Magdalena Biejat została wczoraj zaprezentowana jako kandydatka Nowej Lewicy na prezydentkę, co nie jest zaskoczeniem dla śledzących bieżącą politykę. Nie ukrywam, iż sama wiedziałem o tej kandydaturze od jakiegoś czasu.
Magdę znam od dawna. Jest absolwentką Akademii Demokracji Socjalnej, którą Krytyka Polityczna wspólnie z kilkoma innymi organizacjami prowadziła przez lata. Jednocześnie kandydatka nie jest moją bliską koleżanką. Znamy się raczej z widzenia, słyszenia i kilku spotkań.
Nie będę przy tym udawała, iż Magdalena Biejat to ani brat, ani swat, ani siostra, ani sutra czy mantra. Dla mnie jest siostrą w walce o prawa kobiet, a w politycznej robocie babką ostrą i bystrą. Znam jej pracę w organizacjach pozarządowych oraz zaangażowanie. Zobaczyłam, iż nie boi się wyzwań i iż jest otwarta na współpracę z różnymi środowiskami.
Nowe lewicowe zjednoczenie
Niedzielną prezentację kandydatki Nowej Lewicy na prezydentkę rozpoczęły wystąpienia polityków wchodzących w skład rządu Donalda Tuska: Krzysztofa Gawkowskiego, wicepremiera i ministra cyfryzacji, Krzysztofa Kukuckiego, prezydenta Włocławka, a wcześniej przez chwilę sekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii, a także ministry rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszki Dziemianowicz-Bąk.
Biejat rozpoczęła tę kadencję parlamentarną jako senatorka związana z Lewicą Razem, która do rządu nie weszła, nie chcąc legitymizować polityki prowadzonej przez koalicję 15 października. Pełniąca funkcję wicemarszałkini Senatu polityczka, do niedawna będąca również współprzewodniczącą Razem, w październiku zdecydowała się na odejście z partii, co stało się ważnym momentem dla środowisk lewicowych.
Fakt, iż dziś Biejat staje na jednej scenie z politykami i polityczką z Nowej Lewicy i podpisuje się pod osiągnięciami tej partii w rządzie Tuska to istotny znak. Oto, proszę państwa, zjednoczenie lewicy, które może nam łatwo umknąć.
Dlaczego Biejat?
Pamiętam, jak Magdalena Biejat była kandydatką na senatorkę. Pytano mnie wówczas w kuluarach, dlaczego została zdegradowana i nie startuje do Sejmu, bo do Senatu idzie się na emeryturę polityczną, a nie dla realnych działań. Nie wierzyłam w to. Uważałam, iż to polityczny manewr, który pozwoli Biejat być w parlamencie i dać jej fajne i interesujące zadanie. Oto ono.
Nowa Lewica swoją kandydatkę zaprezentowała najpóźniej ze wszystkich partii. W mediach obstawiano, czy partia postawi na Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, Katarzynę Kotulę czy właśnie Biejat – bo wiadomo było, iż najprawdopodobniej będzie to kobieta.
Fakty w TVN mówią, iż Gawkowski nie chciał kandydować, bo „ewentualny słaby wynik mógłby zaszkodzić mu w walce o przywództwo w partii za rok”, a Dziemianowicz-Bąk – to również Fakty – „wybrała pracę w rządzie”. W pierwsze wyjaśnienie nie wierzę, ale wiem, iż Gawkowskiego interesuje przywództwo. W drugie wierzę, bo wiem, iż ADB chce się skupić na pracy w ministerstwie, podobnie jak pełniąca funkcję ministry ds. równości Kotula.
Dlatego to nie one podniosą rękawice. Pozwolę sobie sięgnąć po język boksu, bo mamy w prezydenckim wyścigu boksera oraz (przyznam, choć nie wypada) jestem fanką Rocky’ego.
Seria filmów o Rockym to opowieść o bokserze znikąd, któremu nie dawano żadnych szans. Fartem stanął do walki z mistrzem. Przegrał tę walkę, ale ponownie podniósł rękawice, założył dresy i trenował, biegał po schodach muzeum w Filadelfii i na koniec został moralnym zwycięzcą. Co jak co, ale w Polsce moralne zwycięstwo cenimy bardziej niż realne, z tym iż Rocky po osiągnięciu tego pierwszego zdobył również to drugie. Był gościem ściągającym długi u jakiegoś szemranego typa, ale okazał się facetem o złotym sercu.
