Waldemar Żurek znów znalazł się na pierwszych stronach gazet. Tym razem jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny zwrócił się do tzw. „neosędziów” w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. Poprosił ich, by – jak sam to ujął – zaprzestali naruszania prawa i nie odbierali obywatelom podstawowego prawa do niezawisłego i bezstronnego sądu.
Reakcje były przewidywalne. Związany z PiS mecenas Bartosz Lewandowski natychmiast zakpił z całej sytuacji, pisząc, iż Żurek „straszy sędziów odpowiedzialnością karną i cywilną” i iż cała sprawa to „komedia”. Tylko iż dla ludzi, którzy idą do sądu po sprawiedliwość, wcale nie jest to zabawne.
Prokurator Ewa Wrzosek, bliska współpracowniczka ministra, przypomniała na platformie X: „Rygor: pozwy regresowe, ocena prawnokarna”. To znaczy tyle, iż jeżeli państwo polskie będzie musiało płacić odszkodowania za orzeczenia wydane przez nieprawidłowo powołane składy sędziowskie, rachunek może trafić do samych zainteresowanych. w uproszczeniu – nie obywatele mają płacić za błędy polityków i sędziów z nominacji PiS.
Ministerstwo Sprawiedliwości nie owija w bawełnę: wskazuje z nazwiska osoby, które otrzymały nominacje od Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej po 2017 roku, czyli w czasach, gdy PiS podporządkował sobie ten organ. To właśnie ten problem leży u podstaw dzisiejszego chaosu. Orzeczenia takich sędziów od dawna są kwestionowane przez europejskie trybunały i mogą być podważane także w Polsce.
Żurek mówi wprost: jeżeli ktoś decyduje się orzekać, wiedząc, iż został powołany w wadliwej procedurze, musi się liczyć z konsekwencjami. To nie jest – jak sugerują jego przeciwnicy – „wojna polityczna”. To próba wyciągnięcia sprawiedliwości z gabinetów i przeniesienia jej z powrotem do obywateli.
Problem w tym, iż przez osiem lat rządów PiS w sądach zaszły zmiany, które dziś trudno odwrócić. Politycy partii Kaczyńskiego stworzyli KRS zależną od władzy, obsadzili sądy swoimi nominatami i przez lata zapewniali, iż wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Tymczasem Europa, a także część polskich sądów, mówi jasno: te nominacje są wadliwe. A to oznacza, iż wielu obywateli nie ma gwarancji uczciwego procesu.
Można oczywiście udawać, iż problemu nie ma. Można powtarzać, iż Żurek straszy i przesadza. Ale każdy, kto choć raz miał sprawę w sądzie, wie, jak ważne jest, by skład orzekający był bez zarzutu. Inaczej całe postępowanie stoi na glinianych nogach.
Żurek przypomina też, iż w grę wchodzą pieniądze – i to niemałe. jeżeli Polska będzie musiała wypłacać zadośćuczynienia obywatelom pokrzywdzonym przez wadliwe wyroki, rachunek pójdzie w miliardy. Lepiej więc zawczasu uregulować sprawy i pociągnąć do odpowiedzialności tych, którzy mimo wszystko brną w tę sytuację.
Można lubić Żurka albo nie, ale trudno zaprzeczyć, iż mówi głośno o tym, co wielu ludziom od dawna leży na sercu. Polacy mają prawo do uczciwego sądu – i to nie jest żaden luksus, tylko elementarna zasada demokracji. To PiS wprowadził do sądownictwa chaos i dziś ktoś musi go posprzątać. Żurek najwyraźniej podjął się tej roli, choć wie, iż nie zyska za to popularności wśród swoich przeciwników.