Cztery powody, dla których Europa nie może już liczyć na USA

3 dni temu

Donald Trump coraz głośniej mówi o ograniczeniu amerykańskiego zaangażowania w obronę Europy. Wielu amerykańskich sojuszników na Starym Kontynencie nie wie, czy mogą przez cały czas liczyć na Waszyngton w kwestii obronności, czy trzeba sobie radzić samemu.

Ostatnie tygodnie w Europie można podsumować jednym słowem: chaos. Wszystko zaczęło się, gdy administracja Donalda Trumpa rozpoczęła rozmowy pokojowe bezpośrednio z Władimirem Putinem, nie uwzględniając nikogo z Europy ani samej Ukrainy.

Europejczycy przez wiele lat nie robili wystarczająco dużo w kwestii wzmocnienia własnej obrony, w dużej mierze zrzucając odpowiedzialność na USA – co wiele państw zaczyna dopiero teraz dostrzegać, mimo wieloletnich apeli kolejnych amerykańskich prezydentów. W wielu przypadkach Amerykanie mieli rację.

Ale jak daleko posunie się Trump, by zmusić Europejczyków do wzięcia odpowiedzialności za siebie? I czy Europejczycy mogą przez cały czas liczyć na Amerykę? Czy Amerykanie są przyjaciółmi Europy, czy jej wrogami?

Nawet jeżeli więź między Europą a Ameryką zaczęła się osłabiać, jeszcze się nie zerwała. Na razie pewne jest jedno: Amerykanie pod rządami Trumpa pokazali, iż to oni dyktują zasady gry.

Pomimo licznych propozycji, które pojawiły się w Brukseli i w różnych europejskich stolicach w ostatnich tygodniach, ogłoszono tylko kilka nowych kroków. Administracja Trumpa wydaje się jednak zdeterminowana, by dać Europejczykom mnóstwo powodów, by w kwestii obronności wziąć wreszcie sprawy w swoje ręce.

Oto cztery główne:

1. USA nie zamierzają dalej łożyć na europejską obronność.

USA od dawna były decydującą siłą w ramach NATO, przez dziesięciolecia pokrywając dużą część bardzo kosztownego zabezpieczenia Europy, od rozmieszczania dużych liczby żołnierzy i sprzętu wojskowego na kontynencie po obietnicę szerokiego wsparcia militarnego w razie ataku.

Ale te czasy najwyraźniej dobiegły końca. Przede wszystkim nic nie zmusza USA do wysyłania swoich sił, jeżeli inny kraj NATO powoła się na klauzulę wzajemnej obrony sojuszu, znaną jako Artykuł 5.

Brak jasnego zobowiązania do przestrzegania Artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego i zbliżenie Trumpa do Kremla wywołało w większości państw europejskich duże niezadowolenie. Szczególnie dotyczy to państw, które wysłały swoich żołnierzy do Afganistanu po tym, jak USA po raz pierwszy i jedyny powołały się na tę klauzulę po atakach z 11 września.

Europejczycy, którzy liczyli na sprawiedliwy zwrot własnych inwestycji i poświęceń, muszą się teraz konfrontować z zupełnie innym podejściem Waszyngtonu.

Co więcej, administracja Trumpa zażądała od Europejczyków i Kanadyjczyków zwiększenia wydatków na obronność aż do 5 proc. PKB. Jak przyznał sekretarz obrony USA Pete Hegseth, jest to choćby więcej, niż w tej chwili wydają sami Amerykanie.

Kiedy Hegseth powiedział, iż kraj „pozostaje zaangażowany w sojusz NATO”, dodał jedno zastrzeżenie: „Stany Zjednoczone nie będą dłużej tolerować nierównych relacji, które sprzyjają zależności. Zamiast tego, nasza kooperacja będzie koncentrować się na wzmocnieniu Europy, by przejęła odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo.”

Europejczycy starają się pod tym względem nadrabiać zaległości, ale wydawanie pieniędzy na przypadkowy sprzęt nie wzmocni Europy, która, owszem, powinni się spieszyć, ale podejmować mądre i strategiczne decyzje zakupowe.

Europejscy sojusznicy będą przez cały czas w dużej mierze polegać na Ameryce. choćby przy dramatycznie wyższych inwestycjach wojskowych, prawdopodobnie miną jeszcze lata, zanim uda im się dorównać lub zastąpić dziesiątki tysięcy amerykańskich żołnierzy w Europie, zaawansowane amerykańskie systemy obrony powietrznej, skomplikowane zdolności logistyczne czy wreszcie ogromny amerykański arsenał nuklearny.

2. Trump może wycofać wojska…

Europejczycy liczyli na sygnał, iż amerykańscy żołnierze pozostaną w Europie, ale zamiast tego otrzymali ostrzeżenie od Hegsetha: „Teraz jest czas na inwestycje, ponieważ nie można zakładać, iż obecność Ameryki będzie trwać wiecznie.”

Podczas swojego inauguracyjnego przemówienia Trump krytykował Bidena za obronę „zagranicznych granic, ale odmowę obrony amerykańskich granic, czy też, co ważniejsze, swoich obywateli”.

