Wprowadzić opłaty za przejazdy po ulicach, czy ich nie wprowadzać? Oto jest pytanie, które zadają sobie torontońscy radni w kontekście walki z korkami. Dyskusja o możliwym wprowadzeniu opłat na miejskich ulicach nabiera nowego wymiaru po tym, jak Nowy Jork stał się pierwszym miastem w Ameryce Północnej, które wdrożyło tego rodzaju rozwiązanie.
Nowojorski program opłat w Central Business District, uruchomiony 5 stycznia, wymaga od kierowców, którzy wjeżdżają na Manhattan na południe od 60. ulicy w dni robocze między 5:00 a 21:00, zapłaty 9 dolarów, a od motocyklistów – 4,50 dolara. Opłaty te są egzekwowane dzięki systemowi rozpoznawania tablic rejestracyjnych. Jak podają władze Metropolitan Transportation Authority, w pierwszych dniach funkcjonowania programu ruch w strefie objętej opłatami spadł o 7,5%, czyli o około 43 tysiące pojazdów dziennie, w porównaniu z analogicznym okresem rok wcześniej.
Podobne systemy z powodzeniem działają już w Londynie i Sztokholmie, gdzie również odnotowano natychmiastowe zmniejszenie natężenia ruchu. Jednak wprowadzenie takich rozwiązań w Toronto mogłoby napotkać liczne wyzwania.
– To interesujące doświadczenie, które inne miasta, w tym Toronto, powinny rozważyć – mówi Matti Siemiatycki, dyrektor Instytutu Infrastruktury Uniwersytetu w Toronto. – Liczne ulice prowadzące do śródmieścia mogą jednak stanowić techniczne wyzwanie – dodaje.
Nie mniej istotną kwestią jest gotowość polityczna na wprowadzenie takich programów. Wydaje się, iż w GTA zainteresowanie polityków tym tematem jest niewielkie. W 2023 roku Rada Miasta Toronto podczas przeglądu Zaktualizowanego Długoterminowego Planu Finansowego uznała, iż tego typu opłaty nie znajdą się w rekomendacjach dla miasta, głównie z powodu wymogu uzyskania zgody prowincji poprzez zmianę Ustawy o Mieście Toronto.
Burmistrz Toronto, Olivia Chow, przypomniała, iż miasto nie może samodzielnie wprowadzić takich opłat, choć nie wyklucza powrotu do tematu w przyszłości.
– Ostateczna decyzja należy do rządu prowincji – zaznaczyła.
Rzecznik Ministerstwa Transportu Ontario wykluczył jednak możliwość wprowadzenia dodatkowych opłat drogowych.
– Naszym celem pozostaje inwestowanie w infrastrukturę, w tym blisko 100 miliardów dolarów na nowe drogi i transport publiczny – podkreślił.
Zdaniem ekspertów, choć nikt nie chce płacić więcej za coś, co dotychczas było za darmo, to koszty korków ponosimy każdego dnia w postaci straconego czasu i niższej produktywności. Z raportu Kanadyjskiego Centrum Analiz Ekonomicznych wynika, iż w 2024 roku korki w regionie Wielkiego Toronto i Hamilton przyniosą straty gospodarcze przekraczające 10 miliardów dolarów.
– Największym obciążeniem jest spadek jakości życia mieszkańców, który przewyższa choćby straty ekonomiczne – zauważa Paul Smetanin z CCEA. – Opłaty mogą być pomocne, ale muszą być wdrożone w przejrzysty sposób.
Pomysł ten nie jest nowy. Już w 2016 roku były burmistrz John Tory proponował wprowadzenie opłaty w wysokości 2 dolarów na Gardiner Expressway i Don Valley Parkway, co miało przynosić miastu ponad 200 milionów dolarów rocznie. Wówczas jednak propozycja została odrzucona przez ówczesny liberalny rząd prowincji.
Czy tym razem temat zyska większe poparcie? Czas pokaże.
Na podst. CityNews