Nie wiem, czy Magdalena Biejat okaże się Rockym wyborów prezydenckich, ale ma szansę zostać nim w polskiej polityce jako osoba, która ciężko pracuje i nie boi się stanąć na ringu, choćby mimo marnych szans na zwycięstwo. Bo nie oszukujmy się, Nowa Lewica w tych wyborach prezydenckich nie jest faworytką. Ale i poprzeczka jest zawieszona wyjątkowo nisko – Robert Biedroń w ostatnich wyborach dostał 2,22 proc. głosów, Magdalena Ogórek w 2015 roku – 2,38 proc.
Biejat jak Rocky Nowej Lewicy
Każdy, kto zna serię o Rockym, wie, iż to historia filmowa zmyślona, romantyczna, ale poruszająca. Czy Magdalena Biejat okaże się bohaterką Nowej Lewicy – partii, do której choćby nie należy i do której jej dotychczasowa partia się doczepiała, gdy było to jej potrzebne, i zdystansowała, gdy wzięcie odpowiedzialności okazało się zbyt kosztowne?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk mówiła w czasie prezentacji kandydatki „powodzenia, kochana”, co wyłapały mikrofony. Rozpoczynający wydarzenie Łukasz Michnik, rzecznik Nowej Lewicy, wspominał o tym, iż „silni wyciągają rękę do słabszych”. Teraz przychodzi pora na sprawdzenie, czy silniejsza partia naprawdę stanie za kandydatką spoza swoich szeregów. Czy kampania pokaże, iż silni (w Nowej Lewicy są tacy, którzy dobrze sobie radzą w dużych miastach) staną za słabszymi (czyli tymi, który mają trudniej niż ja, Magda Biejat i masa ludzi spoza Warszawy)?
Magda Biejat mówiła podczas prezentacji kandydatki: „Wiem, iż stoi za mną drużyna ludzi głęboko ideowych, a zarazem do bólu pragmatycznych”. Pragmatyzmu w partii Razem Biejat by nie znalazła, ale nie da się go odmówić partii Czarzastego i Biedronia (mówię, jak jest, i jednocześnie uśmiecham się sarkastycznie). Biejat wraz ze środowiskiem „rozłamowczyń” może wnieść do tej drużyny ideowość.
Kandydatka wspominała też o potrzebie wsparcia od organizacji społecznych, ruchów działających na rzecz słabszych, jak rozumiem – w nadziei na stworzenie wrażenia, iż teraz głos tych mniej słyszanych i widocznych w końcu zyska na znaczeniu. Postawienie na Biejat ma być nie tylko wyborem twarzy kampanii, ma też dawać nadzieję, bez której nie da się działać i liczyć na zmiany.
Dziewczyna z sąsiedztwa
Biejat na wczorajszym wydarzeniu została zaprezentowana jako „dziewczyna z sąsiedztwa”. Nie wiem, co to znaczy, bo szerzej tego nie rozwinięto, ale to ten pomysł, zważywszy na posty koleżanek w mediach społecznościowych, można uznać chyba za jeden z głównych spinów kampanii. Przekonanie ludzi, iż dziewczyna z Warszawy jest waszą dziewczyną z sąsiedztwa, to zadanie na najbliższe miesiące.
Dla mnie Biejat dziewczyną z sąsiedztwa jest na pewno, bo mieszkamy w tym samym wielkim mieście, znamy podobnych ludzi i interesują nas podobne sprawy. Teraz do podobnego wrażenia Magda musi przekonać wszystkich spoza stolicy i kręgu zainteresowanych sprawiedliwością społeczną.
Czekam na tę kampanię, bo tak ciekawej kandydatki dawno (a może nigdy) nie mieliśmy. jeżeli Biejat stanie na rzęsach, to będzie gonić (tak, powiem to głośno) Baracka Obamę w próbie zbudowania opowieści o nadziei i marzeniach, które dziś, jako społeczeństwo i państwo, możemy spełnić, i włączaniu w nią wszystkich budujących ruchy i organizacje działające na rzecz człowieka.
Jakkolwiek skończy się wyścig Magdaleny Biejat o fotel prezydencki, dla całej lewicy w Polsce to znak, iż znów przyszedł czas jednoczenia i budowania wspólnoty, a nie rozliczania jej przedstawicieli z tego, który lewicowiec z której lewicowej frakcji jest najbardziej lewicową sigmą w świecie uberlewicowej lewicy do potęgi.