Skarbiec muzyczny Kościoła katolickiego jest niezwykle bogaty. Bez wątpienia najważniejsze miejsce zajmuje w nim chorał gregoriański jako pierwszorzędny i własny śpiew Kościoła Rzymskiego. Nie możemy jednak zapominać o wielorakich formach polifonii, muzyce organowej oraz tradycyjnych pieśniach charakterystycznych dla poszczególnych państw i regionów. Św. Cecylia – patronka muzyki kościelnej – może być dumna z tego, jak muzyczne dziedzictwo Kościoła powiększyło się od jej czasów.
Śpiew gregoriański
Nie ma wątpliwości, iż najważniejszy rodzaj muzyki kościelnej to chorał gregoriański. Jest on własną i charakterystyczną dla Kościoła Rzymskiego odmianą śpiewu, rozwijał się już od pierwszych wieków chrześcijaństwa. Od samego początku służył modlitwie; mnisi wykonywali go podczas Mszy świętej oraz modlitw brewiarzowych, które wypełniały różne pory dnia. Wiele świąt kościelnych ma własne śpiewy, a zatem można powiedzieć, iż cały rok liturgiczny jest ozdobiony pięknymi chorałami. Do późnego średniowiecza nasi przodkowie używali w katolickich obrzędach tylko ich. Dziś – pomimo upływu lat – przez cały czas zajmują pierwszorzędne miejsce w muzycznym skarbcu Kościoła Rzymskiego, co podkreślił również Sobór Watykański II:
Śpiew gregoriański Kościół uznaje za własny śpiew liturgii rzymskiej. Dlatego w czynnościach liturgicznych powinien on zajmować pierwsze miejsce wśród innych równorzędnych rodzajów śpiewu – czytamy w Konstytucji o Liturgii Świętej z 1963 r.
Mimo iż na pierwszy rzut oka śpiew gregoriański może wydawać się mało wyszukanym, to jego budowa jest w rzeczywistości bardzo bogata. Ta jedna linia melodyczna zawiera niezwykle wysublimowany rytm, pełen melizmatów – coś, co bez wątpienia można nazwać sztuką wysoką. Jednak największą zaletą jest tu modlitewny charakter i adekwatne podłożenie melodii pod tekst. Daje ono wrażenie niezwykłej płynności śpiewu. Korzyść ze słuchania można odnieść choćby bez rozumienia słów; jeżeli jednak posiada się przed oczami tłumaczenie, tym bardziej pomaga to w modlitwie.
Polifonia sakralna
W późnym średniowieczu zaczęto komponować utwory na kilka głosów jednocześnie: najpierw były to dwa głosy, a potem ich liczbę zwiększano jeszcze bardziej. Takie kompozycje nazwano polifonicznymi, czyli dosłownie wielogłosowymi. Ojcowie Soboru Trydenckiego (1545-1563) zastanawiali się jednak, czy utwory takie powinny być dozwolone – czy nie za bardzo odwracają one uwagę od śpiewanego tekstu. Przekonał ich Giovanni Pierluigi da Palestrina swoimi pięknymi wielogłosowymi kompozycjami, których słuchacz mógł bez wątpienia zrozumieć śpiewany tekst. W okresie renesansu mieliśmy jeszcze kilku innych wybitnych kompozytorów, jak choćby Byrda, Victorię czy Asolę. Również w późniejszych epokach muzyczne dziedzictwo Kościoła nieustannie powiększało się o kolejne wielkie dzieła. Trzeba jednak podkreślić, iż nie pojawił się nikt, kto by dorównał Palestrinie, a okres życia wielkiego mistrza, przypadający właśnie na czas Soboru Trydenckiego, zdaje się być zrządzeniem Opatrzności.
Style kompozytorskie ulegały pewnym zmianom w czasie. Dzięki temu muzyczny skarbiec Kościoła stawał się coraz bardziej różnorodny. Zasiliły go zdobycze wszystkich epok – od modlitewnych dzieł mistrzów Renesansu po podniosłe i majestatyczne utwory francuskich kompozytorów początku XX wieku, nie zapominając również o kompozycjach późniejszych.
