Czekając na cud. Dlaczego PiS myli marzenia z polityką

16 godzin temu
Zdjęcie: PiS


W polskiej polityce nic tak nie karmi wyobraźni jak scenariusze rozpadu, zdrady i nagłego „przewrócenia stolika”. Najnowsze rozważania twórców podcastu Stan Wyjątkowy wpisują się w ten nurt aż nazbyt czytelnie.

„Upadek Hołowni otwiera drogę do walki o władzę w Polsce 2050” – słyszymy, a dalej pojawia się sugestia, iż styczniowe wybory w tej partii mogą doprowadzić do rozłamu, a w konsekwencji do utraty większości sejmowej przez rząd. To narracja efektowna, ale w gruncie rzeczy bliższa politycznej fantazji niż chłodnej analizie.

Oczywiście, wewnętrzne napięcia w Polska 2050 są faktem. Każda młoda partia przechodzi etap tarć i redefinicji przywództwa. Przeskok od tych problemów do wizji rozpadu rządu i nagłej zmiany układu sił w Sejmie jest jednak akrobatyką myślową. Takie tezy brzmią dobrze w podcaście, gorzej znoszą konfrontację z realiami parlamentarnej arytmetyki i politycznego interesu aktorów.

W podobnym duchu utrzymana jest opowieść o Polskim Stronnictwie Ludowym, które rzekomo jest „stabilne”, choć – jak sugerują autorzy – „chłopów odwiedzają emisariusze od Mateusza Morawieckiego”. Ta sugestia ma w sobie coś z politycznego folkloru: oto PiS, choćby po utracie władzy, ma wysyłać posłańców, by już dziś budować przyszłą większość. Problem w tym, iż to znów bardziej projekcja marzeń niż opis realnych procesów. PSL wie, iż flirt z PiS-em po doświadczeniach ostatnich lat byłby dla tej partii politycznym samobójstwem.

Najbardziej uderzające jest jednak to, jak podobne scenariusze są podchwytywane przez Prawo i Sprawiedliwość. W PiS wciąż żywa jest wiara, iż „to tylko chwilowe”, iż rządzący obóz się rozpadnie, a władza wróci niejako sama, dzięki cudzym błędom. Każdy sondaż, każda plotka o konflikcie w koalicji, każdy publicystyczny esej o „możliwym rozłamie” staje się paliwem dla tej nadziei. choćby jeżeli liczby mówią co innego.

A liczby – jak zwykle – są mniej romantyczne. Według sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski Koalicja Obywatelska może liczyć na 31,5 proc. poparcia, a PiS na 25,1 proc., przy czym oba ugrupowania notują spadki. Najważniejszy trend jest jednak inny: PiS traci elektorat głównie na rzecz Konfederacji oraz Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna. To nie jest sytuacja, która zapowiada łatwy „powrót do władzy”, ale raczej dalszą fragmentację prawej strony sceny politycznej.

Symulacja mandatów pokazuje wprawdzie, iż jedynym wariantem większościowym byłby szeroki blok prawicowy – PiS, Konfederacja i środowisko Brauna – ale to scenariusz politycznie toksyczny dla wszystkich jego uczestników. Dla PiS oznaczałby utratę resztek centrowego elektoratu, dla Konfederacji – wejście w rolę młodszego partnera, a dla Brauna – konieczność porzucenia outsiderstwa, na którym buduje swoją popularność. To kolejna mrzonka, chętnie przywoływana, ale mało realna.

Podobne rozważania mówią więc więcej o stanie ducha opozycji z ław PiS niż o rzeczywistej dynamice w koalicji rządzącej. W partii Jarosława Kaczyńskiego wciąż panuje przekonanie, iż władza „należy się” PiS-owi i iż wystarczy poczekać, aż inni się potkną. To złudzenie, które już raz kosztowało ich wyborczą porażkę.

Publicystyczne wizje upadków i rozłamów mogą być intelektualnie kuszące. Ale polityka – wbrew tym narracjom – rzadko działa jak domino. A jeżeli ktoś w PiS naprawdę wierzy, iż władza wróci dzięki cudzym problemom, a nie własnej pracy i zmiany, to znaczy, iż partia ta wciąż tkwi w świecie życzeniowych projekcji. Świecie, w którym mrzonki myli się z analizą, a nadzieję z rzeczywistością.

Idź do oryginalnego materiału