„Czarne złoto” okazało się przekleństwem. Polka tam była: istny obraz nędzy i rozpaczy

news.5v.pl 9 godzin temu

Poziom ubóstwa w Wenezueli jest jednym z najwyższych na świecie. Według danych z 2023 roku, około 82,4 proc. gospodarstw domowych żyje w warunkach ubóstwa, a 50,5 proc. w skrajnym ubóstwie. Te dane są szokujące, biorąc pod uwagę, iż kraj ten opływa w surowce naturalne: ma największe na świecie rezerwy „ciężkiej” ropy oraz ogromne zasoby gazu ziemnego. Wenezuela ma także jedne z największych rezerw złota w Ameryce Łacińskiej.

— To, w jakich warunkach funkcjonuje to społeczeństwo, to jest tragedia. Miesięczne zarobki wynoszą około pięciu dol. I trzeba za to przeżyć. To jest jednak absolutnie niemożliwe — mówi ekspertka.

Jak to możliwe, iż kraj tak zasobny w skarby ziemi, ma tak wielkie problemy?

Droga do piekła

10 stycznia 2025 r. na trzecią, sześcioletnią, prezydencką kadencję, został zaprzysiężony Nicolas Maduro. Już w lipcu 2024 r., zaraz po wyborach, w kraju wybuchły masowe protesty, które były brutalnie pacyfikowane przez służby. Od tamtego czasu zginęło prawie 30 protestujących, a ponad dwa tysiące zostało zatrzymanych. Wiele osób zaginęło i rodziny straciły z nimi kontakt.

Protestujący oskarżali ekipę Maduro o masowe fałszerstwa wyborcze. Jak przekonywali, wybory wygrał kandydat opozycji Edmundo Gonzalez, wspierany przez charyzmatyczną nieformalną liderkę wenezuelskiej opozycji Marię Corinę Machado.

— Zwycięstwo Gonzaleza zostało potwierdzone przez dokumenty, które opozycja zdobyła z 80 proc. lokali wyborczych. Maduro sromotnie przegrał, uzyskując 30 proc. poparcia. To jednak go nie powstrzymało przed ogłoszeniem się zwycięzcą – mówi dr Joanna Gocłowska-Bolek z Uniwersytetu Warszawskiego. Ekspertka podkreśla, iż Maduro mógł to zrobić, bo jest silnie wspierany przez wojsko, służby mundurowe, Gwardię Narodową i różnorakie, wspierane przez władze — finansowo i militarnie — bojówki. Organizacje te zwalczają każde, choćby najmniejsze, przejawy buntu.

— Represje były niesamowite. Mundurowi do kontroli zatrzymywali na ulicy spokojnie idących młodych ludzi, w pobliżu uniwersytetów zmuszano studentów do tego, aby odblokowali swoje telefony komórkowe. Służby sprawdzały ich zawartość, czy nie ma tam jakiegoś mema wyśmiewającego reżim, czy jakiejkolwiek oznaki tego, iż ktoś jest niezadowolony z prezydentury Nicolasa Maduro. Gdyby coś podobnego znaleziono, to byłby to powód do zastosowania aresztu — opowiada ekspertka.

Pytam latynoamerykanistkę, dlaczego wojsko i organizacje paramilitarne dalej stoją murem za Maduro. – Wojskowi, zwłaszcza ci na najwyższych stanowiskach, czerpią całymi garściami z obecnej sytuacji. Cieszą się stabilizacją finansową i różnymi benefitami. Bardzo duża część jest uwikłana w siatkę przestępczą, z prezydentem Maduro na czele – odpowiada.

Ekspertka wylicza, iż grupa osób skupionych wokół Maduro czerpie ogromne zyski z przemytu narkotyków, nielegalnego wydobycia złota i przemytu ludzi. — Liderka opozycji Maria Corina Machado próbowała przekonywać, iż ten reżim ma rysy, iż się rozpada, iż ludzie mają już dość Maduro. Jednak okazało się, iż różnego typu naciskami, szantażami, przekupstwami, będzie w stanie utrzymać władzę — zaznacza.

