Czarnek szuka winnych. Tymczasem prawdziwą klęskę poniósł Nawrocki

7 godzin temu

Nieobecność Polski przy stole rozmów w Białym Domu – gdzie Donald Trump spotkał się z Wołodymyrem Zełenskim, przywódcami europejskimi oraz szefami NATO i Komisji Europejskiej – to porażka polskiej dyplomacji.

Porażka tym boleśniejsza, iż dotyczy bezpieczeństwa Ukrainy i całego regionu, czyli kwestii kluczowej dla polskiej racji stanu. Zamiast rzeczowej analizy, dlaczego zabrakło w Waszyngtonie zarówno prezydenta Karola Nawrockiego, jak i premiera Donalda Tuska, opinia publiczna otrzymała kolejną porcję insynuacji od Przemysława Czarnka. Były minister edukacji, w roli samozwańczego komentatora polityki zagranicznej, próbuje w ten sposób przykryć widowiskową kompromitację obozu prezydenckiego.

Czarnek stwierdził, iż Tusk nie pojawił się w USA z dwóch powodów. Pierwszy: rzekomo nie życzył sobie tego Trump, pamiętając słowa polskiego premiera o potrzebie większej odpowiedzialności Europy za własne bezpieczeństwo. Drugi: Tusk miał być niemile widziany przez kanclerza Niemiec, Friedricha Merza. Wypowiedzi te są symptomatyczne – więcej w nich projekcji i emocjonalnych ataków niż analizy faktów.

Bo fakty są inne. Nikt w Europie nie ma wątpliwości, iż Polska – kraj graniczący z Ukrainą – powinna być obecna w rozmowach o przyszłości regionu. Brak zaproszenia to dowód na to, iż nasze państwo zostało zmarginalizowane. Zamiast wskazywać winnych w Berlinie czy Waszyngtonie, warto postawić pytanie, dlaczego dyplomacja prezydenta Nawrockiego nie była w stanie wywalczyć miejsca przy stole.

Czarnek próbuje skierować reflektory na Tuska, podczas gdy prawdziwy problem leży gdzie indziej. To nie premier prowadzi politykę zagraniczną – formalnie odpowiada za nią prezydent i rząd. A jeżeli głowa państwa – reprezentująca PiS – deklaruje ambicję odgrywania kluczowej roli w polityce międzynarodowej, to jej nieobecność w Białym Domu jest klęską, której nie przykryją żadne komentarze.

Karol Nawrocki, jeszcze do niedawna traktowany w partii jako świeża twarz, dziś zderzył się z rzeczywistością: brak doświadczenia i brak relacji międzynarodowych. Projekt ustawy o Funduszu rozwoju technologii przełomowych, który miał nadać prezydenturze powagę, został przyjęty z politowaniem – jako inicjatywa wchodząca w kompetencje rządu. A teraz, gdy przyszło do realnych spraw międzynarodowych, Nawrocki nie został choćby zaproszony. To właśnie tę porażkę próbuje przykryć Czarnek swoimi oskarżeniami wobec Tuska.

Retoryka byłego ministra opiera się na starym schemacie: wskazać winnego poza PiS-em, najlepiej w osobie lidera opozycji. Tyle iż ta narracja coraz mniej przekonuje. jeżeli Trump rzeczywiście nie chciał widzieć Tuska, to oznacza to, iż polski rząd i prezydent nie byli w stanie zapewnić choćby minimalnej reprezentacji naszego kraju. jeżeli kanclerz Niemiec nie przepada za premierem, tym bardziej potrzebne są umiejętności dyplomatyczne, by mimo różnic wywalczyć obecność w rozmowach. Innymi słowy – jeżeli choćby przyjąć teza Czarnka za prawdziwe, to i tak kompromitują one PiS, a nie Tuska.

Polska polityka zagraniczna wymaga dziś spójności, stabilności i przewidywalności. Tymczasem PiS serwuje opinii publicznej chaos i przerzucanie odpowiedzialności. Karol Nawrocki marzył o roli męża stanu, ale jego pierwsze miesiące na szczycie pokazują raczej bezradność. Przemysław Czarnek, znany z politycznych połajanek i mocnych słów, nie jest w stanie tego zmienić. Może natomiast podsycać wewnętrzne konflikty, by zakryć słabość własnego obozu.

Dla przeciętnego obywatela liczy się jednak nie to, kto wygra propagandowy spór w telewizji, ale to, czy Polska jest obecna tam, gdzie decydują się sprawy naszego bezpieczeństwa. Waszyngton pokazał jasno – nie jesteśmy. A to jest miara skuteczności prezydenta Nawrockiego i całego PiS.

Czarnek swoimi wypowiedziami udowadnia, iż PiS nie ma odpowiedzi na realne wyzwania. Potrafi jedynie szukać winnych gdzie indziej, by uniknąć rozliczenia własnych błędów. I to jest sedno problemu – Polska nie potrzebuje dziś polityków zajętych tworzeniem narracji, ale takich, którzy potrafią zadbać o jej miejsce w świecie.

Idź do oryginalnego materiału