Patrzę, jak
wielu z was, na polską scenę polityczną i, pewnie znowu jak wielu z was,
ogarnia mnie obrzydzenie i przerażenie jednocześnie.
Od dłuższego
już czasu staram się nie oglądać żadnych telewizyjnych dyskusji, w których
biorą udział politycy, gdyż uważam, iż traciłbym mój cenny czas, słuchając tych
wyuczonych na pamięć przekazów partyjnych, bzdur i nonsensów, serwowanych nam
przez dyskutujących. Wiedzmy, iż każdy kto przychodzi do studia telewizyjnego,
ma zadane przez władze partii poglądy, które
musi wygłosić, a prowadzący tylko udaje, iż jest to dyskusja.
Ale jest i
drugi powód, iż nie oglądam występów tych politycznych trup teatralnych. To
wstręt przed nienawiścią, którą są wypełnione i obawa, iż ktoś jednak, mimo
moich starań, zainfekuje mnie tą chorobą nienawiści.
Jak
powiedział w jednym z wywiadów Jan Rokita, bycie dzisiaj politykiem jest często
upokarzające. Wykształcił się w ostatnich kilkunastu latach nowy model
polityka, który polega na tym, iż jak się rano wstaje, pije kawę i wiąże
krawat, to myśli się tylko o jednej rzeczy, która jest źródłem osobistej
kariery polityka, jego sukcesu, mocy oddziaływania: jakie nowe wulgarne
określenie wymyśleć wobec przeciwników, jak inteligentnie i cynicznie zwyzywać kogoś,
w stosunku do tego, co było wcześniej, jak wymyślić jakąś nieprawdziwą
historię, która kogoś skompromituje, i jak siebie samego uodpornić na
analogiczne ataki z drugiej strony. To jest życie kompletnego pajaca,
podsumował.
Ja wiem z
obserwacji, iż nie wszyscy politycy, na szczęście, tak się zachowują, iż są
tacy, którzy starają się zachować w tym teatrze nienawiści i absurdu zdrowy
rozsądek i honor (co to dzisiaj znaczy?).
Ale prócz
aktorów tej politycznej szopki są i widzowie. To zbiór ludzi, który można by
nazwać Narodem, czego już politycy rzadko czynią, bo dla nich Naród powinien
wyznawać ich poglądy. A skoro tak nie jest, to pozostaje lud,
ale który, podzielony na grupy według najróżniejszych,
nie tylko politycznych, kryteriów.
Ten lud to
ja i ty, i oni. Wszyscy
Lud jest
pojęciem pozytywnym, jak obywatele, lud jest świadomy swych praw, swoich
powinności, wspólnoty. Lud ma różne instynkty i adekwatności: i złe, i dobre. .
To jednak politykom za mało. On pragną lud uczynić motłochem
Motłoch to
jest ten rodzaj ludu, który zostaje przez swoją elitę, przywódców, podbechtany,
pobudzony namiętnościami, zarażony nienawiścią.
I teraz mamy
ten czas, iż politycy próbują – i się im to udaje - rozbudzać najniższe
instynkty ludu, czynić go przez to motłochem. Przynajmniej w części.
Bezmyślny
motłoch, podatny na manipulację, coraz bardziej wściekły na inny motłoch, coraz
groźniejszy w atakowaniu przeciwnika, którego mu politycy tworzą, najczęściej
kłamstwem i manipulacją, ale motłoch będący pod kontrolą polityków, jest
marzeniem tychże. Tyle tylko, iż jest z takim przemienionym społeczeństwem jak
z dżinem wypuszczonym z butelki. W pewnym momencie zaczyna robić, co samo chce.
I znowu przywołam
wypowiedź Rokity. Powiedział mniej więcej tak: Morawiecki
jest mądrym człowiekiem. Gdy nie jest
politykiem. Jako polityk jest aktorem i ma do odegrania wyznaczoną rolę.
Oglądałem go w roli Papkina. W studio
wyborczym na każde pytanie odpowiada: Tusk jest bandytą, Tusk jest bandytą,
Tusk jest bandytą… Kompletny Papkin. Ale czy można mieć do niego pretensje,
pyta sam siebie Rokita i odpowiada: nie można, on ma za sobą ludzi , którym PiS
płaci, którzy powiedzieli mu, jak ma odpowiadać, i to, iż robi z siebie wariata
go nie interesuje, bo ma do odegrania rolę Papkina, po czym wychodzi ze studia
i jest inteligentnym człowiekiem.
No tak.
Można się zgodzić z Rokitą, można nie. Ja się nie zgadzam, bo mimo wszystko
uważam, iż pozostało coś takiego, o czym większość polityków już zapomniała,
jak honor.
A nie
zgadzam się także dlatego, iż ten jego język, ale także język Tuska czy
Kaczyńskiego, obrażający , równający z glebą swoich przeciwników, przechodzi do
motłochu i staje się językiem codziennego dyskursu w mediach. Co ja mówię? Jakiego
dyskursu! Nawalanki!
Obserwuję na
co dzień strony internetowe, ukierunkowane na zniszczenie inaczej myślących.
Każda główna strona sporu takie ma. Obserwuję
i ogarnia mnie przerażenie.
Jak bardzo ogłupiono
Naród. Jak bardzo zrobiono z niego nienawidzące się wzajemnie grupy walecznego
motłochu. To widać szczególnie na forum ogólnopolskim.
To był
przydługi wstęp. Teraz będzie o Mielcu. Na zakończenie.
No więc w
Mielcu jeszcze pływamy powyżej dna. Przynajmniej gdy chodzi o naszych parlamentarzystów.
Choć czasem mam wrażenie, iż ciężar partyjnych obowiązków zaczyna niektórych do
dna przyciągać. Ale póki co trzymają się dzielnie. I oby tak pozostało. Oby nie
dołożyli do tego języka nienawiści, który także wśród części mielczan ogarnia
coraz szersze grupy społeczne (nie chcę tu akurat używać pojęcia zdefiniowanego
powyżej) kolejnych kalumnii i oszczerstw.
Bo w tym ciężkim
czasie wojny obok, która może stać się wojną tutaj, ten język nienawiści, po
zdefiniowaniu w nim swoich przeciwników jako bydło, mordercy, bandyci, etc, i
uwierzeniu w te definicje, jak to uczynili Niemcy, definiując Żydów jako
robactwo, będzie dobrą bazą do wzajemnego mordowania się.
Obyśmy tego
uniknęli.
Dlatego bardzo
proszę całą trójkę naszych mieleckich posłów, bez wskazywania na kogokolwiek, i
chyba czynię to w imieniu większości mielczan, aby miarkowali się w podburzaniu
społeczeństwa, w przekształcaniu go w motłoch, w rzucaniu kalumnii, które
motłoch chętnie podchwyci i rzuci dalej. A najlepiej, aby się uroczyści i
publicznie tego się wyrzekli.
Tego języka
łączącego, a nie dzielącego swoją nienawiścią, życzę także naszym władzom miasta
i powiatu. Co
oczywiście nie oznacza, iż nie można i nie należy spierać się o sprawy dla nas
ważne.
PS. Chociaż,
jak mówi Rokita, „dzisiaj zamiłowanie osób publicznych do prawdy, wolności i
rozumu ociera się o szpital psychiatryczny”, bo ludzie tego nie potrzebują,
ludzie tego się boją, to od czasu do czasu moją prawdę będę przez cały czas Państwu publicznie
przedstawiał.