Czy kampania prezydencka właśnie się zaczyna?

3 miesięcy temu

Kampania prezydencka zaraz się rozpocznie. Kandydaci już przymierzają się do bloków startowych. Ale oczywistych nie ma. Można zatem robić sondaże, można wróżyć z fusów albo szukać ukrytych znaków. Na przykład w powszechnie znanej wyliczance „Ene, due, rike, fake, torbe, borbe ósme smake, eus, deus, kosmateus, i morele – baks” zaszyty jest kosmateus – czyli kosmos wskazuje na Mateusza Morawieckiego.

Szydło? Morawiecki?

Wiadomo, iż emocje są wtedy, kiedy jest napięcie, a podporządkowywanie partii przyszłego prezydenta warto rozpocząć jak najszybciej. Dzięki temu może on/ona choć trochę przypominać samotnego, bez własnego politycznego zaplecza, łatwo sterowalnego, pokornego Andrzeja Dudę. Ci zatem, co się stawiają, powinni dostać po nosach. Dotyczy to Beaty Szydło, która w małopolskim sejmiku ma blokować kandydaturę na marszałka popieranego przez Jarosława Kaczyńskiego i Ryszarda Terleckiego, Łukasza Kmity. Dotyczy też Mateusza Morawieckiego, który skutecznie wypromował związanych z nim europosłów: Michała Dworczyka, Waldemara Budę czy Piotra Muellera.

Wygląda na to, iż prezes PiS trzyma w ukryciu tajemniczą listę, z której co chwila kogoś wykreśli, a innego dopisze. Podobno wykreślona została Beata Szydło, bo jest kobietą, a to ma nie pasować do „wojennych czasów”. Mateusz Morawiecki też już dla Jarosława Kaczyńskiego kandydatem idealnym nie jest. Mimo iż obydwoje cieszą się poparciem wyborców. Zniecierpliwiona niepokazywaniem listy kandydatów Wirtualna Polska zleciła pracowni United Surveys badania popularności możliwych kandydatów. Na liście przygotowanej przez dziennikarzy znaleźli się Mateusz Morawiecki, Beata Szydło, Przemysław Czarnek, Kacper Płażyński, Marcin Mastalerek, Elżbieta Witek, Mariusz Błaszczak i Tobiasz Bocheński.

Na liście, którą trzyma w garści Kaczyński, mają być też: były minister rozwoju i technologii, a dziś europoseł Waldemar Buda, posłowie Andrzej Śliwka i Zbigniew Bogucki, prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny, prezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki i były minister rozwoju Piotr Nowak.

Czyli Waldemar Buda tak, a jego patron Mateusz Morawiecki nie? To nie byłoby nierozsądne zagranie ze strony Jarosława Kaczyńskiego. Z kilku powodów. Raz – żeby ukrócić ambicje Morawieckiego, dwa – żeby pokazać Budzie, iż nie tylko Morawiecki może mu coś zaoferować, trzy – żeby wyciągnąć z szeregów posła, który jest niemal tak młody jak Andrzej Duda, kiedy rozpoczynał pierwszą kadencję, nie jest jednak ograny tak jak Morawiecki albo Czarnek.

Czarnek? Sikorski? Tusk?

Bo wiadomo, iż kandydat ma odpowiadać nie tylko na potrzeby polityki wewnątrzpartyjnej, ale ma wygrać. Tymczasem jeszcze niewiadome są zasady gry o fotel prezydencki.

Czy będzie ona prowadzona w logice polaryzacji? Wtedy prawdopodobnie po jednej stronie mógłby wystąpić zgrzany Przemysław Czarnek, a po drugiej może choćby Radosław Sikorski, albo i Donald Tusk – popularni tylko we własnym fanatycznym elektoracie.

Wiadomo też jednak, iż bardzo wielu wyborców ma polaryzacji dosyć i te nastroje mogą przeważyć w ostatniej chwili na stronę, która naprzeciw kandydata fanatycznego wystawi umiarkowanego kandydata obiecującego koniec polaryzacji. Z tej perspektywy pierwsza strona, która rozpocznie kampanię na populistycznych dopalaczach, może narazić się na skuchę.

Trzaskowski? Hołownia?

Populizm i polaryzacja nie sprzyjają debacie o kształcie państwa. Być może przestrzeń na taką debatę znalazłaby się przy okazji startu w wyborach kandydatów umiarkowanych. Wtedy z jednej strony mógłby wystąpić Rafał Trzaskowski, może też Szymon Hołownia, który chyba przez cały czas marzy o fotelu prezydenta.

Można mieć oczywiście wątpliwości, czy Trzaskowski i Hołownia to wciąż kandydaci „świeży” i dzięki temu atrakcyjni, czy raczej coraz więcej znaków mówi, iż wyrazistość i samodzielność już stracili.

Nie ma pewności, czy pomysł zdejmowania krzyży przyniesie Rafałowi Trzaskowskiemu polityczny zysk, bo PSL może mieć problem z poparciem takiego kandydata, a elektorat lewicowy może podejrzewać, iż zdejmowanie krzyży ma zmniejszyć presję na Barbarę Nowacką w sprawie obecności religii w szkołach, która jest zdecydowanie słabsza, niż było to zapowiadane w kampanii. Taki nieco zmęczony i mniej już przebojowy Trzaskowski mógłby ulec swobodnemu i dowcipnemu Tobiaszowi Bocheńskiemu.

Po Koalicji 15 października nie został choćby ślad. Trudno więc wyobrazić sobie wystawienie przez demokratów wspólnej kandydatki, która byłaby zdolna przewrócić stolik i wyprowadzić nas z coraz groźniejszej dla rzeczywistego bezpieczeństwa gry hasłami o bezpieczeństwie, prowadzącej do zdejmowania odpowiedzialności z mundurowych, zwiększenia agresji i gotowości na przemoc w społeczeństwie.

Idź do oryginalnego materiału