Złoty okres…

Lata 20. XX w. były przełomowe dla Wenezueli. Wówczas to odkryto pierwsze znaczące złoże ropy naftowej. Produkcja tego surowca gwałtownie wzrosła. W latach 70., kiedy świat zmagał się z kryzysem naftowym, Wenezuela stała się jednym z najbogatszych państw Ameryki Łacińskiej. Z drugiej jednak strony w kraju błyskawicznie zaczęła się szerzyć korupcja i marnotrawstwo pieniędzy. Amerykański think-tank Council on Foreign Relations szacuje, iż w latach 1972–1997 przywłaszczono aż 100 mld dol.

Ekspertka zwraca uwagę na to, iż Hugo Chávez, który rządził Wenezuelą od 1999 r. do 2013 r., potęgę kraju zbudował na handlu ropą naftową. – Dzięki temu sfinansował mnóstwo różnych programów społecznych, docierał do małych społeczności wiejskich i do małych miast, o których nikt wcześniej z polityków nie dbał, gdzie budował wodociągi, szkoły, szpitale. Ci ludzie go kochali. Chavez był jednym z nich — opowiada dr Joanna Gocłowska-Bolek.

MIGUEL GUTIERREZ / PAP

Graffiti z Hugo Chavezem w Caracas

Jak zauważa latynoamerykanistka, „dobrze prosperowały przedsiębiorstwa, dobrze funkcjonowali biznesmeni, którzy byli związani z sektorem naftowym”. — Więc tym samym, spowodowało to, iż nie opłacało się inwestować w inne gałęzie przemysłu. Wenezuela sprowadzała z zewnątrz 90 proc. żywności. Było ich stać wówczas na wszystko – dodaje.

… i bolesny upadek

Gdy nastąpił światowy kryzys i ceny ropy gwałtownie spadły, ten model gospodarczy doprowadził do hiperinflacji i poważnych braków towarów. Biurokratyczna i niewydolna gospodarka Wenezueli nie była w stanie wytworzyć wystarczającej ilości dóbr na potrzeby wewnętrzne, co wcześniej było możliwe dzięki importowi finansowanemu z dochodów za sprzedaż ropy.

Następca Chaveza, Nicolas Maduro, nie umiał sobie z problemami poradzić. – Zwolnił z firm naftowych w zasadzie wszystkich: całą dyrekcję, techników i inżynierów, którzy na czymkolwiek się znali. Zastąpił ich swoimi wiernymi zwolennikami, którzy wiedzę mieli nikłą. Przez jakiś czas, siłą rozpędu, to wszystko jakoś funkcjonowało. Aż nastąpił krach. Biznes naftowy został doprowadzony do ruiny. Obecnie, w zasadzie, gdzie nie spojrzymy, to wszystko się sypie. O tym też świadczą nawiedzające co chwilę kraj blackouty, czyli braki prądu. Często się zdarza, iż choćby największe miasta, w tym stolica Caracas, przez kilka czy kilkanaście godzin, a w ekstremalnych sytuacjach choćby przez kilka dni, nie mają prądu — mówi rozmówczyni Onetu.

MIGUEL GUTIERREZ / PAP

Uliczny sprzedawca w Caracas

— Wenezuela została obłożona sankcjami ze strony Stanów Zjednoczonych. Wszystkie firmy, które mogłyby handlować z Wenezuelą, muszą się powstrzymywać albo wykonywać ekwilibrystykę prawną, żeby to zatuszować przez różne spółki-córki. Sankcje nałożone na przemysł naftowy zostały poluzowane przez ekipę Joe Bidena w zamian za obietnicę reżimu, iż zostaną przeprowadzone wybory z udziałem opozycji. Jednak sankcje wciąż utrudniają życie wielu wenezuelskim biznesmenom powiązanym z reżimem. W Wenezueli osiada coraz więcej biznesu z takich państw jak Iran, Turcja czy Rosja. Biznes zaczyna się rozkręcać, często budowany w oparciu o powiązania ze zorganizowaną przestępczością — mówi latynoamerykanistka.

