listy śmierci wobec ukraińskich samorządowców, dziennikarzy i aktywistów ujawnione w 2022 roku pokazują, iż w ocenie naszego wroga to właśnie ci ludzie są nośnikiem „woli demokratycznej” i realną przeszkodą dla okupacji. Oczywiste jest więc, iż w polityce europejskiej muszą być szczególnie chronieni, finansowani i włączani w planowanie bezpieczeństwa, a nie traktowani jako dodatek. Oznacza także, iż liderzy tych organizacji muszą stanąć na wysokości zadania i realizując swoją misję zdawać sobie sprawę, iż tworzą kontekst bezpieczeństwa naszych demokracji, i działać odpowiedzialnie.
MJ: W praktyce oznacza to konsekwentne wdrożenie europejskiej tarczy demokracji, strategii UE na rzecz społeczeństwa obywatelskiego i standardów walki z dezinformacją – z pieniędzmi kierowanymi nie tylko do organizacji mających siedziby w Brukseli, ale przede wszystkim do organizacji, mediów i samorządów „na granicy” wojny i autorytaryzmu, w tym w krajach kandydujących. Tylko wtedy da się utrzymać wysokie wydatki na obronność jako element obrony wartości, a nie abstrakcyjny koszt.
Trzeba też zbudować polityczne poparcie dla rozszerzenia, które faktycznie wzmacnia bezpieczeństwo całej Unii, zamiast je osłabiać. najważniejsze jest, aby do decydentów docierał przekaz o tym, co naprawdę ma znaczenie.
MW: A który scenariusz waszym zdaniem ma największe szanse, by się ziścić? Gdzie będziemy po 2029 roku?
WP: Gdzie byśmy nie byli – bo sprawy naprawdę się ważą – my w Europie środkowej, w Polsce, będziemy w lepszym miejscu niż dotychczas. Niewykluczone, iż głos nacjonalistów, do których należy Viktor Orbán, po wyborach na Węgrzech w 2026 roku, zostanie osłabiony. Musimy zacząć poważnie myśleć tym, co dalej, jeżeli w Ukrainie dojdzie do zamrożenia konfliktu. Potrzebna jest nam spójna wizja i narzędzia skutecznego zarządzania Europą w trudnym globalnym otoczeniu, na które składają się rywalizacja, zmiana reguł gry i priorytetów oraz słabszy głos przywództwa zza oceanu w sprawach demokratycznych wolności i zobowiązań.
MJ: choćby jeżeli Europa zdecyduje się realizować ten czwarty, pozytywny scenariusz, to nie pozostało w pełni gotowa na wszystkie wyzwania, które się z nim wiążą. To najważniejszy wniosek z naszego foresightu i sygnał ostrzegawczy, którego nie wolno zlekceważyć.
—
Foto.: Dietmar Rabich, Münster, Stadtweinhaus, Beflaggung Ukraine und EU, cropped by the RPN team, CC BY-SA 4.0.

2 godzin temu





