Demokracja na cenzurowanym. Czy Polska wytrzyma polityczne apetyty Karola Nawrockiego?

3 dni temu
Zdjęcie: Nawrocki


Polska polityka zna wielu ludzi z ambicjami, ale tylko nieliczni próbują je realizować poza granicami prawa. Karol Nawrocki, dziś przedstawiany przez swoich zwolenników jako obiecujący lider, coraz częściej jawi się nie jako strażnik konstytucyjnych wartości, ale jako człowiek gotów postawić własne cele ponad demokracją. To nie są już tylko obawy opozycji – to pytania, które powinni zadawać sobie wszyscy obywatele.

Nawrocki nie ukrywa, iż widzi się w roli polityka o szczególnym posłannictwie. Kiedy mówi o historii, konstytucji czy państwie, brzmi tak, jakby chciał dać do zrozumienia, iż jego interpretacja prawa ma pierwszeństwo przed literą tego prawa. Zamiast traktować konstytucję jako najwyższe źródło norm, w jego narracji staje się ona przeszkodą, którą można ominąć sofistyką i politycznym uporem. Padają choćby zdania w rodzaju: „konstytucja nie może być hamulcem zmian”. Tylko iż właśnie po to konstytucja istnieje – żeby hamować niebezpieczne zapędy władzy.

W demokracji istotą jest równowaga – władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza muszą się wzajemnie kontrolować. Karol Nawrocki zdaje się to ignorować. W jego wizji państwa liczy się przede wszystkim mandat polityczny, a reszta to „formalności”. To niebezpieczna droga. Historia Europy aż nadto dobrze pokazuje, iż kiedy politycy zaczynają mówić o „woli narodu” jako legitymacji do wszystkiego, kończy się to ograniczaniem wolności obywatelskich i erozją instytucji.

Niepokojąca jest też instrumentalizacja historii. Nawrocki jako historyk świetnie rozumie wagę pamięci, ale zamiast ją chronić – podporządkowuje ją bieżącej polityce. Pomniki, uroczystości, choćby rocznice stają się narzędziem w walce o wpływy. Demokracja wymaga wspólnoty pamięci, a nie jej zawłaszczania. jeżeli historia służy wyłącznie doraźnym celom, obywatel przestaje być jej uczestnikiem, a staje się jedynie publicznością w politycznym teatrze.

Kolejny element to wizja Polski w Europie. Nawrocki kreśli obraz kraju dumnego i silnego, ale samotnego. Nie ma w jego narracji miejsca na kompromis, na budowanie koalicji czy szukanie partnerów. Brzmi to efektownie na wiecach, ale w praktyce oznacza izolację, a izolacja w polityce zagranicznej zawsze kończy się osłabieniem pozycji państwa. Silna Polska to taka, która potrafi rozmawiać z innymi, a nie taka, która krzyczy najgłośniej.

Czy Karol Nawrocki może być zagrożeniem dla demokracji w Polsce? Wszystko wskazuje na to, iż tak. Jego polityczne ambicje wykraczają poza to, co wyznacza konstytucja. Jego narracja sugeruje, iż widzi siebie w roli demiurga polityki, a nie jednego z wielu aktorów demokratycznej sceny. Obywatele mają prawo czuć, iż gra toczy się już nie o programy, ale o to, czy podstawowe zasady państwa prawa pozostaną nienaruszone.

Nie chodzi tu o przesadny alarmizm. Chodzi o świadomość. Demokracja to nie prezent raz dany, który zostanie na zawsze. To codzienny wysiłek – także obywateli, by pamiętali, iż żaden lider, choćby najbardziej charyzmatyczny, nie stoi ponad prawem. Karol Nawrocki zdaje się o tym zapominać. I dlatego pytanie, czy jego ambicje stanowią realne zagrożenie dla demokracji, nie jest pytaniem retorycznym. To pytanie, na które powinniśmy odpowiadać teraz – zanim będzie za późno.

Idź do oryginalnego materiału