W idealnym świecie samochody elektryczne mogłyby stabilizować sieć energetyczną!
Polska sieć energetyczna stoi dziś przed poważnym wyzwaniem. Rosnący udział odnawialnych źródeł energii sprawia, iż coraz częściej mamy do czynienia z nadprodukcją prądu w ciągu dnia i jego niedoborami wieczorem. Magazynowanie energii na dużą skalę wymaga ogromnych inwestycji, na które system nie zawsze jest gotowy. Tymczasem rozwiązanie może znajdować się tuż pod naszym nosem — a adekwatnie w naszych garażach.
Gdyby udział samochodów elektrycznych w Polsce znacząco wzrósł, mogłyby one odegrać kluczową rolę w stabilizacji sieci. W ciągu dnia, przy niskich cenach energii, samochody mogłyby ładować się, pochłaniając nadwyżki z fotowoltaiki. Wieczorem zaś – gdy popyt rośnie, a podaż spada – mogłyby oddawać część zgromadzonej energii z powrotem do sieci. Wszystko to oczywiście pod warunkiem istnienia inteligentnego systemu zarządzania i świadomego udziału użytkowników. To wizja, w której elektromobilność staje się nie tylko środkiem transportu, ale też aktywnym elementem transformacji energetycznej.
Pod koniec kwietnia, dzięki zaproszeniu firm SigeEnergy i Longi, miałem okazję odwiedzić ich zakłady produkcyjne oraz biura w Szanghaju. Przy okazji uczestniczyłem też w największych targach motoryzacyjnych w Chinach, które odbywały się właśnie tam.
“Elektrycznie” na chinskich ulicach
Podczas długiej podróży miałem wiele godzin w samolocie na przemyślenia, gdzie w tej chwili znajdują się Chiny na tle świata. W Unii Europejskiej obowiązuje mnóstwo regulacji, podatków, systemów ETS i innych ograniczeń. Tymczasem po wylądowaniu w Szanghaju byłem bardzo zaskoczony – około 70% samochodów na ulicach to auta elektryczne, a chińskie marki mają podobny udział w rynku.
- Chiny praktycznie całkowicie skoncentrowały się na elektromobilności. Spalinowe auta pozostają głównie na eksport oraz w specyficznych segmentach, takich jak samochody terenowe, gdzie silnik elektryczny służy często jako generator prądu.
- Co ciekawe, ceny samochodów elektrycznych w Chinach są bardzo bardzo konkurencyjne! Miejski samochód segmentu A, wyposażony w nowoczesne w wyświetlacze, klimatyzację czy kamery, kosztuje około 25 tys. zł. Segment C zaczyna się od 50–60 tys. zł, w standardzie wyposażony w baterie o pojemności 60 kWh. Popularny w Chinach 7-osobowy van z wysokim standardem wyposażenia kosztuje około 100–120 tys. zł i oferuje m.in. wentylowane, masujące fotele, zaawansowane wyświetlacze oraz funkcje, których często nie znajdziemy w europejskich autach.
- Jeździłem autem w pełni autonomiczne po mocno zatłoczonych ulicach Szanghaju. w tej chwili przepisy w Chinach wymagają wciąż, aby za kierownicą zawsze siedział kierowca, jednak jeden z pracowników opowiadał mi, iż podczas półtoragodzinnej podróży do pracy adekwatnie mógłby zasnąć za kierownicą. Co oznacza, iż w praktyce są one zupełnie autonomiczne, a to “legislacja” nie nadąża za rzeczywistością.
- Najbardziej zaskoczyła mnie jednak kreatywność i brak ograniczeń w chińskim podejściu do motoryzacji. Widziałem auta z dodatkowo wyposażone śruby, które mogą przepłynąć rzekę, pojazdy wyposażone w dwuosobowe drony zdolne wrócić do auta po 25 minutach i dwukrotnie się naładować, reflektory wyświetlające filmy niczym rzutniki, drzwi otwierane pionowo i poziomo oraz wiele innych innowacyjnych rozwiązań. Z naszej europejskiej perspektywy brzmi wciąż jak futurystyczny film…
Po tym, co zobaczyłem — jakie są możliwości i w jakim tempie elektromobilność rozwija się w Chinach — coraz częściej zastanawiam się nad przyszłością europejskiego rynku. Chińska motoryzacja już dziś wyprzedza europejską pod względem skali produkcji, innowacyjności i cen samochodów elektrycznych. Wiele wskazuje na to, iż w ciągu kilku lat może powtórzyć się scenariusz z rynku fotowoltaiki: tanie chińskie auta zaleją europejskie rynki, a odpowiedzią Unii Europejskiej będą przede wszystkim cła i środki ochronne. Równocześnie w Europie nie brakuje pozytywnych przykładów, które pokazują, iż skuteczna transformacja jest możliwa.




Europejskie statystyki… daleko za Chinami
Norwegia, Szwecja i Dania należą dziś do ścisłej czołówki elektromobilności. W Norwegii ponad 90% nowych samochodów to pojazdy w pełni elektryczne, a w Szwecji i Danii udział aut elektrycznych w nowych rejestracjach przekracza już połowę. Te kraje konsekwentnie inwestowały w infrastrukturę ładowania, stabilne systemy dopłat i edukację konsumentów, dzięki czemu zbudowały nie tylko rynek, ale i społeczną akceptację dla zmiany. To pokazuje, iż Europa ma potencjał, by pozostać istotnym graczem w globalnej transformacji transportu.
Tymczasem jednak różnica w tempie rozwoju jest coraz bardziej widoczna. W 2024 roku w Chinach sprzedano ponad 9 milionów samochodów elektrycznych, podczas gdy w całej Unii Europejskiej – niespełna 2 miliony. Chiński rynek rośnie w tempie ponad 30% rocznie, w wielu krajach Europy dynamika spadła do poziomu jednocyfrowego. W Chinach działa już ponad 2,5 miliona publicznych punktów ładowania, w Europie – mniej niż milion. Europa, mimo wzrostów, rozwija się znacznie wolniej – w wielu krajach obserwujemy wręcz wyhamowanie po ograniczeniu dopłat. Aby przyspieszyć, potrzebujemy spójnej strategii: stabilnych programów wsparcia, masowej rozbudowy infrastruktury ładowania, aktywnego zaangażowania flot komercyjnych oraz ochrony kluczowych sektorów przed agresywną ekspansją z zewnątrz. Tylko w ten sposób Europa ma szansę nie tylko gonić Chiny, ale i samodzielnie kształtować przyszłość elektromobilności.
Bateria samochodu… jako magazyn energii
Na koniec mam jeszcze jedną refleksję związaną z fotowoltaiką. W Szanghaju na ulicach jest już ogromna liczba samochodów elektrycznych, których łączna pojemność baterii jest ogromna. W idealnym świecie – podobnie jak w Polsce, gdzie mamy już znaczne nadwyżki energii z OZE – baterie tych pojazdów mogłyby być wykorzystywane jako dodatkowe magazyny energii. Dzięki rozwiązaniom takim jak te oferowane przez SIGENERGY, samochody mogłyby rozładowywać się w godzinach wieczornych, kiedy zapotrzebowanie na energię rośnie, a następnie ładować się w okresach nadwyżek, np. w ciągu dnia latem. To, moim zdaniem, jest przyszłość energetyki.
Pytanie tylko, jak ta przyszłość będzie wyglądać dla Europy, bo niestety, ale Chiny zostawiają nas coraz bardziej w tyle.
Krzysztof Lalik
Dyrektor ds. Rozwoju Biznesu w Da Vinci Green Energy