Demokracja liberalna w odwrocie

6 miesięcy temu

To będzie felieton ponury, jak ponure są czasy, w których żyjemy. A przecież jeszcze nie tak dawno byliśmy wręcz w euforii. Szczególnie Amerykanie. Wieszczyli koniec historii (Francis Fukuyama) i ostateczny triumf wolnorynkowego kapitalizmu stowarzyszonego z demokracją liberalną. Mówili o „trzeciej fali demokratyzacji” (Samuel Huntington). Dziś wszystko to brzmi jak ponury żart. Weźmy demokrację liberalną. W momencie rozpadu ZSRR dominowało przekonanie, iż to początek nowej ery – powszechnego zwycięstwa demokracji, ostatecznego końca totalitaryzmu. Figa z makiem. Dziś demokracja na całym świecie jest w odwrocie. A z pewnością ta liberalna, czyli związana z uznaniem praw jednostek, mniejszości, rzeczywistego pluralizmu politycznego, z kulturą polityczną, która nakazuje z klasą oddawać władzę po przegranych wyborach, szanować przeciwnika politycznego i nie starać się go zniszczyć w trakcie swoich rządów.

Szczególnie bolesny jest kryzys demokracji amerykańskiej. Atak na Kapitol to w tej perspektywie rzecz przełomowa. Możliwość zaistnienia czegoś takiego jeszcze niedawno nie przyszłaby Amerykanom do głowy. Podobnie jak to, iż prezydentem może być jawny kłamca, krętacz, bufon i oszust biznesowy. Amerykańscy prezydenci bywali różni, lepsi i gorsi, ale zawsze reprezentowali pewną klasę osobistą i polityczną. Aż do Trumpa. Nie on jednak jest problemem, ale miliony Amerykanów, którzy chcieli i przez cały czas chcą na niego głosować. Co z nimi się stało? Gdzie się podziała amerykańska moralność, przywiązanie do prawdomówności i przyzwoitości? Jako człowiek, który przemieszkał w Stanach kilka lat, jestem zaszokowany.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 9/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

Idź do oryginalnego materiału