Muzyka organowa
Choć pierwowzory współczesnych organów znajdujemy już w starożytności, to konstrukcja tego instrumentu znacznie rozwinęła się od kiedy zaczął on być używany podczas Mszy świętej, czyli od około VIII wieku. Swój największy rozkwit muzyka organowa przeżyła w okresie baroku, wraz z przyjściem Johanna Sebastiana Bacha. Trzeba wspomnieć, iż nie był on katolikiem, a protestantem, i to właśnie na potrzeby luterańskich zborów powstawały jego dzieła. Pomimo tego faktu Kościół katolicki korzysta z jego utworów, gdyż doskonale pasują one do katolickiej liturgii, a w przypadku utworów wokalnych, ich tekst jest zgodny z katolicką teologią. Co więcej, Bach komponował typowe dla katolickiej muzyki utwory, jak m.in. motety, a choćby Msze (!), mimo iż w kontekście znanych mu luterańskich obrządków Mszy h-moll nigdy nie wykonał. Kościół nie ogranicza się więc do twórców wyłącznie katolickich, jednak absolutnym kryterium jest zgodność charakteru utworu z katolicką liturgią oraz poprawność teologiczna tekstu.
Choć Bach był bez wątpienia największym kompozytorem muzyki organowej wszechczasów, to historia wylicza jeszcze wielu innych wybitnych twórców, spośród których znaczna grupa była katolikami. Pozwolę sobie zwrócić uwagę na dwóch Francuzów żyjących na przełomie XIX i XX wieku: Charlesa-Marie Widora i Louisa Vierne’a. Pierwszy był organistą w kościele św. Sulpicjusza w Paryżu, drugi zaś – jego uczniem i grywał w stołecznej katedrze Notre-Dame. Dzieła ich obu zachwycają wielkością i majestatem. Są znakomitym przykładem katolickiej muzyki organowej.
Organy stały się w historii instrumentem typowo sakralnym, bowiem świeckie utwory na nie napisane stanowią zaledwie ułamek wszystkich kompozycji. Jednak wyjątkowość organów bierze się jeszcze z innego powodu, a mianowicie, iż mogą one jednocześnie imitować dźwięk wielu instrumentów. Mogą to być dźwięki nie tylko fletów, ale także różnorakich instrumentów dętych, smyczkowych, a choćby kilku perkusyjnych. Szczególnie od epoki romantyzmu kompozycje organowe mają rozmach niemal całej orkiestry symfonicznej.
Muzyka instrumentalna
Organy to nie jedyny instrument dopuszczony do użytku w kościołach i w liturgii. Kościół zezwala bowiem na wielorakie instrumenty, pod warunkiem, iż nie są one kojarzone wyłącznie z muzyką świecką.
Należy (…) uwzględnić różnicę, która zachodzi między muzyką sakralną i świecką. Są (…) bowiem instrumenty muzyczne, które z natury i pochodzenia służą wprost muzyce sakralnej, na przykład organy klasyczne oraz inne, które łatwo mogą być przystosowane do użytku liturgicznego, jak instrumenty smyczkowe. Inne znów przeciwnie, według ogólnego mniemania są tak znamienne dla muzyki świeckiej, iż w ogóle nie mogą być przystosowane do użytku sakralnego. (…) adekwatnym i uroczystym instrumentem liturgicznym Kościoła łacińskiego były i pozostają przez cały czas organy klasyczne czyli piszczałkowe – czytamy w instrukcji o muzyce kościelnej „De musica sacra et sacra liturgia” (60-61).
Granica pomiędzy instrumentami odpowiednimi do kościołów a typowo świeckimi wydaje się dość subtelna. Kiedyś usłyszałem jednak bardzo interesujące wytłumaczenie, którym sam kieruję się do dzisiaj: „Zapytaj się, czy ten instrument może być imitowany przez organy, czy nie”. Rzeczywiście, przy takim kryterium sprawa wydaje się prostsza; organy są bowiem w stanie naśladować dźwięk wielorakich instrumentów dętych, smyczkowych, a choćby drobnych dzwoneczków. Nie jest jednak możliwe uzyskanie na nich dźwięku m.in. fortepianu, perkusji czy gitary – instrumentów typowych dla muzyki świeckiej, dla których nie ma miejsca w kościele.