W Wenezueli od lat rozpychają się też Chińczycy. Pekin jest dla władz w Caracas największym pożyczkodawcą. Jako iż Wenezuela nie ma możliwości regulować swoich należności w dewizach, to wysyła do Państwa Środka tankowce z ropą.

Pięć dolarów

Rozmówczyni Onetu podkreśla, iż to, w jakich warunkach funkcjonuje to społeczeństwo, to jest tragedia. — Miesięczne zarobki wynoszą około pięciu dolarów. I trzeba za to przeżyć. To jest jednak absolutnie niemożliwe. Przez lata codzienne życie destabilizowała hiperinflacja. Wenezuelczycy często nie mają dostępu do podstawowych artykułów żywnościowych, do lekarstw. W szpitalach nie ma prawie niczego. Ludzie muszą sami zaopatrywać się choćby np. w strzykawki czy bandaże – mówi.

Ronald Pena / PAP

Mężczyzna przelicza boliwary w Caracas

Dr Joanna Gocłowska-Bolek opowiada mi o swojej wizycie w Wenezueli sprzed dwóch lat. — Odwiedziłam nie tylko Caracas, ale także prowincję. To wszystko jest w zapaści. Byłam między innymi w Meridzie. Jest to pięknie położone miasto w Kordylierach. Jest tam Uniwersytet Andyjski, który wiele lat temu był uważany za jeden z najlepszych uniwersytetów w całej w Ameryce Południowej. Obecnie, zarówno miasto, jak i uczelnia są wyludnione, wszystko tam jest w ruinie. Tylko niewielka część uniwersytetu dalej funkcjonuje, pozostała część jest zniszczona, porośnięta krzewami — relacjonuje.

Latynoamerykanistka mówi, iż w tym czasie, gdy tam była, z głodu zmarła para profesorów, która tam jeszcze pracowała. — Ci starsi ludzie, którzy nie mieli akurat żadnej rodziny za granicą, nie mogli liczyć na żadną pomoc. Byli zdani tylko na siebie. Niestety nie dali rady. Sytuacja ta stała się symbolem zapaści w Wenezueli — dodaje.

— Jeżdżąc po kraju, odwiedziłam różne miasteczka, wsie, gdzie poza błąkającym się bezdomnym psem czy porzuconą kozą nie było nikogo. Czasami pojawiały się pojedyncze starsze osoby, które nie miały już sił na wyjazd do większego ośrodka. – Mijałam pozarastane samochody, porzucone sklepy. Istny obraz nędzy i rozpaczy – zaznacza.

Ekspertka zwraca także uwagę na ogromne rozwarstwienie społeczne. — Z jednej strony w stolicy Wenezueli — Caracas rzeczywiście są dzielnice biedy i okrutnie zmaltretowane ekonomicznie społeczeństwo, ale z drugiej strony w mieście wyrastają jak grzyby po deszczu nowoczesne wieżowce. Codziennie otwierały się tam nowe restauracje i kawiarnie w których jedna kawa kosztuje 10 dol., a więc dwie miesięczne pensje statystycznego Wenezuelczyka. Miejsca te są pełne od rana do wieczora. Korzystają z tych przywilejów głównie ludzie biznesu, którzy mają powiązania z reżimem — opowiada.

Masowa ucieczka przed biedą

Ekspertka zwraca uwagę, iż jest kilka dróg przeżycia. – Ludzie związani z reżimem i czerpiący zyski z przemysłu naftowego mogą wieść dostatnie życie. Mają dostęp do lepszych sklepów, na które zwykłego Wenezuelczyka nie byłoby stać, mogą korzystać z lepszej opieki zdrowotnej, otrzymują paczki żywnościowe od reżimu, w tym na przykład przed świętami Bożego Narodzenia, które w zeszłym roku Maduro dekretem przesunął na… początek października — wylicza. Kolejny sposobem na przeżycie jest posiadanie rodziny za granicą, która będzie w stanie przesyłać swoim najbliższym regularnie dolary.

Gdy jednak obie drogi zawodzą, istnieje jeszcze jedno wyjście. Ucieczka.

Mario Caicedo / PAP

Wenezuelczycy z dobytkiem przekraczają silny nurt rzeki Tachira, próbując dotrzeć do kolumbijskiego miasta Cucuta (2020 r.)

