Czesi mieszkający poza granicami kraju wykazali mniejsze zainteresowanie, niż przewidywano, rejestracją do pierwszego w historii głosowania korespondencyjnego przed październikowymi wyborami parlamentarnymi, mimo iż rząd forsował reformę wyborczą wbrew ostrej krytyki.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Jan Lipavský poinformowało w poniedziałek, iż zarejestrowało się 24 206 obywateli, a część późniejszych wniosków pozostało rozpatrywana.
Szef resortu określił reformę mianem „jednego z największych życzeń czeskich rodaków”, przypominając jednak, iż wyborcy muszą dodatkowo do 29 sierpnia złożyć wniosek o wydanie dokumentów do głosowania, aby faktycznie oddać głos.
Największe zainteresowanie odnotowano w Stanach Zjednoczonych (2 374 rejestracje), Londynie (1 976), Sydney (1 233) i Brukseli (1 216).
Minister ds. europejskich Martin Dvořák przyznał, iż wynik jest „niższy od oczekiwanego”, ale w rozmowie z portalem iDnes podkreślił, iż „nie nazwałby go rozczarowaniem”.
Opozycja winą obarczyła rząd. Poseł ugrupowania ANO Karel Havlíček nazwał sytuację „kolejnym fiaskiem rządu”, argumentując, iż system jest zbyt skomplikowany, a potencjalne zainteresowanie za granicą – mocno przecenione.
Reformę umożliwiającą głosowanie korespondencyjne przeforsowała w czerwcu 2024 r. rządząca centroprawicowa koalicja po miesiącach burzliwych debat. ANO oraz skrajnie prawicowa SPD sprzeciwiały się zmianom, ostrzegając przed ryzykiem manipulacji i zarzucając rządowi zawyżanie oczekiwań – padały sugestie, iż rejestracji dokona choćby 100 tys. Czechów zamieszkałych poza krajem.