Zabronione jest użycie w kościele fortepianu, podobnie jak używanie hałaśliwych lub frywolnych instrumentów, takich jak bębny, talerze, dzwonki i tym podobne – pisał papież św. Pius X w motu proprio „Tra Le Sollecitudini” (19).
W historii powstało wiele kompozycji wykorzystujących bądź to instrumenty solowe, bądź całą orkiestrę. I tak w niektórych utworach trąbka, skrzypce lub flet gra melodię przy towarzyszeniu organów. W innych zaś używana jest cała orkiestra, jak choćby w słynnym Requiem Mozarta. Korzystanie również z tego rodzaju muzyki jest rzeczą jak najbardziej dobrą, pod warunkiem iż swoją długością lub formą nie przeradza się ona w koncert ani też nie skupia zbyt dużej uwagi na sobie samej. Muzyka kościelna ma bowiem chwalić Boga i kierować umysły wiernych ku Niemu; nie może stać się celem samym w sobie.
Pieśni tradycyjne
Poza wielkimi formami muzycznymi – chóralnymi bądź instrumentalnymi – są również te mniejsze, ale równie pięknie chwalące Boga i kierujące umysły wiernych ku Niemu. Należy tu wyróżnić tradycyjne pieśni kościelne, najczęściej wykonywane w językach narodowych. Niektóre z nich są katolicką adaptacją protestanckich pieśni o pięknych i łatwych do śpiewania melodiach; w ich przypadku wystarczyło jedynie przyjrzeć się tekstowi i poprawić heretyckie błędy. Dzisiejszy zbiór katolickich pieśni niemieckich posiada wiele takich kompozycji, z których wiele przetłumaczono również na język angielski i śpiewa się je w krajach anglojęzycznych.
W Polsce możemy się jednak pochwalić własnym bogactwem pieśni ludowych. Większość z pozycji w liturgicznych śpiewnikach to stare, polskie utwory, napisane przez katolików i na potrzeby naszej liturgii. Nie znaczy to, iż pieśni niemieckie są „gorsze”, jednak te polskie powstały w typowo katolickim duchu. Niestety, zdaje się, iż nie do końca potrafimy korzystać z tego dziedzictwa, gdyż wiele tradycyjnych rodzimych pieśni jest dzisiaj w ogólne pomijanych.
Muzyka innych obrządków
Wspomniane rodzaje muzyki sakralnej dotyczą utworów charakterystycznych dla Kościoła Rzymskiego. Jednak choć katolicy rzymscy stanowią aż 98 procent katolików w ogóle, to nie można zapomnieć o wchodzących w skład Kościoła katolickiego 22 Kościołach wschodnich. Uznają one zwierzchnictwo papieża, zachowując jednocześnie pewną odrębność w kwestiach m.in. prawa kanonicznego czy liturgii. Nic więc dziwnego, iż i muzyka obrzędowa jest tam inna od tej, którą znamy, bowiem wyrosła w zupełnie odmiennych kulturach. Dzięki temu Kościół może się cieszyć posiadaniem w swoim skarbcu muzyki charakterystycznej dla regionów Bizancjum, wschodniej Europy, północnej Afryki czy Syrii.
Wkład Kościoła katolickiego w rozwój muzyki w ogóle
Często pomija się fakt, iż to właśnie dzięki Kościołowi muzyka w ogóle – choćby ta świecka – tak bardzo się rozwijała. To właśnie w katolickich klasztorach zrodziła się potrzeba notowania śpiewów przekazywanych dotąd ustnie. Jeszcze przed VIII wiekiem zaczęto zapisywać oznaczenia rytmiczne (tzw. notacja cheironomiczna), a około roku 1000 notacją objęto również wysokość dźwięku. Wreszcie na początku XI wieku benedyktyn, błogosławiony Guido z Arezzo wprowadził podwaliny pod to, co dziś nazywamy zapisem nutowym. Była to obowiązująca do dziś w zapisie śpiewu gregoriańskiego czterolinia, której kolejne modyfikacje doprowadziły do wprowadzenia – używanego do dziś – zapisu na pięciolinii.