W Europie stacjonuje w tej chwili około 100 tys. amerykańskich żołnierzy. Z tego 20 tys. rozmieszczono po rosyjskim ataku na Ukrainę trzy lata temu. Biały Dom odrzucił doniesienia, jakoby planowano zamknięcie bazy w Grecji, a publicznie zobowiązał się do utrzymania obecności w Polsce.

Teraz jednak wielu dostrzega, iż pozycja Trumpa w wielu sprawach może zmienić się z dnia na dzień. choćby niektóre z najbardziej proamerykańskich państw Starego Kontynentu zmieniają swoje podejście do USA

Niemiecki przyszły kanclerz Friedrich Merz ostrzegał podczas wieczoru wyborczego o pilnej potrzebie wzmocnienia zdolności obronnych Europy i argumentował, iż kontynent musi „osiągnąć niezależność od USA”.

Była to wyraźna zmiana stanowiska Merza, który do tej pory był gorliwym atlantystą, a także zmiana dla Niemiec, które od dawna ceniły swoje „specjalne relacje” z USA i w dużej mierze polegały na amerykańskich siłach w kwestii obrony.

3. …a także ciężki sprzęt.

Jeśli amerykańscy żołnierze wyjadą, zabiorą ze sobą także broń, co zmusi Europejczyków do zakupu nowego sprzętu, celem zastąpienia tego wywiezionego.

Chaotyczne wycofanie się z Kabulu w 2021 roku na polecenie poprzednika Trumpa, Joe Bidena, pokazało, jak bardzo Europejczycy zależą od USA w kwestii logistyki i broni. Byli oni bezsilni, by zmienić bieg wydarzeń bez poparcia Bidena.

Ale co, jeżeli Amerykanie pójdą dalej niż tylko wycofanie się z Europy? Co jeżeli zdecydują, iż nie będą już sprzedawać Europejczykom broni wyprodukowanej w USA? Co jeżeli nie wznowią dostaw pomocy wojskowej dla Ukrainy? Albo w ogóle zablokują europejskim krajom dostęp do amerykańskiej broni?

Prezydent USA ma kilka sposobów, by utrzymać kontrolę nad tym, jak inne kraje wykorzystują sprzęt wojskowy dostarczony przez USA. o ile Europejczycy będą próbowali zerwać z Amerykanami w kwestiach geopolitycznych lub bezpieczeństwa, konsekwencje mogą być poważne.

Jeśli prezydent USA uzna, iż zaangażowanie w Europie nie są już zgodne z politycznymi interesami jego kraju lub jeżeli będzie chciał wywrzeć presję na Stary Kontynent, może powstrzymać Europejczyków przed używaniem amerykańskich myśliwców, systemów obrony powietrznej i innej broni albo wręcz wstrzymać eksport jakiejkolwiek amerykańskiej broni.

Ale to nie jedyny sposób, w jaki USA mogą trzymać Europejczyków w ryzach. Ukraina może jako pierwsza odczuć na sobie decyzje Trumpa. Prezydent USA zarządził wstrzymanie pomocy wojskowej, a Europejczycy będą musieli gwałtownie zwiększyć produkcję i zakupy wojskowe, by zaspokoić powstałą w ten sposób lukę.

Państwa europejskie nie będą jednak w stanie w pełni zastąpić amerykańskiej pomocy wojskowej, ponieważ brakuje im do tego zaawansowanych zdolności oraz przemysłowej mocy produkcyjnej.

4. Trump „mówi Putinem”

Przekaz Donalda Trumpa w odniesieniu do wojny na Ukrainie od początku był jasny. „Ta wojna jest dla Europy znacznie ważniejsza niż dla nas – dzieli nas od niej duży, piękny ocean”, mówił amerykański prezydent.

Czołowi doradcy Trumpa od dawna twierdzili natomiast, iż przesunięcie uwagi z Europy jest konieczne, by skupić się na znacznie ważniejszym zagrożeniu dla amerykańskiej potęgi, jakim są Chiny.

Zabiegi Trumpa o względy Putina i lekceważące traktowanie Wołodymyra Zełenskiego sprawiają jednak, iż niektórzy zastanawiają się, czy nie dokonuje on zwrotu w amerykańskiej polityce i nie zmienia stron.

Zaczęło się od stwierdzenia Hegsetha, iż nierealistyczne jest, by Ukraina odzyskała wszystkie terytoria okupowane przez Rosję i by przystąpiła do NATO. Choć amerykańska postawa w kwestii przystąpienia Ukrainy do NATO brzmiała dla niektórych nowo, w rzeczywistości nie różniła się ona od stanowiska administracji Bidena.

Niemniej jednak Trump w wielu względach zmienił stanowisko USA wobec Ukrainy i regularnie powtarzał rosyjską propagandę, w tym oskarżając Kijów o rozpoczęcie wojny i nazywając Zełenskiego „dyktatorem”. Była to wypowiedź, co do której Trump później twierdził, iż jej nie pamięta.

Po burzliwych dniach napięć między Kijowem a Waszyngtonem, Trump ogłosił, iż USA wracają do roli lidera w wysiłkach na rzecz zakończenia wojny na Ukrainie, z poparciem zarówno Kijowa, jak i Moskwy.

Z drugiej jednak strony ponownie podkreślił swoje ambicje przejęcia Grenlandii i nie zrezygnował z nałożenia ceł na głównych partnerów handlowych USA.

Idź do oryginalnego materiału