— Proszę sobie wyobrazić, że z Wenezueli uciekło w ciągu ostatnich 10 lat blisko 8 mln osób. To jest jedna czwarta wszystkich mieszkańców kraju. I to dzieje się wszystko w czasie, kiedy Wenezuela nie prowadzi żadnych działań wojennych. To największy kryzys migracyjny w tej części świata od dekad, sytuacja, która destabilizuje także sąsiednie kraje, jak Kolumbia czy Peru, gdzie Wenezuelczycy próbują znaleźć schronienie — mówi ekspertka.

Według danych 2,8 mln Wenezuelczyków uciekło do Kolumbii, 1,6 mln wybrało Peru, a 600 tys. — Brazylię.

Graniczny spór o ropę

Spór wokół Guayana Esequiba to jeden z najbardziej złożonych i długotrwałych konfliktów terytorialnych w Ameryce Południowej. Region ten, obejmujący około 159 tys. km kw (dla porównania Polska ma 312 tys. km kw.), jest przedmiotem sporu między Gujaną a Wenezuelą od ponad stu lat.

Historia konfliktu sięga czasów kolonialnych, kiedy to Wielka Brytania i Wenezuela nie mogły dojść do porozumienia co do granic swoich terytoriów. W 1899 r., po arbitrażu w Paryżu, zdecydowano, iż region Esequibo przypadnie Gujanie, co Wenezuela uznała za niesprawiedliwe i nigdy nie zaakceptowała.

Współczesne napięcia wzrosły w 2015 r., kiedy to w wodach przybrzeżnych Gujany odkryto znaczne złoża ropy naftowej. Wenezuela natychmiast odnowiła swoje roszczenia do regionu, twierdząc, iż arbitraż z 1899 r. był wynikiem nacisków politycznych i nie uwzględniał interesów Wenezueli.

W 2023 r. sytuacja ponownie się zaostrzyła, gdy Gujana przyznała licencje na wiercenia w spornych wodach. W odpowiedzi Wenezuela przeprowadziła referendum, w którym większość głosujących opowiedziała się za włączeniem regionu do Wenezueli. Choć frekwencja była niska, rząd Wenezueli uznał wyniki za mandat do dalszych działań.

MARIELA LOPEZ / AFP

Nicolas Maduro z mapą kraju podczas marszu na rzecz wenezuelskiego stanowiska w sprawie sporu o terytorium Essequibo (grudzień 2023 r.)

Międzynarodowa społeczność, w tym Brazylia, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, wyraziła poparcie dla Gujany, a Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości ostrzegł Wenezuelę przed podejmowaniem jednostronnych działań w regionie. Mimo to, w marcu 2024 r. Wenezuela uchwaliła prawo, które formalnie uznaje Esequibo za nowy stan Wenezueli.

— Wenezuelczycy od pierwszych dni w szkole podstawowej są uczeni, iż część terytorium Guyany o nazwie Essequibo należy do ich państwa. Więc gdy Nicolas Maduro ogłosił, iż będzie próbował odzyskać, wszyscy byli za – mówi ekspertka.

— Według mnie, nie dojdzie do żadnej interwencji militarnej. Granica pomiędzy tymi krajami jest porośnięta gęstym lasem deszczowym. Tam nie ma dróg, tam czołgi nie mają jak zaatakować. Maduro musiałby wysłać lotnictwo, ale jest taki problem, iż nim nie dysponuje. Mają tylko wysłużone samoloty, do których brakuje części – mówi ekspertka.

— Jedyna w miarę logiczna ścieżka wiedzie przez terytorium Brazylii. Ale oczywiście ten kraj na to nie wyda zgody – tłumaczy. – A całe zamieszanie z Esequibo Maduro wywołał celowo, aby zjednoczyć Wenezuelczyków wokół reżimu, pozując na „strongmana”, który miałby rozszerzyć Wenezuelę terytorialnie. To zagrywka polityczna obliczona na wywołanie efektu wewnętrznego przed wyborami — konkluduje badaczka.

Idź do oryginalnego materiału