Ten sam bł. Guido opracował również solmizację, czyli system głosek określających wysokość dźwięku (do, re, mi, fa, sol, itd., choć w zapisie Guidona pierwszą głoską było ut). Dzięki jego zdobyczy możliwa jest nauka czytania nut głosem, używana w szkołach muzycznych aż do dziś.
Kościół katolicki miał więc ogromny wkład w rozwój muzyki w ogóle. Gdyby chóry klasztorne nie opracowały i nie udoskonaliły sposobu notacji muzycznej, być może dziś jedynym sposobem przekazywania muzyki byłby przekaz ustny.
Św. Cecylia patronką muzyki kościelnej
Za patronkę i opiekunkę Kościół wyznaczył muzykom kościelnym św. Cecylię. Była to żyjąca na początku III wieku Rzymianka, która złożyła ślub czystości. A kiedy zmuszono ją do małżeństwa z poganinem Walerianem, nie tylko złożonego ślubu nie złamała, ale również nawróciła swojego męża oraz jego brata Tyburcjusza na wiarę w Chrystusa. Cała trójka zmarła śmiercią męczeńską.
Dlaczego to właśnie Cecylia została patronką muzyki kościelnej? Bazując na jednej z antyfon z napisanego przez nią opowiadania pt. Passio uważano bowiem, iż grała ona na organach. w tej chwili przypuszcza się jednak, iż antyfona ta została mylnie odczytana i Cecylia najprawdopodobniej nie miała nic wspólnego z organami. Nie zmienia to faktu, iż będąc tak blisko Boga i kontemplując Jego oblicze, w szczególny sposób wstawia się za wszystkimi muzykami kościelnymi.
Cecylia może być dumna z tego, jak rozwinęła się muzyka kościelna od jej czasów. Okres jej życia przypadł na początki chrześcijaństwa, kiedy to dopiero rozwijał się chorał gregoriański, a inne dziedziny muzyki kościelnej nie były w ogóle znane. Teraz – po upływie osiemnastu wieków – skarbiec muzyczny Kościoła stał się niezwykle bogaty: poza wspomnianym śpiewem gregoriańskim mamy wielorakie formy muzyki chóralnej z polifonią na czele, muzykę organową i tradycyjne pieśni z wielu regionów świata.
Z drugiej strony jednak, nie brakuje dziś muzycznych nadużyć w kościołach. Msze „gitarowe” czy, co gorsza, „rockowe” bądź „jazzowe” są czymś, co do kościołów nigdy trafić nie powinno, a jednak przez przyzwolenie duchowieństwa tam się znalazło. Smuci obecność w kościołach choćby fortepianu czy perkusji; martwi wreszcie obecność muzyki powszechnie rozumianej jako świecka. A przecież wszystko to, co gra się bądź śpiewa w kościołach winno powstać w sakralnym charakterze! choćby protestant Bach miał Boga w zamyśle swoich utworów, czego nie można powiedzieć o wielu współczesnych kompozycjach.
Nadużycia zdarzały się jednak w wielu epokach historycznych, a później były potępiane przez papieży. I tak choćby rozbudowane Msze orkiestrowe bardziej przypominały koncert niż pomagały w modlitwie i dlatego zostały potępione przez Piusa X i Piusa XII. Miejmy nadzieję, iż kompozycje gitarowe i Msze „rockowe” też doczekają się sprzeciwu. Oddolnie ma to już miejsce, bowiem wielu biskupów stara się o dobry poziom muzyki w swoich kościołach, jednak w praktyce wciąż jest wiele do zrobienia.
Pomimo tych zastrzeżeń, św. Cecylia może być jednak dumna ze stanu obecnej muzyki kościelnej. Skarbiec muzyczny Kościół ma niezwykle bogaty. Trzeba tylko z niego korzystać.
Adrian Fyda
Św. Grzegorz Wielki i chorał gregoriański. Co dla muzyki kościelnej zrobił ten papież reformator?

4 godzin temu








