Wypowiedzi Przemysława Czarnka rzadko pozostawiają kogokolwiek obojętnym.
Były minister edukacji, znany z ostrych sądów i bezkompromisowej retoryki, tym razem stwierdził, iż w koalicji rządzącej „buzuje nieprawdopodobnie”, a politycy Polski 2050, PSL-u i Lewicy rzekomo „szukają sobie miejsc, gdzie można by lądować – przy tym upadku – w sposób dość bezpieczny”. Według Czarnka rekonstrukcja rządu ma być jedynie „reanimacją czegoś, co już dawno przestało funkcjonować”.
Trudno jednak traktować te słowa inaczej niż jako próbę odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych Prawa i Sprawiedliwości oraz zabieg czysto propagandowy. Zwłaszcza iż informacje z otoczenia rządu mówią coś zupełnie innego: rekonstrukcja gabinetu Donalda Tuska ma mieć charakter techniczny i uporządkować kwestie organizacyjne, związane z rozdzieleniem kompetencji między dwa nowe resorty – gospodarki i energetyki.
Nie ma również żadnych realnych przesłanek, by mówić o „upadku rządu”. Spotkania liderów koalicji – z Donaldem Tuskiem, Szymonem Hołownią, Włodzimierzem Czarzastym i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem – realizowane są regularnie, a choćby jeżeli towarzyszą im naturalne napięcia, trudno mówić o chaosie czy panice. Takie różnice zdań są nieuniknione w każdej demokratycznej koalicji, zwłaszcza złożonej z kilku podmiotów o różnych programach.
Tymczasem Czarnek zdaje się ignorować te fakty. Mówiąc o „rekonstrukcji czegoś, co już nie działa”, stawia tezę, która nie znajduje potwierdzenia w żadnych publicznie znanych danych. Więcej: sugeruje, iż członkowie partii rządzącej planują już polityczne ewakuacje. – „Wszyscy wiedzą, iż ten rząd upada” – oznajmia z pewnością godną lepszej sprawy.
Skąd te „sygnały”? Próżno szukać jakichkolwiek oficjalnych informacji z Polski 2050, PSL-u czy Lewicy, które potwierdzałyby tezę o rozpadzie koalicji. Wręcz przeciwnie – liderzy tych ugrupowań uczestniczą w pracach nad nową strukturą rządu, co potwierdził m.in. wicepremier Krzysztof Gawkowski. – „Do rekonstrukcji rządu dojdzie w środę i czwartek” – zapowiedział Gawkowski, wskazując na techniczny, a nie kryzysowy charakter zmian.
Można więc zadać pytanie: czy Czarnek rzeczywiście dysponuje jakimiś tajemniczymi informacjami, czy raczej uległ własnej wyobraźni – lub partyjnej propagandzie PiS, która od miesięcy próbuje przekonywać, iż koalicja Tuska nie przetrwa do końca kadencji?
Trzeba przyznać, iż retoryka byłego ministra edukacji jest charakterystyczna – ostrzejsza niż u wielu jego partyjnych kolegów. Mimo to powinna być analizowana w szerszym kontekście. PiS od wielu miesięcy szuka punktów zaczepienia, by podważać legitymację rządu Donalda Tuska. Problem w tym, iż robi to z coraz mniejszym skutkiem. Uderzające są zwłaszcza słowa Czarnka o tym, iż członkowie obecnego rządu „nie mają żadnej legitymacji do rządzenia Polską”. To stwierdzenie nie tylko pomija wynik wyborów z października 2023 roku, ale też de facto odrzuca fundament demokracji parlamentarnej.
Można mieć różne zdanie o skuteczności obecnego rządu. Można go krytykować – choćby za przeciągającą się reformę sądownictwa czy trudności w walce z inflacją. Ale stawianie tezy o jego „upadku” bez jakichkolwiek twardych podstaw, to raczej polityczna fantazja niż poważna diagnoza sytuacji.
W obliczu planowanej rekonstrukcji rządu, która wydaje się być konsekwentnym ruchem organizacyjnym, wypowiedzi Czarnka można uznać za kolejny akt politycznego teatru. Problem w tym, iż taki teatr, choć efektowny dla twardego elektoratu, z każdym tygodniem coraz bardziej rozmija się z rzeczywistością.