DAWKA GNOJU SKUTECZNIEJSZA OD BLOKAD…

polskawolna.pl 6 miesięcy temu

Powiedzieć o zerowych efektach rolniczych protestów na granicy polsko-ukraińskiej, a przede wszystkim – na polskich drogach to stanowczo za mało. Nadzorowani przez Policję i tzw. koordynatorów chłopi nie osiągnęli bowiem praktycznie niczego konkretnego ze swoich postulatów (vide: niedawna decyzja eurokołchozowych komisarzy o dalszym przedłużeniu bezcłowego importu z Ukrainy do czerwca 2025 roku), natomiast tracą coraz bardziej w oczach reszty Polaków.

Wielka w tym zasługa zarówno perfidnej manipulacji prowadzonej przez rząd Tuska i wspierające go media głównego ścieku, jak i… samych zainteresowanych. Trudno inaczej interpretować motywy blokowania dróg po których nie jeżdżą ciężarówki z ukraińskim zbożem ale ludzie dla których swoboda przemieszczania się samochodem jest na wagę utrzymania swoich rodzin – począwszy od wykonywania pracy zawodowej po odbiór dzieci ze szkoły.

Miałem okazję zapytać rolników blokujących drogę ekspresową S7 pod Nowym Dworem Gdańskim o sens takich akcji. Poniżej przebieg tej rozmowy:

– Czy nie byłoby skuteczniejsze blokowanie pośredników wypełniających swoje silosy ukraińskim zbożem lub firm przetwarzających je do produkcji artykułów spożywczych?

– Nie ponieważ one działają na terenie prywatnym i mają dzięki temu prawnie zagwarantowaną ochronę policyjną.

– Ale zboże nie dociera tam śmigłowcami ale drogami publicznymi. Wystarczyłoby zablokować je w odległości kilkuset metrów od bram „importerów”, gdzie ruch jest zdecydowanie mniejszy niż tutaj. Poza tym, jaki jest sens blokowania „siódemki” łączącej Warszawę z Wybrzeżem i Mierzeją Wiślaną także w niedzielę, gdy obowiązuje całkowity zakaz ruchu samochodów ciężarowych?

W odpowiedzi usłyszałem jedynie jakieś bąknięcie o „paniczach ze stolicy”, którzy powinni odczuć na własnej skórze skutki protestu… Oczywisty absurd tego argumentu mimowolnie nasunął mi skojarzenie z zupełnie innymi motywami blokowania drogi właśnie w tym miejscu. Tak się bowiem składa, iż powiat nowodworski, a ściślej otaczające go Żuławy były miejscem masowego, powojennego przesiedlenia Ukraińców z południowo-wschodnich regionów Polski w ramach „Akcji Wisła”. Niewykluczone zatem, iż potomkom banderowców przyświeca zupełnie inny cel niż powstrzymanie zalewu „zboża technicznego” i innego chłamu z Ukrainy.

Z tym większą nadzieją odbieram akcję w postaci wyrzucenia kilku ton obornika i paru opon pod bramę posesji marszałka Sejmu RP Szymona Holowni w gminie Sidra (pow. sokólski, woj. podlaskie). Nadzieję tę wzmacnia dodatkowo nerwowa reakcja samego poszkodowanego, który omal nie popłakał się przed dziennikarzami twierdząc, iż dom owszem, należy do niego ale zamieszkują w nim niczemu niewinni rodzice. Jak widać, ten kopniak – wzmocniony wywieszonymi na płocie i bramie hasłami o treści „Rolnicy dziękują za pałowanie i gazowanie w Warszawie” oraz „Zdrajca polskiej wsi” – musiał zaboleć. A co do samych rodziców – powinni mieć świadomość, iż zawsze ponosimy jakieś konsekwencje wychowania swoich dzieci, tymczasem „Laleczki Chucky” za wzór lojalnego obywatela Polski uznać nie sposób.

Chciałoby się powiedzieć – naśladownictwo więcej niż wskazane choć z korektą na większą precyzję w określaniu obiektów rolniczego protestu (w wypadku Hołowni adekwatnym adresem jest podwarszawski Otwock). Jego skromna forma – z manualnie namalowanymi na prześcieradłach hasłami – sugeruje działanie całkowicie oddolne, bez inspiracji ze strony żydokomunistycznej agentury ulokowanej we wszystkich związkach zawodowych na czele z „Solidarnością” i OPZZ oraz w większości organizacji rolniczych.

To bardzo dobrze, bowiem realizatorów banderowskiej ekspansji na Polskę jest znacznie więcej, nie tylko w rządzie oraz w parlamencie. Mimo wszystko, nie powinni przebić swoją liczebnością Polaków, a stygmatyzowanie zdrajców transparentami i dawkami gnoju pod ich domami jest, po pierwsze – skuteczniejsze niż kolejne manifestacje z udziałem policyjnych prowokatorów, po drugie – zagrożone mniejszymi konsekwencjami prawnymi, po trzecie – gwarantujące daleko większą sympatię ze strony współobywateli niż ta, jaką można wykrzesać np. w kierowcy, który wiezie swoją rodzinę do krewnych i traci w blokadach cenne, weekendowe godziny.

Henryk Jezierski
Zdjęcia: domena isokolka.eu
(23.03.2024)

P.S.

Media głównego ścieku jakoś nabrały wody w usta w kwestii obornika pod posesją Hołowni, skupiając się przede wszystkim na eksponowaniu zdjęć i wypowiedzi poruszonego marszałka Sejmu RP. Wręczył je w tym dziele niejaki Roman Giertych określany przez złośliwców epitetami w rodzaju „koń który mówi” lub „wysoki jak brzoza, głupi jak koza”. Eks-lider LPR wydymany (oczywiście, tylko politycznie) przez znacznie niższego prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego ciągle stara się wkupić w łaski swoich mocodawców z PO. Zaczynał od roli pajaca podskakującego i krzyczącego „Precz z Kaczorem” na wiecu sowieciarzy z tzw. Komitetu Obrony Demokracji, a teraz robi za „mecenasa”, który wprawdzie rozpatrzenia swoich spraw przed wymiarem sprawiedliwości unika na wszelkie sposoby (od nagłej choroby, poprzez ucieczkę za granicę, aż do schronienia się za immunitetem poselskim) ale w obronie koalicyjnych towarzyszy nie idzie na żadne kompromisy. Na jednym z portali internetowych wiecowy skoczek raczył wygłosić tezę następującą: „Policja powinna natychmiast zatrzymać wszystkie osoby, które rozsypały obornik pod domem rodziców Marszałka Sejmu. Doszło do oczywistej zniewago Marszałka Sejmu i to w wyjątkowo haniebny sposób”. A może by tak, panie Giertych zacząć od siebie i bez użycia Policji? Wystarczy zrzec się immunitetu i samemu zgłosić do prokuratury.

H. Jez.


Idź do oryginalnego materiału