Dać odpór mafii zwanej państwem

7 godzin temu

Jeśli mafie zwane państwami chcą się w swojej bezbrzeżnej głupocie wzajemnie mordować, wówczas można jedynie pokręcić z politowaniem głową nad ich perwersyjnymi popędami. jeżeli mają zamiar w ramach przygotowań do owego wzajemnego mordu masowo i obficie przekupywać potencjalnych najemników, wówczas można jedynie współczuć tym ostatnim braku lepszych perspektyw zarobkowych.

Jeśli jednak zaczynają posługiwać się w tym kontekście oślizłym, sofistycznym językiem „dobrowolnej powszechności”, wówczas należy zdecydowanie dać im do zrozumienia, iż czasy zuchwałego kupczenia cudzym życiem, zdrowiem i wolnością skończyły się w danej części świata raz na zawsze, a każda obłudna próba przyzwyczajania społeczeństwa do zmiany tego stanu rzeczy sprawi jedynie, iż odruchowy opór społeczeństwa wobec podejmujących takie próby będzie coraz większy.

* * *

Różnica między współczesnym kinem a współczesną polityką polega na tym, iż to pierwsze oferuje spektakle tak marne, iż prawie nikt nie zwraca już na nie uwagi, podczas gdy ta druga oferuje spektakle tak marne, iż prawie każdy zwraca na nie uwagę. Innymi słowy, to pierwsze jest już zupełnie niezdolne do tworzenia oszałamiającej fikcji, podczas gdy ta druga jest już zupełnie niezdolna do ukrywania otrzeźwiającej prawdy.

* * *

Co jest wspólnym ideologicznym mianownikiem kliki z Davos i koryfeuszy Doliny Krzemowej, depopulacyjnych ekologistów i promiskuitycznych techno-oligarchów, scjentystycznych „inżynierów społecznych” i newage’owskich heroldów „złotego wieku”, neomarksistowskich mizantropów i hurraoptymistycznych apostołów „ewangelii dobrobytu” oraz paneuropejskich wyznawców „globalnego braterstwa” i waszyngtońskich czy pekińskich rzeczników nacjonalistycznego populizmu i „realizmu geopolitycznego”?

Otóż jest nim wiara w „cyfrową świadomość”, „osobliwość technologiczną”, „transhumanizm” i im podobne zjawiska skupiające się w centralnym punkcie, jakim jest fantastyczno-naukowe samoubóstwienie człowieka czy też stworzenie „ziemskiego raju” przy współpracy z wyczekiwanym algorytmicznym bożkiem. Stąd, niezależnie od tego, jakie bieżące przetasowania dokonują się na wielkiej scenie teatralnej zwanej „globalną polityką”, zwłaszcza dziś – w erze ostatecznego więdnięcia wszelkich utopijnych wizji i ideologicznych obłędów – należy mieć się szczególnie na baczności przed tym ostatnim, konsensualnie fetowanym ideologiczno-wizyjnym wabikiem, do którego w tym czy innym stopniu zdają się lgnąć choćby najbardziej zblazowani głosiciele „końca historii”.

Wabik ten jest bowiem niczym innym, jak technokratyczno-postmodernistyczną repliką najbardziej odwiecznej wizji ludzkiego samoubóstwienia, czyli „zjedzenia owocu z drzewa wiedzy” czy też zbudowania wieży Babel sięgającej niebios – wizji, która, jeżeli potraktować ją wystarczająco poważnie, rzeczywiście kończy się każdorazowo „końcem historii”. Skoro więc wszystkie pozornie skonfliktowane „władze i zwierzchności” stręczą mniej lub bardziej otwarcie ten jeden cel jako „strategiczny priorytet” albo przynajmniej urzekającą melodię przyszłości, zachowywanie wobec niego daleko posuniętego dystansu wydaje się stanowić minimum zdrowego rozsądku niezbędnego do tego, żeby nie skończyć z „pomieszanym językiem” czy też dużo gorszym uszczerbkiem na ciele, duszy i rozumie.

Byłby to finalny krok w zakresie nieulegania żadnej formie syreniego śpiewu uprawianego przez domorosłych „władców świata” – a tym samym finalny krok na drodze do wykształcenia w sobie wewnętrznej wolności, która pozwala niezawodnie oddzielić to, co możliwe, a więc potencjalnie dobre, od tego, co niemożliwe, a więc z konieczności rujnująco złe, jeżeli z przekonaniem po to sięgnąć.

* * *

„Wokizm” to diaboliczna inwersja chrześcijaństwa (domaganie się od innych pokuty i zadośćuczynienia za urojone własne krzywdy, promocja wszelkich wypaczeń jako szydercza parodia zasady „ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi” itd.), podczas gdy „MAGA-izm” to kompletnie zdesakralizowane pogaństwo (plemienny tryumfalizm, kiczowata ostentacja, tromtadracka bufonada i szamański technokratyzm spod bandery „cyfrowej reindustrializacji”).

Przy czym, co kluczowe, owe dwa pozornie skonfliktowane zjawiska prezentują się w powyższy sposób na użytek masowy, gdyż w swojej wersji „elitarnej” oba mają charakter gnostycko-okultystyczny: „wokizm” to dążenie do samoubóstwienia wyrażające się w chęci obalenia obiektywnego porządku rzeczywistości, podczas gdy „MAGA-izm” to dążenie do samoubóstwienia wyrażające się w chęci zawładnięcia obiektywnym porządkiem rzeczywistości.

Ten pierwszy, jako kulminacja antycywilizacyjnej rewolucji, utorował drogę temu drugiemu, który jest kulminacją acywilizacyjnej kontrrewolucji nie torującej już drogi niczemu. Stąd trudno o lepszy „negatywny” wyznacznik adekwatnego postępowania, niż skrupulatne trzymanie się z dala od wszelkich zjawisk tchnących bądź to Scyllą „wokizmu”, bądź Charybdą „MAGA-izmu” (we wszelkich swych lokalnych odmianach).
To z kolei może się okazać kluczem do odnalezienia „pozytywnego” wyznacznika adekwatnego postępowania, a więc nie tylko do opuszczenia manowców, ale też do wejścia na drogę wiodącą do prawdy, a choćby na Drogę wiodącą do Prawdy. Wszakże najłatwiej może być odnaleźć pszenicę wtedy, gdy – na zasadzie kontrastu – wszelkie gatunki kąkolu plenią się wokół ze szczególną obfitością. Tego pozostaje życzyć wszystkim, którzy wyrażają szczerą wolę wydostania się z kąkolowego gąszczu, a więc uzyskania tego rodzaju wolności, której nikt już nie może im odebrać.

* * *

Im natrętniej ludzkości stręczy się wybór między tandetą a groteską, narcyzmem a masochizmem i samoubóstwieniem a samoupodleniem, tym pilniej należy się trzymać wiary, nadziei i miłości, czyli tego wszystkiego, co w sposób najpełniejszy obnaża niedorzeczność podobnych „alternatyw”.

* * *

Psychopaci „naukowi” torują drogę psychopatom „rewolucyjnym”, psychopaci „rewolucyjni” torują drogę psychopatom „reformatorskim”, psychopaci „reformatorscy” torują drogę psychopatom nihilistycznym, a psychopaci nihilistyczni torują drogę psychopatom kabotyńskim. Reszta jest milczeniem.

Jakub Bożydar Wiśniewski

Idź do oryginalnego materiału