"Czy wszystko zniszczy?". Niemcy tak podsumowują działania Trumpa na G7

4 godzin temu
Na początku szczytu G7 w Kanadzie prezydent USA Donald Trump ubolewał nad wykluczeniem Rosji z grupy czołowych potęg gospodarczych, a Europejczycy nalegali na zaostrzenie sankcji. Prasa komentuje – pisze Dagmara Jakubczak w "Deutsche Welle".


"Handelsblatt" podkreśla: "Od chwili objęcia urzędu Trump skonfrontował każdego ze swoich partnerów z grupy G7 bezprecedensową wojną celną. Swoją walkę o kulturę przeciwko 'wokeness' ('przebudzeniu świadomości społecznej') przenosi choćby do niemieckich i francuskich przedsiębiorstw. Prezydent USA chce w nich doprowadzić do zaprzestania działań na rzecz mniejszości. Trump chętnie przywróciłby członkostwo Rosji w grupie G7, a Kanadę, gospodarza tegorocznego szczytu G7, włączyłby jako 51. stan do USA. Prezydent USA nie może w bardziej dobitny sposób pokazać, co myśli o swoich dawnych sojusznikach. Szczyt G7 w tym tygodniu będzie więc próbą ogniową. Czy pomimo 'głównego destruktora' z Białego Domu uda się wysłać reszcie świata sygnał, iż z Zachodem należy się liczyć? A może Trump, podobnie jak podczas ostatniego spotkania w Kanadzie w 2018 roku, zepsuje szczyt?".

"Stuttgarter Zeitung" zauważa: "Konstelacja podczas szczytu w Kanadzie jest szczególna. Żadna ze stron nie chce, aby formuła 'G6 plus 1' stała się publicznym opisem tego spotkania. Tym niemniej nie ulega wątpliwości, iż sześciu szefów państw i rządów – z Niemiec, Francji, Włoch, Japonii, Kanady i Wielkiej Brytanii – siedzi mniej więcej razem przed skrzynką z narzędziami. I wszyscy z niepokojem zastanawiają się, czy jeden z nich, a mianowicie prezydent USA Donald Trump, nie pojawi się nagle z piłą łańcuchową i nie zniszczy wszystkiego, co wcześniej z trudem wspólnie zbudowali".

"Neue Osnabruecker Zeitung" analizuje: "Prezydent USA wysyła żołnierzy przeciwko protestującym rodakom we własnym kraju, nęka wymiar sprawiedliwości i uniwersytety oraz prowadzi walkę kulturową przeciwko wszystkim, którzy nie podzielają jego poglądów, czyli mówiąc wprost są liberalni. Waszyngton chętnie przypomina Europejczykom o wolności słowa, ale w swoim kraju administracja Trumpa już jej nie szanuje. Trump nie postrzega wielonarodowych forów jako korzyści dla swojego kraju, tylko jako ograniczenie. Skutkiem takiej postawy jest to, iż spotkania z prezydentem USA uznaje się za sukces, jeżeli nie dochodzi na nich do skandalu".

Zdaniem "Freie Presse" z Chemnitz: "Merz musi odegrać silną rolę w UE i zjednoczyć jej kraje członkowskie tak, aby Europa stała się w przyszłości naprawdę niezależnym czynnikiem politycznym. To historyczne zadanie obecnej generacji rządzących w Europie. Albo się to uda, albo Merz, Macron i wszyscy inni zostaną uznani za przegranych w starciu z historią. Zasada jest taka: Niemcy będą w stanie trwale sprostać wyzwaniom finansowym wynikającym z takiej zmiany tylko wtedy, gdy odzyskają siłę gospodarczą. Dlatego Merz musi doprowadzić do tego, aby Trump nie eskalował dalej sporu celnego. Ponadto Merz musi być równie skuteczny na zewnątrz, jak i w polityce wewnętrznej. W przeciwnym razie Niemcy będą miały zbyt mały wkład w budowę nowej architektury międzynarodowej".

Opracowanie: Dagmara Jakubczak


Idź do oryginalnego materiału